MZK powstawał na fali potrzeb i entuzjazmu
W 1975 roku skierniewiczanie cieszyli się z województwa, a niedługo potem z pierwszej w historii miejskiej komunikacji. A potem było tak...
To było przedsięwzięcie realizowane z entuzjazmem, ale też na wariackich papierach.
Entuzjazm - bo Skierniewice doświadczyły właśnie niespotykanego awansu na stolicę nowego województwa skierniewickiego, a rysujące się perspektywy wręcz oszałamiały.
Wariackie papiery - bo zapadła decyzja, że w województwie musi być komunikacja miejska, którą trzeba było zbudować od podstaw na gołej ziemi. W 1975 roku pod szyldem Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. MZK powołano przy WPGKiM rok później.
Jak kierowniczka w szlafroku biegała
- Któregoś dnia wezwał mnie dyrektor i powiedział, że jest decyzja o powstaniu Miejskiego Zakładu Komunikacji i ja będę jego kierownikiem. Dlaczego ja? Bo kiedyś pracowałam w PKS - wspomina Irena Huk, w 1976 roku kierująca sekcją ekonomiczną WPGKiM. - Nikt wtedy nie myślał, jakie to będą trudności. Przede wszystkim nie było miejsca na bazę. WPGKiM miało działkę przy ulicy Podleśnej, ale tam była polna droga, podobnie jak na budowanym wtedy Widoku. W końcu ustalono, że lokalizacja powstałej w 1978 roku bazy MZK będzie przy ulicy Moniuszki, na rogu Armii Ludowej (obecnie Piłsudskiego - przyp. red.). Problem w tym, że na gołym placu stała tylko jakaś szopa i niewiele więcej.
Dopiero 40 lat później, na jubileuszowym przyjęciu Irena Huk usłyszała, z czego wtedy podśmiewali się pracownicy. Zdarzyło się jej bowiem przychodzić do pracy w… szlafroku.
- Najgorsze w tej naszej bazie było zaplecze techniczne. Sami zrobiliśmy dwa kanały naprawcze, nie było stacji paliw, autobusy tankowały najczęściej na stacji paliw przy ul. Mszczonowskiej, dziś już jej nie ma. Teraz nawet trudno sobie wyobrazić, jakie wtedy były ogromne trudności ze wszystkim. No i w sytuacjach awaryjnych, o różnych godzinach zdarzało się, że jako kierowniczka leciałam do pracy w szlafroku, bo baza była tuż koło mojego domu, po drugiej stronie ulicy - wyjaśnia Irena Huk. - Autobusy jeździły przeładowane, psuły się, młodzi kierowcy bez doświadczenia i aż dziw, że nie było żadnego poważnego wypadku… Ale ludzie w Skierniewicach się cieszyli z miejskiej komunikacji.
Entuzjazm z nowego województwa i miejskiego przewoźnika wreszcie opadł. Dziesięć lat od uruchomienia skierniewicka komunikacja miejska wpadała w dziurę bez dna, spowodowaną ówczesną sytuacją polityczno-gospodarczą (dla przypomnienia, problemem wagi państwowej był wtedy brak papieru toaletowego oraz sznurka do snopowiązałek).
Dziesięciolecie MZK w lokalnej prasie
Lokalny tygodnik „Wiadomości Skierniewickie” tak w marcu 1986 roku podsumowywał 10-lecie MZK:
„Tak jak kilka lat temu MZK nie ma najlepszej bazy. Nadal jest ona skromna i dość prymitywna. Nie jest najlepszą wizytówką zakładu.
Baza zajmuje ok. 250 mkw. W starym parterowym budynku znajdują się biura i część socjalna. Pomieszczenia są ciasne, mało funkcjonalne. Wszystko wygląda ubogo i dość prymitywnie.
- Teraz nie jest już tak źle - mówi kierownik MZK Krzysztof Pszczółkowski. - Pomalowaliśmy ściany, zrobiliśmy trochę porządku, ale wcześniej…
(…) Kolejnym pomieszczeniem jest warsztat mechaniczny. Pośród wielu różnorodnych narzędzi na poczesnym miejscu leży duży młot.
- To niezbędne narzędzie w naszej robocie - mówi jeden z mechaników. - Mamy trochę narzędzi, ale właściwie są tylko te najniezbędniejsze i też nie wszystkie. Brakuje nowoczesnego sprzętu, przydałaby się tokarka. Mamy już prawie XXI wiek, a u nas w warsztacie zatrzymaliśmy się na początku XX wieku.
- A gdyby nawet były, to gdzie je wstawić? - dodaje Ryszard Kijo. - Już teraz jest ciasno.
Krytycznie mówili o swojej pracy robotnicy pracujący w hali napraw. Tegoroczna zima dała im się solidnie we znaki. Z powodu braku węgla pomieszczenie było bardzo słabo ogrzewane - tylko tyle, aby nie zamarzły rury centralnego ogrzewania.
(…) Załoga MZK w Skierniewicach liczy 57 osób, w tym 32 kierowców, 13 mechaników, 4 dyspozytorów, 5 osób w administracji, sprzątaczka, dwóch kontrolerów. Większość zatrudnionych to ludzi młodzi, którzy nie przekroczyli 35 lat. Praca odbywa się na zmiany - MZK funkcjonuje w godzinach 4 - 24. Przeciętna płaca wynosi ok. 17 tys. zł.
- Gdyby nie godziny nadliczbowe trudno byłoby związać koniec z końcem. Kto chce pracować może sobie nieźle dorobić, ale musi robić świątek piątek - powiedział Wiesław Kędzior.”
Trzy lata później było jeszcze gorzej. Od września 1988 roku zawieszono kursy dwóch linii autobusowych, a „Wiadomości Skierniewickie” pytały ówczesnego kierownika Witolda Rutkowskiego: „Dokąd jedzie MZK?”.
Dokąd jedzie MZK
„- Podstawowy czynnik wszystkich kłopotów to brak kierowców w MZK, choć nie bez znaczenia jest także jakość środków transportu. (…) Z 27 wozów tylko 4 są nowe, tegoroczne. Pozostałe liczą sobie od roku do 7 lat, nic dziwnego, że często się psują, na co wpływa także przeciążenie linii na niektórych trasach. Awaryjność jest tak duża, że cztery kanały w naszych warsztatach są non stop niewykorzystywane i nie pamiętam, by choć jeden stał jakiś czas pusty. Ciągle brakuje także części zamiennych”.
Witold Rutkowski kierownikiem był krótko, podobnie jak Alicja Bujko-Klatka. W roku 1991 do MZK wrócił Krzysztof Pszczółkowski, który kierował zakładem w latach 1981-88. W 1991 wygrał konkurs na dyrektora, by potem od 1997 roku pełnić funkcję prezesa. W 2001 zastąpił go Antoni Urbanek, a jego w 2007 Karol Dratkiewicz. Od 2015 roku prezesem MZK jest Winicjusz Nowak.
W tym czasie, ze względu na likwidację największych skierniewickich zakładów pracy, miejski przewoźnik ograniczył liczbę linii. W szczytowym okresie autobusy obsługiwały 13 linii, obecnie skierniewiczanie korzystają z 8 linii.
Ponadto 1 listopada uruchamiane są linie specjalne, łączące ze sobą dwa cmentarze, osiedla mieszkaniowe i dworzec kolejowy. Od ubiegłego roku tego dnia komunikacja miejska w Skierniewicach jest bezpłatna.