Na dworcu stał trzy godziny. Opiekunowie uznali, że da radę
Niepełnosprawny mieszkaniec Świdnicy przebywał w schronisku w Łyszkowicach. Kiedy miał wrócić do rodzinnego miasta, pracownicy ośrodka przywieźli go na dworzec PKP i... zostawili.
Do naszej redakcji zadzwoniła wzburzona kobieta. Poinformowała, że na peronie drugim skierniewickiego dworca PKP opiekunowie ze schroniska dla bezdomnych pozostawili niepełnosprawnego mężczyznę.
- Siedzi tam samotny pan na wózku, ludzie z ośrodka w Łyszkowicach przywieźli go około godz. 14 i teraz czeka na pociąg do Wrocławia, który przyjedzie dopiero przed 17. Wózek stoi na wietrze, pan nie ma żadnej kurtki i nikt się nim nie przejmuje - relacjonuje zdenerwowana Czytelniczka.
Na peronie skierniewickiego dworca bez trudu rozpoznajemy pana Roberta. Mężczyzna godzi się na rozmowę, chociaż nie chce podać nazwiska. Mówi o Ośrodku Przeciwdziałania Wykluczeniu Społecznemu w Łyszkowicach, który właśnie opuścił.
- Ja tam już nigdy nie wrócę - deklaruje. - Do tego ośrodka skierował mnie świdnicki MOPS, byłem tam cztery miesiące. Miałem być rehabilitowany, ale lekarz tylko raz na mnie spojrzał i o żadnej rehabilitacji nie było mowy. Owszem, dawali jeść i było gdzie spać. To wszystko.
Pan Robert ze Świdnicy ma 52 lata i do 2011 roku był sprawnym człowiekiem. W drodze na cmentarz doznał ataku epilepsji. Spadł ze skarpy, coś go zabolało w kręgosłupie, uszedł trzy metry i zemdlał. Ocknął się w szpitalu w Wałbrzychu.
- Miałem operację, miesiąc po niej wchodziłem nawet na trzecie piętro. Potem porobiły się przykurcze, zaniedbałem rehabilitację i teraz jest jak jest.
Pan Robert zdecydował się wrócić do Świdnicy. Opiekunowie z Łyszkowic spóźnili się na wcześniejszy pociąg, więc postanowili zostawić mężczyznę na wózku samego na peronie. Prawie trzy godziny czekał na pociąg do Wrocławia. Mieli mu pomóc... policjanci.
- Zapytali, dlaczego tu jestem sam i jak wsiądę. Opowiedziałem, obiecali wrócić i wsadzić mnie do pociągu.
Kierownictwo ośrodka w Łyszkowicach nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Pan stwierdził, że świetnie da sobie radę, więc go zostawiliśmy - mówi Małgorzata Pawelec-Mika, zastępca kierownika. - Mężczyzna nadużywał alkoholu i łamał regulamin, wielokrotnie dawaliśmy mu szansę, ale skoro w ten sposób chce swoim życiem kierować...
Ośrodek w Łyszkowicach działa od października, to schronisko dla bezdomnych, w którym przebywa 60 osób. Prowadzą życie jak w zwyczajnym domu, od sprawnych osób oczekuje się pomocy w kuchni czy przy porządkach. Zdaniem kierowniczki pan Robert pomagać nie chciał, za to szybko zaprzyjaźnił się z „łyszkowickim elementem”.
- Mówiłam, że go pobiją, wózek ukradną. Jak mu wyszedł ponad promil alkoholu, to mówił, że to po jabłkach - opowiada Małgorzata Pawelec-Mika. - Ludzie się bali jeździć samochodem, jak on wyjeżdżał wózkiem poza ośrodek i robił sobie wyścigi. Albo patrzył, czy jedzie samochód i robił rosyjską ruletkę, zdąży przed samochodem czy nie zdąży.
Po przygodach na dworcu PKP 52-latek bezpiecznie dotarł do Świdnicy.
- Pan Robert przebywa w tutejszym schronisku dla bezdomnych i bardzo dobrze sobie radzi - informuje urzędniczka świdnickiego MOPS-u. - Placówka w Łyszkowicach zgłosiła nam problem z alkoholem, będziemy sytuację monitorować.
Podopieczni socjalnych instytucji w trudnych sytuacjach znaleźli się często na własne życzenie. Zdarza się, że to ludzie niewdzięczni we współpracy. Jednak pozostawienia niepełnosprawnego na dworcu bez opieki nie wyobraża sobie dyrektor skierniewickiego MOPR-u.
- Niezależnie od tego, jak trudny to człowiek - mówi Janina Wawrzyniak.