Nastolatek z Łodzi utonął w żwirowni pod Łowiczem
Przez dwa dni strażaccy nurkowie szukali 17-latka z Łodzi, który 11 lipca utonął w tzw. małej żwirowni w Dąbkowicach Górnych. Przyczyny i okoliczności poniedziałkowej tragedii bada Prokuratura Rejonowa w Łowiczu.
Łodzianin przyjechał busem wraz z kolegą na zalane wodą żwirowisko. - Chłopak zdjął koszulkę oraz buty, podwinął spodnie, zostawił komórkę na brzegu, a następnie skoczył do wody - tak Jacek Szeligowski, komendant powiatowy PSP relacjonuje przebieg zdarzenia, do którego doszło 11 lipca kilka minut po godzinie 20. - Dopłynął do wysepki, a następnie skoczył do jeszcze głębszej wody i już nie wypłynął.
Topielca znaleziono dopiero 12 lipca o godz. 13.50. Zwłoki znajdowały się 80 metrów od brzegu w miejscu, w którym głębokość wody sięga 7 metrów. - Ciało mężczyzny zostało zabezpieczone do dyspozycji prokuratury - informuje Urszula Szymczak, rzecznik łowickiej policji. - Obecnie trwają czynności zmierzające do ustalenia okoliczności jego śmierci. Przyczyna zgonu będzie znana po sekcji zwłok.
Komendant Szeligowski i przedstawicielka policji apelują o rozsądek podczas wakacyjnych kąpieli. Dzikie kąpieliska, takie jak to pod Łowiczem, są ekstremalnie niebezpieczne. Za sprawą koparek, które wielką łychą wybierały tam żwir, w jednym miejscu woda jest głęboka na 3 metry, a krok dalej już na 7. Nie można też wchodzić do wody bez uprzedniego stopniowego schłodzenia ciała, gdyż może się to skończyć szokiem termicznym