Nauczycielem Roku 2012 została Dorota Ryfka, polonistka z Gimnazjum nr 1 w Skierniewicach.
Co Pani poczuła na wieść, że zdobyła tytuł Nauczyciela Roku?
- To bardzo miłe uczucie. Poczułam, jakby los się do mnie uśmiechnął. W swojej 21-letniej karierze zawodowej zdobyłam kilka nagród, m. in. kuratorium, prezydenta czy dyrektora szkoły, ale ta jest dla mnie najcenniejsza. Traktuję ją jako nagrodę publiczności, bo na jej uzyskanie złożyło się wiele głosów - i to nie tylko uczniów, ale też ich rodziców, moich sąsiadów czy znajomych. Moją pracę doceniło kilkaset osób. Wszystkim bardzo dziękuję.
Liczyła Pani na zwycięstwo?
- Byłam przekonana, że zajmę drugie miejsce, bo w ostatnim tygodniu bardzo dużo głosów zdobyła pani Katarzyna Ziombska. Powiedziałam sobie: trudno, choć przyznam, że miałam chrapkę na laur, gdyż przez kilka tygodni byłam liderką w tym rankingu. O wszystkich głosach na bieżąco informowała mnie córka. Jednak o wygranej miały zadecydować nie tylko sms-y, ale też kupony wycinane z "ITS". O ich zebranie zadbał Michał, uczeń z mojej klasy II d, który mobilizował kolegów i koleżanki. Wiem, że w ostatnim czasie zanieśli do redakcji 80 kuponów. To bardzo miłe z ich strony.
Jak się Pani dowiedziała o wygranej?
- Byłam akurat wtedy na trzydniowej wycieczce w Głuchołazach, na tzw. zielonej szkole. W ubiegły piątek, po ósmej rano, wpadła do mojego pokoju uczennica, bo zadzwonił do niej rodzic z informacją, że wygrałam. Później, w ciągu dnia, odebrałam wiele gratulacji.
Wybór zawodu był przypadkowy?
- Absolutnie nie. Moja mama była przedszkolanką, więc często obserwowałam jej pracę z dziećmi. Bardzo mi się to podobało. Od dzieciństwa chciałam być nauczycielką i do tej pory nie wyobrażam sobie innego zawodu. Pracę w charakterze polonistki rozpoczęłam w dawnej SP nr 8, czyli do tego samego budynku przychodzę już
od 21 lat. Wtedy jednak praca z młodzieżą była znacznie łatwiejsza.
Dlaczego Pani uważa, że dawniej było łatwiej?
- Uczniowie w dawnej klasie ósmej, obecnie drugiej gimnazjalnej, byli dojrzalsi i bardziej odpowiedzialni. Uważam, że reforma polegająca na utworzeniu gimnazjów przyniosła więcej strat niż korzyści. Widzę różnicę w podejściu do nauki. Dawniej ze sprawdzianów, np. z gramatyki, uczniowie dostawali dobre oceny, teraz zadowala ich ocena dopuszczająca, czyli dwójka. Młodzież jest zdecydowanie mniej ambitna. Oczywiście zdarzają się perełki, ale dla nich - choć bardzo się staramy - mamy zbyt mało czasu.
Co to znaczy, że młodzież jest mniej ambitna?
- Przykładów można podać wiele. Pierwszy z brzegu: dawniej lektury nie czytały
3-4 osoby w klasie. Teraz te proporcje są odwrotne - tyle osób obowiązkową lekturę czyta. Reszta przegląda jakieś streszczenia, skrypty. Powód? Powiem banał, ale to wszechobecne komputery, komórki, smartfony i wiele innych współczesnych gadżetów.
A może lektury obowiązkowe nie są już dla młodzieży atrakcyjne?
- Owszem, wiele lektur jest skostniałych. Ale i to się zmienia. Młodzież gimnazjalna nie "przerabia" już na przykład "Syzyfowych prac", "Pana Tadeusza" czy "Antygony". Są za to kryminały Agathy Christie, jest "Oskar i pani Róża" Szmidta czy "Weiser Dawidek" Huelle. Widzę, że te nowe lektury sprawdzają się, a młodzież je polubiła.
Jak nawiązuje Pani kontakt z młodzieżą, dla której internet istnieje "od zawsze", a alternatywą dla książek są e-booki?
- Muszę się pogodzić z faktem, że wszystko idzie do przodu. Trzeba się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Staram się być na bieżąco z nowinkami, w czym pomocne są moje dzieci, maturzystka i gimnazjalista. A jeśli chodzi o komunikację... Jestem autorką innowacyjnego programu pt. "Filmoznawstwo z elementami dziennikarstwa". Prowadzę go drugi rok, ale widzę, że moi uczniowie bardzo polubili trzy dodatkowe w tygodniu lekcje języka polskiego, na których oglądamy wartościowe filmy. Chętniej, niż na temat lektury, wypowiadają się o obejrzanym filmie, piszą recenzje, minirozprawki, odpowiadają na pytania. Raz w miesiącu wychodzimy też całą klasą do kina w ramach Nowych Horyzontów Edukacji Filmowej, realizowanego przez kino Polonez. To jest nasze porozumienie.
Prowadzę również koło dziennikarskie, które wydaje gazetkę szkolną "Echo Jedynki". Należy do niego osiem osób z mojej klasy.
Widzę na biurku laptop. Czy wykorzystuje go Pani tylko do wprowadzania ocen w elektronicznym dzienniku?
- Nie. Czytamy na przykład wiersz Adama Mickiewicza "Niepewność". Nie wszystkich zachwyca. No to puszczam im przebój Marka Grechuty i już im się podoba. Jak tylko mogę, odtwarzam na lekcji poezję śpiewaną. Albo zastanawiamy się w klasie, ile Oskarów zdobył film Romana Polańskiego "Pianista". Wrzucam pytanie w wyszukiwarkę internetową i już wiemy.
Bywa, że młodzież podśmiewa się, że czegoś Pani nie potrafi, np. obsłużyć jakiś nowoczesny sprzęt?
- Oficjalnie nie, staram się, żeby wszystko grało. Ale zdaję sobie sprawę, że jesteśmy narażeni na nieustanną krytykę. Ostatnio czytałam, że jeśli chodzi o przeżywany stres, to zawód nauczyciela plasuje się na drugim miejscu, tuż za pilotem.
Dzisiejsze problemy uczniów różnią się od tych sprzed 20 lat?
- Największe dotyczą złych ocen. Ale uważam, że w tym przypadku uczniowie sami są sobie winni, gdyż się nie uczą. Za swoje niepowodzenia winią jednak nauczycieli.
A rodzice?
- Są bezradni, jeśli chodzi o ambicje swoich dzieci. Bywa, że do gimnazjum przychodzi uczeń ze świadectwem z czerwonym paskiem, i nagle okazuje się, że łapie dwójkę za dwójką. Rodzice nie rozumieją, dlaczego.
A dlaczego?
- Bo, jak powiedziałam, młodzież nie ma tej ambicji, co dawniej. Panuje też moda na nieuczenie się - nie jest dobrze, w oczach innych uczniów, być dobrym uczniem w klasie. Poza tym dziecko trzeba przypilnować, a zabieganym rodzicom nie zawsze się to udaje. To, że dziecko siedzi w pokoju, a na biurku leży książka, nie znaczy, że się uczy. Rodzic powinien zajrzeć do zeszytu, do ćwiczeń, sprawdzić pracę domową. Taka jest prawda. Ale z własnego doświadczenia wiem, że nie jest to łatwe. Przychodzę ze szkoły i muszę jeszcze ze dwie godziny sprawdzać dyktanda, wypracowania, testy, itd.
No i ta papierkologia...
Czuje się Pani czasem jak urzędnik.
- Dokładnie. Zwłaszcza, gdy zbliża się koniec roku szkolnego. Analizy egzaminów próbnych i testów, monitoring podstawy programowej, ewaluacja różnych działań szkoły, arkusze sprawozdawcze, na przykład analiza pracy własnej, kół - co, gdzie, kiedy, czy zamierzone cele zostały osiągnięte, itd. No i jednoczesne prowadzenie dwóch dzienników: tradycyjnego i elektronicznego.
Ktoś to w ogóle przegląda?
- Miejmy nadzieję (śmiech). Dyrekcja musi rzucić na to okiem.
Czy Pani cechy: spokój, opanowanie i cierpliwość pomagają w pracy?
- Na pewno. Staram się nie dać się wyprowadzić uczniom z równowagi. Dodałabym jeszcze jedną cechę, na którą młodzież jest bardzo wyczulona: sprawiedliwość. Uważam, że jestem sprawiedliwa.
Jaka jest Dorota Ryfka prywatnie?
- Mam męża Jacka i dwoje dzieci, Paulinę i Łukasza. Bardzo lubię dobrą książkę i dobry film - oprócz science fiction i fantasy - a relaksuję się na własnej działce pod Skierniewicami. To moja oaza.
Honorowy patronat nad konkursem sprawowali ZNP, prezydent Skierniewic oraz starosta skierniewicki.