Nie ma sposobu na złodzieja słodkości [FILM]
29-letni Adrian S. regularnie okrada osiedlowy sklep. Kradnie mimo wyroków sądowych na koncie.
Problemy Lecha Kołakowskiego, właściciela sklepu spożywczego w Skierniewicach, zaczęły się na początku roku. Wtedy po raz pierwszy pracownicy zauważyli aktywność Adriana S. 29-letni miłośnik czekolady, który za towar nie zamierza płacić, odwiedza spożywczak regularnie.
Złodziej kawy i czekolady
Na jednym z filmów nagranych przez przemysłowe kamery widać, jak 29-latek kradnie kawy z półki. Szybko wrzuca opakowania za pasek dresowych spodni. Nogawki na dole ma związane, żeby łup nie zdążył się wysypać. Później oddala się, wychodząc przez kołowrotek przy wejściu.
Schemat działania za każdym razem jest ten sam, czasem zmieniają się produkty.
- Wchodzi, podchodzi do półek z czekoladą, ile zdąży albo da radę to chowa za ubraniem i wychodzi - opowiada Lech Kołakowski. - Wszystko dzieje się tak szybko, że na pewno nie zawsze udało się moim pracownikom zauważyć jego kradzieże.
Sprzedawczynie bez problemu go rozpoznają.
- Facet jest niegroźny, wchodzi do sklepu, zabiera najdroższe czekolady i wychodzi - opowiada jedna z kobiet. - Ciężko zauważyć, że w ogóle coś zabrał.
- Pierwszy raz zobaczyłyśmy go kilka miesięcy temu - mówi kolejna sprzedawczyni. - Dopiero kiedy wychodził ze sklepu koleżanka zorientowała się, że ukradł czekolady.
Pracownice sklepu poinformowały szefa, który natychmiast zadzwonił na policję.
- Policja przyjechała i spisała, co zabrał. Oczywiście funkcjonariusze doskonale wiedzą, kto to jest i gdzie mieszka - dodaje.
Policja otrzymała nagrania z monitoringu, sprawa trafiła do sądu. Zapadły wyroki.
Sprawiedliwość?
Lech Kołakowski ma przed sobą dwa wyroki w sprawie Adriana S. Dwie kolejne sprawy toczą się w Sądzie Rejonowym w Skierniewicach, jedna jest zgłoszona na policję. Wszystkie dotyczą kradzieży dokonywanych przez Adriana S. w jego sklepie.
- Wyroki są, tylko to nic nie zmienia - mówi przedsiębiorca. - Ten człowiek nic sobie z nich nie robi, ciągle przychodzi i kradnie. Oczywiście o nakazanym przez sąd zwrocie pieniędzy nie ma mowy!
W wyroku z 5 kwietnia Sąd Rejonowy w Skierniewicach uznał winę obwinionego i skazał go na miesiąc ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy na cele społeczne w wymiarze 20 godzin, zapłatę na rzecz właściciela sklepu 128,40 zł tytułem równowartości ukradzionego mienia. Równocześnie zwolnił obwinionego w całości od zapłaty kosztów postępowania, które przejął Skarb Państwa. W kolejnym wyroku, z 27 kwietnia, Adrian S. dostał taki sam wyrok. Zmienia się tylko kwota do oddania - tym razem to 70 zł.
- Ja już nie wiem, co powinienem zrobić - mówi Lech Kołakowski. - Ten człowiek zupełnie się nie przejmuje. W tym tygodniu znów okradł mój sklep.
Dać nauczkę
W gorszych chwilach właściciel sklepu zastanawia się, czy w jakimś momencie nerwy mu nie puszczą i sam nie wymierzy złodziejowi sprawiedliwości.
- Raz była taka sytuacja, że udało się złapać go na gorącym uczynku. W sklepie był mój pracownik i po prostu rzucił się za nim w pościg - opowiada właściciel sklepu. - Gonił go aż do mieszkania Adriana S., ale złodziej zdążył mu zatrzasnąć drzwi przed nosem. I co można mu wtedy zrobić? Nic - dodaje rozżalony przedsiębiorca.
Pomysł na własnoręczne wymierzanie sprawiedliwości z pewnością nie zakończyłby się jednak dobrze.
- Ten złodziej z pewnością wie, że jest chroniony przez prawo nienaruszalności osobistej i nic sobie nie robi ze zobowiązań - mówi Franciszek Widera, prezes Społecznego Komitetu Ochrony Praw Człowieka. - A jeśli jeszcze będzie miał świadka, to właściciel wpadnie w kłopoty i nic nie odzyska.
W statystykach Komendy Miejskiej Policji w Skierniewicach w bieżącym roku figurują 104 postępowania dotyczące kradzieży w sklepach, 90 spraw skierowano do sądu.
- Policja wie, że on ma swoje wyroki, odsiaduje po kilka dni i później tu wraca - mówi sprzedawczyni okradanego sklepu.
- Raz go zauważyłyśmy, udawał, że chce coś kupić i koleżanka za nim chodziła, żeby nic nie wziął. Zapytał: „dlaczego mnie pani pilnuje?” - opowiada druga z kobiet.
Adrian S. nie jest agresywny i sprzedawczynie się go nie boją, chociaż wolałyby nie spotykać 29-latka po pracy. Strach pomyśleć, co mogłoby się dziać, gdyby sklep upodobał sobie agresywny złodziej...
Adriana S. klienci sklepu czasem biorą za... przedstawiciela handlowego.
- Jedna z kupujących kobiet myślała, że zabiera z półek towar po terminie ważności - mówią. - Wygląda tak zwyczajnie, że nikt na niego nie zwraca uwagi.
Nie ma wyjścia
„Wyczyny” Adriana S. są nagrywane przez monitoring; są świadkowie, szybka reakcja policji i sprawny wyrok sądu. Winny odbywa karę, a później robi dokładnie to, za co został skazany.
Poszkodowanemu właścicielowi brakuje sił.
- Ja nawet nie wiem, ile on ostatnio ukradł - przyznaje. - Mam tej sytuacji serdecznie dość. Czasem myślę, żeby zamknąć swój biznes.
- Niestety, czasami człowiek jest bezsilny - przyznaje Franciszek Widera. - Można pisać do rzecznika praw obywatelskich. Niestety, żyjemy w państwie „niby-prawa”, gdzie ten, który zło czyni, ma większe prawa niż pokrzywdzony. Osobiście tego doświadczyłem - dodaje.
Do Sądu Rejonowego w Skierniewicach wystosowaliśmy kilka pytań w sprawie Adriana S., odpowiedź mamy otrzymać w przyszłym tygodniu. Do sprawy wrócimy.