Nie mają niczego, proszą o pomoc [WIDEO]
Ewa i Łukasz Sałkowscy proszą ludzi dobrego serca o pomoc. Nie o pieniądze, lecz o meble w dobrym stanie i ciuszki dla 5-miesięcznego Filipka.
Nie wszystkim układa się w życiu jakby chcieli. Pochodząca z okolic Dęblina 34-letnia Ewa przeszła przez przemoc domową, otarła o bezdomność. Popadła w długi, choć trzeba przyznać, na własne życzenie. Trzy lata po rozwodzie. Były mąż – jak twierdzi – bił ją i wmawiał, że do niczego się nie nadaje.
Teraz próbuje wraz z drugim mężem wrócić do normalnego życia. Łukasza poznała w komunikacji miejskiej w Warszawie i przyszła za nim do Skierniewic. Od lutego wynajmują dwudziestoparometrowe mieszkanko na osiedlu Rawka, a pięć miesięcy temu na świat przyszedł Filip.
– Czasami jest człowiekowi ciężko. Nie wiedziałam co robić, więc zgłosiłam się do gazety prosząc o pomoc. Byłam w rozsypce – tłumaczy Ewa Sałkowska, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu, zajętym przez wersalkę, szafę, niewielki regał i dziecięce łóżeczko. Tylko łóżeczko jest ich, resztę mebli pożyczyli znajomi. – Do grudnia powinniśmy oddać. Najważniejsze, że jest dach nad głową, że nie śpimy na dworcu.
Kobieta nie pracuje, chce najpierw odchować syna. Na rodzinę zarabia Łukasz, spłacając kilkunastotysięczne długi żony.
– Pracuję przy szkle i muszę się długo myć po powrocie, zanim wezmę Filipa na ręce. Jestem cały w drobinkach szkła – mówi młody tata.
Pieniędzy wystarcza im na przeżycie, ale niewiele więcej. Dochody przekraczają minimalną kwotę na osobę, poniżej której mogliby otrzymywać wsparcie z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
– Pani Ewa nie oczekuje jednak pomocy finansowej – mówi Janina Wawrzyniak, dyrektor MOPR w Skierniewicach. – Poza tym nie wpuszcza do mieszkania pracowników socjalnych, ale z tego co sprawdziliśmy, dziecko jest zadbane i służba zdrowia nie ma uwag. Nie oceniam tej rodziny, bo zawsze trzeba dać szansę, najważniejsze, żeby dziecko było wychowywane w godnych warunkach.
– Właściciel nie chciał, żeby tu kogoś wpuszczać, ale pani z MOPR mąż pokazał pasek z pensją – tłumaczy kobieta. – Nawet na meble nas nie stać, z becikowego kupiliśmy pralkę. Na pomoc ze strony mojej rodziny liczyć nie mogę, brat nadużywał alkoholu, mamie samej jest ciężko. Teraz teść nam pokój wyremontował, pomalował, bo grzyb był, a przy małym dziecku nie może być grzyba. Nic więcej nie możemy zrobić, mieszkanie nie jest nasze. Może kiedyś będzie.
Ewa i Łukasz Sałkowscy marzą o własnych meblach i ubrankach dla synka, który rośnie jak szalony. I przydałby się węgiel oraz drewno na zimę. Mogących im pomóc prosimy o kontakt z naszą redakcją.