Nie rodzą na rodzinnej sali i nie dostają znieczulenia
Zrzeszone w Klubie Mamy Skierniewice członkinie zasygnalizowały problem w nowo otwartej sali porodów rodzinnych w skierniewickim szpitalu. Z ich głosów wynikało, że poza dwoma porodami na nowej sali, żadne inne się nie odbyły.
Głos w dyskusji Klubu Mamy Skierniewice zabrał wicemarszałek województwa Dariusz Klimczak.
- Nie po to wydawaliśmy pieniądze na nową salę porodów rodzinnych, żeby stała zamknięta - stwierdził zapowiadając wystąpienie o wyjaśnienie tej sprawy. - Niezadowolone panie bardzo serdecznie przepraszam.
Dariusz Klimczak otrzymał wyjaśnienia od dyrektora WSZ w Skierniewicach Jacka Sawickiego oraz od rzecznika szpitala. Na chwilę zamknięcia tego numeru gazety dysponował taką samą wiedzą, jak nasza redakcja. Nie zamierza jednak pozostawiać tej sprawy.
- Nie poprzestanę na wyjaśnieniach - zapowiada dopuszczając także taką możliwość, że personel być może nie informował pacjentek o możliwości skorzystania z sali porodów rodzinnych, bo rodziły same, bez osoby bliskiej.
Zapytany o stan faktyczny rzecznik szpitala potwierdza, że rzeczywiście były tylko dwa porody. Z czego to wynika?
- Zauważyliśmy niewielkie zainteresowanie porodami w sali porodów rodzinnych - informuje Paweł Bruger. - Z relacji personelu wiem, że przyszłe mamy nie pytają o to.
Rzecznik stwierdza, że wynika to być może z braku informacji o takiej możliwości i pacjentki nie wiedzą, że mogą z sali korzystać. Bierze przy tym pod uwagę możliwość, że personel nie informuje przyszłej mamy o nowej sali.
- Personel już dostał polecenie, aby takich informacji obligatoryjnie udzielać - po naszej interwencji zapewnił Paweł Bruger.
Niedawna pacjentka szpitala, chcąca zachować anonimowość, stwierdza jednak, że była zainteresowana zarówno porodem w nowej sali jak i otrzymaniem znieczulenia.
- Zapytałam o to jakoś dzień przed porodem, położne i jedna z lekarek były bardzo zdziwione - relacjonuje. - Usłyszałam tylko, że są braki kadrowe, a sala stoi cały czas zamknięta na trzy spusty.
Rzecznik stanowczo zaprzecza, żeby sala do porodów rodzinnych była zamknięta. Przyznaje za to, że faktycznie, na znieczulenie przy porodzie nie można liczyć.
- Jeśli chodzi o znieczulenie, nowa pani anestezjolog będzie dostępna od listopada, w tym czasie organizujemy też pracę anestezjologów - informuje.
Zgodnie z założeniami znieczulenia miały ruszyć wraz z otwarciem nowej sali. Mamy są rozczarowane brakiem informacji. Wiedza o braku znieczulenia sprawiłaby, że zastanawiałyby się nad wyborem innej placówki. Pacjentki podkreślają, że czuły się oszukane. Anonimowo kontaktuje się z nami kolejna.
- O możliwość porodu pytałam zarówno ja jak i mój mąż. Oboje usłyszeliśmy, że nie działa nowa sala. Rodziłam na starej sali, a tak się cieszyłam na rodzinny poród - opowiada świeżo upieczona mama. Kolejna z mam także zabiera głos.
- Na dociekliwe pytania, dlaczego nie mogę rodzić na nowej sali, w końcu ktoś powiedział wprost, że sala jest niegotowa i lepiej rodzić na starej. Poza tym słyszałam, że sanepid nie dopuścił tej sali - dodaje.
Barbara Wieteska ze skierniewickiego sanepidu potwierdza, że sala porodów rodzinnych nie uzyskała opinii sanepidu.
- Szpital złożył na początku września wniosek o wydanie opinii dotyczącej pomieszczeń i urządzeń - informuje dyrektor Witeska. - Na tamtą chwilę nie były zakończone wszystkie prace adaptacyjne zgodnie z przedstawionym projektem - dodaje.
Sanepid opinii nie wydał i poinformował szpital, że w przypadku dokończenia prac może zgłosić salę, ale do tej pory szpital z takim zgłoszeniem nie wystąpił.
Rzecznik szpitala informuje, że decyzja sanepidu nie jest wymagana.
- Sala porodów rodzinnych nie jest nową, odrębną komórką organizacyjną szpitala. Budowa sali była konsultowana z sanepidem na etapie projektowania. Nie jest to więc powodem do tego, aby sala miała być nieczynna - tłumaczy Bruger.
Czy rzeczywiście?
- NFZ kontraktuje świadczenia na oddziale ginekologiczno-położniczym, nie kontraktujemy poszczególnych sal porodowych - informuje Anna Leder, rzecznik prasowy ŁOW NFZ. - Jeśli ta sala porodów rodzinnych nie została pozytywnie zaopiniowana przez sanepid, to rzeczywiście pacjentki nie mogą z niej korzystać, ale to już kompetencje sanepidu, nie NFZ - dodaje Anna Leder.
Mamy obawiają się, że w całej sytuacji ucierpią położne.
- Pan rzecznik prosił o podanie nazwisk osób, które podały takie informacje. To logiczne, że nikt ich nie poda. Żadna położna nie jest winna zaistniałej sytuacji, te panie naprawdę dobrze wykonywały swoją pracę.