Żaklina Borowska

Nie temu, komu trzeba

Żaklina Borowska

Papierówka 2013. Drugie miejsce w kategorii wiekowej 16-19 lat

Ostatni pociąg ze Skierniewic właśnie odjechał. Charakterystyczny syk szyn powoli ucichł. Z małej stacji rozpierzchło się kilkanaście osób wracających z pracy do domu. W większości zmęczonych, trochę sennych i otępiałych. Każdy duchem już dawno był w zupełnie innym miejscu. Żadnego gwaru rozmów ani innych odgłosów. Nawet wiatru nie było słychać. Mała miejscowość tak późnym wieczorem zdawała się być wręcz wymarła.

Choć był dopiero początek września, w nocy temperatura spadła do takiej, którą odczuwało się jako dosyć uciążliwą. Lekka kurtka nie była najlepszym pomysłem. Nie dawała praktycznie żadnego efektu, ale nie było jeszcze czasu żeby pomyśleć o kupnie jakiegoś płaszcza. W myślach większość osób i tak tkwiła nadal w środku lata. Tego roku sezon grzewczy przedłużył się praktycznie do maja, więc o zbliżającej się znów zimie większość osób próbowała raczej zapomnieć. Tak samo jak młoda dziewczyna wracająca akurat do domu.

            Zeszła w odwrotnym kierunku peronu niż reszta podróżujących. Przeszła przez wyrwę w siatce otaczającej platformę i zeskoczyła na ziemię. Niedbałym krokiem podążała po wydeptanej przez ludzi dzikiej ścieżce aż na nasyp kolejowy. Kamienie chrzęściły pod jej stopami. Ten jedyny dźwięk roznosił się i powoli ginął w mroku. Ciemna ścieżka tuż przy zaroślach o takiej porze nie powinna być uważana za doskonały skrót (biorąc pod uwagę względy logiki), jednak wszyscy okoliczni mieszkańcy mieli historie o duchach czy seryjnych mordercach raczej za wymysł amerykańskich reżyserów, niż za coś prawdopodobnego. No, ewentualnie jakiś nie do końca trzeźwy rowerzysta mógł wpaść do kanałku w połowie ścieżki i złamać nogę, ale to raczej inna historia.

            Jednak opowieści, jakkolwiekby były nierealne, o takiej porze nocy zaczynały mimo wszystko ożywać. Choć oczywiście już po wschodzie słońca absolutnie nikt nie przyzna, że przychodziły mu na myśl. Tak też czuła się niewysoka brunetka, która musiała raczyć się spacerkiem przez malownicze, mroczne zarośla. Otępienie monotonnym turkotem pociągu oczywiście dawno już minęło. Teraz jej kroki przyspieszały. Aby tylko dojść do ulicy, przy której są latarnie. I być w domu przed północą zanim zwyczajowo będą gaszone.

            Ostatnie sto metrów i stawało się coraz jaśniej. Dwa kroki, pięć kroków i chodnik! Obejrzała się przez ramię. Było pusto i nadal cicho jak makiem zasiał. Często wracała tak późno. Koleżanki pukały się w czoła, twierdząc, że to strach samemu chodzić o takiej porze. Ona jednak zawsze zaprzeczała. Nigdy nie bała się chodzić po okolicy. W końcu zna ją i tutejszych ludzi jak własną kieszeń. W sumie to nigdy specjalnie niczego się nie obawiała. Od kilku dni była jednak tak roztrzęsiona, że każda drobna rzecz wytrącała ją z równowagi. Byle szmer i nie była w stanie skupić się na czymkolwiek. Nawet tykanie zegara wierciło cienką igłą dziurę w głowie, przez którą umykały wszystkie myśli. Pomyślała, że chyba potrzebuje kilku dni odpoczynku. Bo inaczej oszaleje i wyląduje u psychiatry.

            Ale teraz zwyczajne zmęczenie dało o sobie znać. Zaczęła się więc zastanawiać nad bardziej prozaicznymi rzeczami. Nie mogła sobie przypomnieć, czy rano złożyła kanapę, czy tylko doprowadziła na niej pościel do porządku. Oby była rozłożona. W końcu ona sama jest już tak nieżywa, że nie będzie jej rozkładać n-ty raz. Najwyżej zalegnie na niej tak po prostu i okryje się kocem. Żeby tylko być już w domu.

            Idąc po chodniku, stukała równo obcasami. Lubiła ten odgłos. Kiedy była małą dziewczynką, nie mogła się doczekać, kiedy będzie miała swoje pierwsze dorosłe buty. Teraz po kilkunastu godzinach miała ochotę zdjąć je z nóg i cisnąć gdzieś w krzaki. Po całym dniu, przy spuchniętych stopach, po prostu uwierały. Już widziała w swojej wyobraźni te odciski i czerwone ślady. Teraz przechodziła właśnie fragment chodnika, w którym właściwie nie było kostki. Sam piach. Wyrwa, ale kto by się nią przejął i ją poprawił? Po co? . Zatapiając obcasy w miękkim piasku, coś usłyszała. Kroki. Ale nie jej. Nawet się nie odwróciła.
            Ulica jak ulica. Nie jakieś odludne pustkowie. Normalne, że nie jest tu sama. Ale poczuła się dziwnie. Nie pierwszy raz szła tą ulicą do swojego domu o takiej porze. Nigdy nikogo nie spotkała. Miała ochotę się odwrócić i spojrzeć, żeby choć trochę się uspokoić. Przecież to musi być ktoś znajomy. Jakiś sąsiad. Przyjezdny nie wędrowałby sam, dokąd miałby iść?  W okolicy były tylko jednorodzinne domki. A stacja kolejowa znajdowała się dokładnie w odwrotnym kierunku.

            Pomyślała sobie, że bez sensu panikuje. Przecież nikt się na nią nie rzuca i jej nie śledzi.  Ale myśli w jej głowie nagle zaczęły wariować. Kolejny raz tego dnia zawładnęły nią nerwy. Coś wewnątrz twierdziło, że ta sytuacja jest podejrzana. Ogarnął ją irracjonalny lęk. Pomyślała, że chyba jednak naprawdę zwariowała. Kiedy schodziła ze ścieżki na chodnik rozglądała się na wszystkie strony. Nikogo nie było. Skąd się więc wziął?  Im więcej o tym myślała, tym mocniej była poddenerwowana. Wahała się - odwrócić głowę i spojrzeć, czy lepiej nie. Na razie w dalszym ciągu wsłuchiwała się w kroki. Była coraz bliżej swojego domu i trochę przyspieszyła. Nie ma co urządzać sobie w takiej sytuacji spaceru.

            Nagle tuż przed nią wyrosła następna przeszkoda dla jej zszarganej dzisiejszym wieczorem psychiki - dalej nie było latarni. Zaczęła w myślach wyklinać ten fakt. Jeszcze tego brakowało! Nerwowo próbowała się okryć letnią kurtką. Jej chód powoli zamieniał się w bieg. Zdawało jej się, że ktoś za nią również zaczyna biec. Słyszała te cholerne kroki. Nawet przez świst powietrza w uszach. Pomyślała, że nawet jeżeli ktoś ma wobec niej złe zamiary, to i tak nie ucieknie. Nie ma szans.  Pomyślała, że zrobi coś innego. Odwróci się gwałtownie i jeżeli ten ktoś za nią rzeczywiście spróbuje się na nią rzucić, najpierw to ona rzuci w niego swoją torebką. Podobno tak należy zrobić, żeby przeciwnika rozkojarzyć. A potem puści się pędem. O ile będzie w stanie.

            Jak pomyślała, tak zrobiła. Odwróciła się gwałtownie trzymając oburącz torebkę. I zamarła. Bo za nią nikogo nie było. Zupełnie nikogo. Pomyślała, że chyba oszalała. Zaczęła się śmiać. Bardzo nerwowo, bo serce nadal głośno tłukło się wewnątrz niej. Kroki! Chyba miała omamy słuchowe ze zmęczenia. Cóż, w końcu idzie sama w środku nocy, coś mogło się jej wydawać.
            Stała tak przez chwilę. Łapczywie wdychała chłodne powietrze. Jaka jest głupia! Przecież tu nikogo nie było, a jej nic nie może się stać. Absolutnie nic. Powoli odwróciła się z powrotem, a wtedy...

-Buuu! - coś o posturze człowieka i twarzy potwora patrzyło na nią wielkimi oczami. To nie była ludzka twarz. Nawet nie miała zamiaru dłużej się temu przyglądać. Nie chciała wiedzieć kto lub co to jest. Odruchowo puściła się pędem w odwrotną stronę. Chciała wrzasnąć, ale to, co wydostało się z jej gardła, było tylko cichym piskiem. Już teraz o niczym nie myślała. W panice jej mózg zupełnie się wyłączył.

            Biegła, ale postać za nią była o wiele szybsza. Już po kilku sekundach złapała ją w pół. Napastnik zaczął coś mówić, ale nie chciała tego słuchać. Szamotała się próbując wyrwać. Nie mogła. W ręku nadal trzymała torebkę, więc po prostu zaczęła go nią okładać. Zdawało jej się jednak, że te ciosy nic nie znaczą. Ręce tak jej drżały, że nie była w stanie porządnie się zamachnąć. Dostała napadu szalonej paniki, z trudem łapała powietrze. Jedyne, co przyszło jej na myśl, to to, że napastnik i tak jej nie zabije. Bo nie zdąży. Ona pierwsza dostanie zawału ze strachu na tym brudnym chodniku. Ale było to raczej marne pocieszenie.

            W tym czasie napastnik mówił coraz głośniej i głośniej - Nastka przestań! Boże, no    przepraszam, chciałem cię tylko nastraszyć! - sens tych słów dotarł do niej dopiero po kilkunastu sekundach. Trzęsła się, w głowie wszystko wirowało, a w krtani powietrze świszczało przy każdym oddechu. To był jej chłopak. Ze starą maską przeciwgazową na głowie. Właśnie ją zdejmował ciesząc się przy tym jakby udało mu się wykręcić dowcip stulecia. Do zapoconej twarzy przyklejała mu się grzywka. Stał tak i śmiał się, a ona tymczasem usiadła na bruku i zaczęła płakać. Trochę ze złości, trochę ze wstydu, że dała się tak nastraszyć. Normalnie jego głupie dowcipy ją śmieszyły, ale tym razem miała ochotę go zabić. I pod wpływem impulsu rzuciła się na niego. Tym razem wzięła już odpowiedni zamach.

-Ty porąbany idioto! Jak ja cię nienawidzę! Co, nudziło ci się, to sobie musiałeś zajęcie znaleźć?! -  wrzeszczała, a łzy spływały jej po twarzy. Wyglądała, jakby dostała zupełnego szału.
-Przestań wrzeszczeć, ludzi pobudzisz! - czymś musiał się w końcu bronić, a to jedyny argument jaki mu przychodził do głowy. Nie sądził, że aż tak mocna będzie jej reakcja.
-Teraz cię to interesuje? Było pomyśleć o tym wcześniej! I musiałeś za mną iść taki kawał? Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam! Czy ty rozumu nie masz?!

-Oj już przestań wymyślać! Wcale za tobą nie szedłem, czekałem na ciebie przy domu Kowalewskich. Co cię ugryzło, przecież to był tylko dowcip! - teraz i jemu przestawał wydawać się śmieszny
-Odczep się! I nawet nie waż się do mnie podchodzić! - złapała torebkę i pobiegła w stronę domu. Zamiast otworzyć furtkę kopnęła w nią z całej siły. Chyba złamała zamek, ale miała to w nosie. Dość całego tego zamieszania. A na chłopaka nie chciała nawet patrzeć. Mimo że pobiegł za nią i próbował przepraszać.

            Podczas gdy niewesoła awantura przeniosła się z ulicy do domu, w cichej ciemności gasły ostatnie latarnie. Z powrotem zrobiło się zupełnie cicho. Oprócz jednego odgłosu. Kroków. Kroków osoby, która tego wieczora naprawdę szła za dziewczyną. Na długo przed miejscem, z którego wyłonił się jej chłopak. Ktoś wysoki, w ciemnym stroju, którego twarzy z daleka nie można było dojrzeć. Również niezadowolony z przebiegu dzisiejszego wieczoru. Nie tak miał on się skończyć. Jak się okazało, ktoś tu wykręcił niezły dowcip. Ale nie temu, komu trzeba.
Żaklina Borowska, uczennica LO im. B. Prusa w Skierniewicach

Żaklina Borowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.