Franciszek Viscardi

Nie zastaniesz mnie już w Skierniewicach

Franciszek Viscardi

Papierówka 2013. Pierwsze miejsce w kategorii 13-15 lat

18 grudnia 1807r. młody porucznik dragonów Joachim de Bournoville został ranny podczas potyczki straży przedniej wojsk napoleońskich z żołnierzami wycofującej się armii rosyjskiej pod Łowiczem. Krwawiącego obficie żołnierza przetransportowano razem z innymi poturbowanymi Francuzami do lazaretu w Skierniewicach.

Po uzyskaniu pomocy lekarskiej w szpitalu przy kościele pw. św. Stanisława, otrzymał kwaterę w domu zamożnej mieszczki Adelajdy Piotrkowskiej i jej pięknej, osiemnastoletniej córki Magdy. Młody i przystojny oficer szybko powracał do zdrowia. Oczarowany córką Adelajdy oświadczył się o jej rękę. Ślub odbył się 31 V 1808r. w kościele pod wezwaniem św. Jakuba. Zgodnie z Konstytucją, nadaną 22 VII 1807r. Księstwu Warszawskiemu przez Napoleona, Joachim zawarł z Magdą ślub cywilny. Uroczystość odbyła się w obecności towarzyszy broni i weteranów, którzy przebywali w mieście z uwagi na chrzest córki marszałka Ludwika Davouta – Napoleonii Adeli. Młoda para żyła spokojnie do roku 1809, kiedy wybuchła wojna z Austrią. VII korpus księcia austriackiego Ferdynanda d’Este zajął większą część kraju, a 15 maja podjazdy majora Gottenburga zajęły Skierniewice. W tym burzliwym okresie Joachim ukrywał się w domu swej małżonki, pogrążonej w smutku po nagłej śmierci matki. Młody Francuz nie przeczuwał wówczas, że jego młoda żona umrze  w 1812r. podczas szalejącej w Skierniewicach zarazy. Osamotniony i zrozpaczony po jej stracie wyruszył w 1812r. wraz z korpusem księcia Józefa Poniatowskiego na wojnę z Rosją. Zginął podczas bitwy pod Borodino.

            200 lat później, w maju 2012r., niejaki François de Bournoville przeglądał na strychu swego antykwariatu w Ambronay stare rodzinne manuskrypty i dokumenty. Wśród pożółkłych kart leżała stara koperta. Zaciekawiony otworzył ją i wyjął małą kartkę. Z trudem odczytywał wyblakłe litery. Data była zatarta, a treść listu brzmiała następująco:
„Ma chère Sophie,
 je ne peux pas pas en croire que tu m’aies retrouvé. J’ai été blessé et je Ne
pouvais pas t’écrire. Maintenant je vais mieux et j’espère régresser vite à la
caserne. C’est une folie de vouloir venir me voir. Probablement tu ne pourrais pas
me rencontrer à Skierniewice, car, comme tu le sais, l’Emperreur se prépare à la
guerre avec Russie et bientôt l’armée va quitter le Duché de Varsovie. Ma chèrie, je
dois terminer car le messager me fait presser. Attends mes nouvelles.
Ton mari qui t’aime toujurs, Joaquim.”

(tł. „Droga Sophie,To  nadzwyczajne, że zdołałaś mnie odnaleźć. Byłem ranny i dlatego nie pisałem do Ciebie. Teraz czuję się lepiej i niebawem powrócę do swego oddziału. To szaleństwo, abyś przyjeżdżała do mnie. Najprawdopodobniej nie zastaniesz mnie już w Skierniewicach, gdyż cesarz szykuje się do wojny z Rosją i niebawem armia opuści granice Księstwa Warszawskiego.  Czekaj na wiadomości ode mnie.Twój kochający mąż Joachim de Bournoville”)

Joachim de Bournoville … Francuz natychmiast skojarzył nadawcę listu z bohaterem rodzinnych opowieści o napoleońskim żołnierzu. W ręce miał więc list od Joachima de Bournoville do Sophie de Bournoville – jego żony. Z drżeniem serca  przeczytał jeszcze raz małą kartkę. Nie wiedział wcześniej o tym, że Joachim, brat jego prapradziadka, miał żonę. Co się z nią stało? Joachim na pewno nie spoczął w rodzinnym grobowcu, być może jego kości pozostały na polu jednej z wielu bitew. Jednak dlaczego jego żona Sophie nie została pochowana obok innych de Bournovillów? Ten list stanowił namacalny dowód jej obecności w tej rodzinie. Niestety, nie wiadomo, kiedy Joachim napisał do żony. Data była nieczytelna. Jeszcze tego samego wieczoru François postanowił pojechać do Skierniewic – miasta w Polsce, skąd został wysłany list. W myślach próbował rekonstruować losy Joachima i Sophie. Mogło przecież być tak, ze ranny Francuz został zwolniony z wojska, a kiedy dotarła do niego żona, pozostali w Skierniewicach. François po 200 latach miał szansę rozwiązać rodzinną zagadkę. Przyjechał do Polski na początku lipca. Był w dobrym nastroju, kiedy dotarł do kancelarii kościoła pod wezwaniem św. Jakuba Apostoła. Tamtejszy ksiądz pokazał mu księgi zgonów, sięgające nawet 1807r. oraz udzielił informacji o starych nagrobkach. Jednak zaprzeczył, aby jakiś de Bournoville został pochowany na miejscowym cmentarzu. Rozczarowany i przygnębiony François de Bournoville podziękował proboszczowi za okazaną pomoc. Przed powrotem do Warszawy, spacerując po mieście, przypadkowo dotarł na stary cmentarz ulokowany tuż przy małym kościółku. Szedł pomiędzy starymi  grobami, starając się odczytywać zniszczone przez czas inskrypcje. Obok kościoła zauważył jakąś dziewczynę, stojącą przed kamiennym grobowcem. Wysoka blondynka z uwagą odczytywała napis na nagrobku. Zainteresowany podszedł do niej i zapytał ją, co robi. Dziewczyna z uśmiechem wyjaśniła mu, że należy do Towarzystwa Przyjaciół Skierniewic i spisuje groby do renowacji. François był zdziwiony jej świetną francuszczyzną. Przedstawił się Polce i zapytał o jej imię.

- Weronika Trzcińska – odparła wesoło, zaciekawiona swoim rozmówcą. Zaraz też spytała go o powód przybycia do Polski. Oczarowany dziewczyną młody Francuz opowiedział jej całą historię rodzinną. Nie pominął żadnego wątku z życia Joachima, a zakończył na szczęśliwym trafie odnalezienia listu. Zdradził Weronice, że dawno zapomniana, niezwykła postać z rodziny de Bournoville zainteresowała go tak dalece, że postanowił dowiedzieć się, co stało się z bratem prapradziadka i jego żoną. Miał nadzieję, że tu w Skierniewicach znajduje się jego grób, a może również żyją potomkowie Joachima i Sophie.
- Pomogę Ci – powiedziała Weronika i dodała z uśmiechem – jeśli zechcesz i pozwolisz.
- Oczywiście, że tak – zapewnił ją żywo François, zachwycony wizją współpracy i zasugerował, by jeszcze raz przejrzeli dokumenty w kościele św. Jakuba.

Ku zdziwieniu proboszcza okazało się, że Joachim de Bournoville rzeczywiście przebywał w Skierniewicach. Jego ślad odnalazła Weronika, przeglądając w kancelarii archiwum z czasów Księstwa Warszawskiego. Był to  akt cywilnego ślubu Joachima de Bournoville z Magdą Piotrkowską! Niestety, poza tym dokumentem nic innego nie znaleźli. Nasuwało się proste wytłumaczenie, ze Sophie zapewne zmarła i dlatego nie przyjechała do Polski, a Joachim  22 V 1808r.  ożenił się z Magdą.  Małżonkowie chyba nie mieli potomstwa, bo w kościelnych księgach nie odnotowano chrztu żadnego de Bournoville’a. Zagadka Joachima została zatem rozwiązana. François wyjechał do Francji już następnego dnia. Jednak podczas swojej podróży wspominał piękną Polkę, która zaproponowała mu pomoc. Po dotarciu do antykwariatu powrócił do swoich zajęć. Jednak dusza antykwariusza burzyła się przeciwko tak banalnemu zakończeniu historii Joachima. François zaczął na nowo poszukiwać dokumentów związanych z Sophie i jej mężem. Miał szczęście, gdyż przeglądając starą księgę notarialną zauważył dokument dotyczący przekazania kamienicy na ulicy Des Fossoyeurs, której właścicielką była Sophie de Bournoville, jej siostrze Annie. Szczodrym ofiarodawcą nie była jednak Sophie de Bournoville. Anna otrzymała kamienicę jako spadek po siostrze uznanej przez policję za zaginioną.
- Cóż, takie rzeczy się zdarzają – pomyślał z roztargnieniem i zaczął dalej przeglądać księgę. Po pierwszej w nocy sięgnął jednak po stary rejestr poszukiwanych osób, sporządzony przez francuską policję. Był ciekaw, czy znajdzie tam coś o Sophie. Nie zawiódł się, gdyż w pliku starych listów gończych dostrzegł jej imię i nazwisko: Sophie de Bournoville. Rozgorączkowany przeczytał opis: wysoka/ok. 170cm/, szczupła kobieta, utykająca na lewą nogę, z blizną na czole, niebieskie oczy i czarne gęste włosy. Z listu wynikało, że Sophie wyjechała w podróż zagraniczną w 1811r. i ślad po niej zaginął.

Rozgorączkowany nowym tropem wysłał krótkiego e-maila Weronice z informacją, że za dwa dni będzie znów w Polsce. Aby być szybciej, postanowił polecieć samolotem. Umówił się z Weroniką na spotkanie w „Vanilla Cafe”. Z radością powitali się po „długim” okresie niewidzenia i przeszli do sedna sprawy. François przekazał jej najnowsze wiadomości, pokazał list gończy oraz wpis w księdze notarialnej. Weronika ze zrozumieniem kiwała głową, a na jej twarzy malowało się wielkie skupienie.
- W tej historii Sophie i Joachima coś mi nie pasuje – zauważyła zamyślona.
Na kawiarnianej serwetce zaczęła wypisywać ustalone fakty: list Joachima do Sophie (niestety bez daty), ślub Joachima z Magdą(22 V 1808r.), list gończy i przekazanie kamienicy siostrze Sophie w roku … Spojrzała pytająco na Françoisa.
- Kiedy to było? – spytała raz jeszcze.
- W 1811 roku – jeśli dobrze pamiętam – odpowiedział z roztargnieniem François.
W tym momencie doznał nagłego olśnienia i prawie zwalił się z krzesła. Dotarło do niego, że Joachim poślubił Magdę w 1808r, a Sophie opuściła Francję dopiero w 1811! W tym też roku stwierdzono jej zaginięcie.
- Wszystko w porządku? – spytała dziewczyna.
- Nie, nic nie jest w porządku – krzyknął François.
Nie oglądając się za siebie wybiegł z kawiarni. Weronika ledwo zdążyła zapłacić za herbatę i pobiegła za nim. Dogoniła go przed drzwiami kancelarii parafialnej.

Był wzburzony i Weronice z trudem udało się go uspokoić.
- Co się stało? – spytała.
Ten wyjaśnił jej szybko, że Joachim poślubił Magdę za życia pierwszej żony, a Sophie opuściła Francję w 1811r. i wtedy też rozesłano za nią list gończy. Należało dowiedzieć się, czy Sophie spotkała się ze swoim mężem. Koniecznie musieli dostać się do kancelarii. Po przedstawieniu proboszczowi powodu nagłej wizyty zostali zaprowadzeni do niewielkiego archiwum. Tam zestawili interesujące ich daty: 1807r.(data potyczki w okolicach Skierniewic)
 – prawdopodobnie przybycie do miasta Joachima de Bournoville; 1808r. – ślub Joachima z Magdą Piotrkowską; 1811r. – zaginięcie Sophie.
- Znalazłam jeszcze jedną informację, ale nie wiem, czy ma jakieś znaczenie – powiedziała Weronika – otóż w 1812r. podczas szalejącej w mieście epidemii zmarła Magda … Ciekawe, czy zdążyła poznać pierwszą żonę Joachima – dokończyła.
- Nie wiemy, niestety, czy kiedykolwiek dojechała do Skierniewic – odparł François.
- Wiemy … ojej! O tym też zapomniałam! Znalazłam w Izbie Historii Skierniewic zachowane z tamtych lat dokumenty, wśród nich kilka paszportów.
François pobladł.
- Jeden z nich, bardzo zniszczony, zawiera opis pasujący do wyglądu kobiety z listu gończego. Niestety, nazwisko jest zatarte – dokończyła Weronika.

Nagle wszystkie fakty zaczęły do siebie pasować: Joachim musiał spotkać się ze swoją żoną. Co się wówczas wydarzyło? Gdzie szukać rozwiązania tajemnicy?
- Grób Magdy – wyszeptali jednocześnie.
Nie mieli już czego szukać w pożółkłych papierach. Za oknem rozpętała się burza. Zerwał się wiatr, a krople deszczu uderzyły o szyby okien. Ich poszukiwania dobiegły końca.
Jednak na rozwiązanie zagadki musieli poczekać kilka dni. 
            Wstał pochmurny i mglisty poranek. Profesor Aleksander Karnowski, członek Towarzystwa Przyjaciół Skierniewic, dzięki osobistym znajomościom z konserwatorami pracującymi na  cmentarzu św. Rocha uzyskał zgodę na otwarcie grobu kryjącego szczątki Magdy, żony Joachima. Na nagrobku nie było nazwiska Bournoville, gdyż zmarłą podczas zarazy kobietę pochowano pośpiesznie jako znaną wszystkim Magdę Piotrkowską. Właśnie grupa konserwatorów zdjęła starą, kamienną płytę.

W odkrytej komorze grobowej zebrani ujrzeli dwa szkielety. Profesor bez problemu ocenił, ze należały do kobiet.
- Podejdźcie tutaj – zawołał do dwojga młodych ludzi. Weronika i François podeszli wolno i ze zgrozą stwierdzili, że ich przypuszczenia były słuszne.
- Jedno ciało zostało wrzucone do grobu bez żadnego szacunku, a czaszka została zmiażdżona mocnym uderzeniem – stwierdził profesor Aleksander Karnowski.
- Czy pan widzi? – krzyknął ze zgrozą François wskazując na szkielet – lewa noga jest krótsza od prawej – dodał drżącym głosem i wręczył profesorowi stary list gończy z opisem Sophie de Bournoville.
- To szczątki Sophie – stwierdził profesor – choć potwierdzić to może tylko badanie DNA.
François stał wpatrzony w grób, nie mogąc oderwać od niego oczu. Nagle dostrzegł błysk metalu. To był złoty krążek leżący obok szkieletu. Jeden z mężczyzn podał mu przedmiot: obrączkę z inicjałami: SB i JB. W tym momencie zabrzmiał dzwon kościelny, wzywający na mszę. François przeżegnał się.
- Nie ujawniajmy tej tajemnicy – poprosiła Weronika.
Profesor i przygnębiony François przyznali jej rację.
- Wiesz, ostatnio zainteresowałam się losami  napoleońskich oficerów stacjonujących w Skierniewicach – powiedziała Weronika - mógłbyś mi pomóc?
 - Pewnie, że tak – odparł François i w tym momencie wyszło słońce, a liście drzew otaczających cmentarz zabłysły poranną rosą.
- Niechaj sprawy zmarłych zostaną z nimi  - pomyślał młodzieniec – a my, żywi podążajmy własną drogą.
Nie oglądając się dłużej na grobowiec pobiegł za Weroniką, która podeszła do innego nagrobka. Był to ten sam, przy którym pierwszy raz ją zobaczył.
Franciszek Viscardi, uczeń Gimnazjum nr 2 w Skierniewicach

Franciszek Viscardi

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.