Niezałatwione sprawy spadkowe mogą zrujnować życie niewinnej osobie
Emerytka obawia się, że będzie musiała spłacać lokatorskie mieszkanie spółdzielcze. A O spadek wystąpił do sądu siostrzeniec jej byłego, nieżyjącego już męża, z którym się rozwiodła.
Okazuje się, że warto zadbać o uporządkowanie swoich spraw majątkowych nawet wtedy, gdy wydaje się, że wszystko jest w najlepszym porządku a my żyjemy w przekonaniu, że nie ma o co zabiegać, bo żadnego majątku nie posiadamy. Bo czyż majątkiem może być lokatorskie mieszkanie spółdzielcze? Z polskich przepisów prawa wynika, że tak i każdego, kto o tym nie wie lub nie pamięta, może spotkać przykra niespodzianka. Doświadczyła jej nasza bohaterka.
Helena Rubinek jest lokatorką mieszkania przy ul. Kopernika. Zamieszkała tam ze swoim mężem, który pracował w byłej Niemieckiej Republice Demokratycznej. Pani Helena prowadziła w mieszkaniu zakład krawiecki, dzięki czemu nieźle zarabiała na życie. Małżeństwo jednak nie układało się. Nie chodziło wcale o to, że mąż pani Heleny był rzadkim gościem w domu.
- Chociaż pracował za granicą i nieźle tam zarabiał, to rodzina niewiele z tego miała, bo większość pieniędzy przepijał - wspomina nasza rozmówczyni. - Przyjeżdżał pijany i pijany wyjeżdżał do pracy. Gdy wrócił do kraju, też niewiele się zmieniło. Prowadził rożen na Widoku, to przychodzili do niego kumple z wódką, a on smażył dla nich kiełbaski. I takie interesy prowadził. Później pracował w sklepie rybnym i wtedy ciągle na zapleczu popijał z partnerem swojej siostry. A gehennę miałam, jak został kierownikiem magazynu w Strobowie... Wtedy zaczął przyprowadzać różnych kolegów do domu i tłumaczył się, że to biznesowe kolacje z ludźmi, od których wiele zależy.
Nic dziwnego, że małżeństwo się rozpadło, a pani Helena wniosła pozew o rozwód. Niewiele to jednak dało, bo obydwoje nadal mieszkali w tym samym mieszkaniu przy ul. Kopernika. A ostatnie lata życia byłego męża pani Helena spędziła opiekując się nim. Zmarł we wrześniu 2013 r. a kilka miesięcy wcześniej zmarł też syn pani Heleny i jej byłego męża.
Przykrość spotkała panią Helenę 1 stycznia 2015 r.
- Odwiedził mnie wówczas siostrzeniec, myślałam, że przyszedł z życzeniami, a on oznajmił, że jest jedynym spadkobiercą po swoim wuju i będę musiała go spłacić, bo inaczej pozbawi mnie praw do tego mieszkania - żali się pani Helena. - Później zaczął się domagać mojej zgody na to, aby on wykupił to mieszkanie razem ze mną, a ja będę mieszkała w nim do końca. Zrobiło mi się przykro, bo jak jego ojciec chorował przed śmiercią, to opłaciłam profesora z Łodzi, żeby przyjechał i mu pomógł. Gdy jego matka była chora, też pojechałam do niej do Łodzi do szpitala, a potem sprowadziłam ją do tego mieszkania i opiekowałam się nią. Leciałam z pomocą, gdy ten właśnie siostrzeniec mojego byłego męża miał po alkoholu wypadek pod Opocznem i leżał w szpitalu. A teraz tak mi się odwdzięcza.
Mieszkanie pani Heleny wyceniono na 100 tys. zł. Spadkobierca po mężu domaga się połowy wkładu budowlanego.
- Kiedyś wartość wkładu budowlanego była niewielka, w tej chwili jest równa wartości rynkowej mieszkania - tłumaczy prezes Skierniewickiej Spółdzielni Mieszkaniowej Krzysztof Tułacz.
Siostrzeniec zaczął dochodzić swoich praw w sądzie. Domaga się spłaty 50 tys. zł. Zdaniem adwokata, reprezentującego panią Helenę w sądzie, sprawa byłaby prosta, gdyby były mąż jej klientki przed śmiercią wydziedziczył na przykład wszystkich potencjalnych spadkobierców. Ale on nie zostawił nawet testamentu.
- Przed śmiercią proponował też, żebyśmy ponownie wzięli ślub, ale nie doszło do tego - wzdycha pani Helena. - Gdyby tak się stało, też nie miałabym problemu. A co, gdy przyjdzie mi spłacać siostrzeńca męża? Z emerytury, która wynosi 1.090 złotych?
Odbyła się już jedna rozprawa. Na początku lipca odbędzie się druga.