Oczarowała urodą, a potem okradła
Seniorka wpuściła do mieszkania kobietę, która chciała zostawić paczkę dla sąsiadki z dołu. Cudnej urody niewiasta okazała się oszustką.
Piszemy o podobnych sytuacjach od lat, ale wciąż znajdują się osoby, które padają ofiarą oszustów. W tym jednak przypadku pewnie większość z nas zareagowałaby tak, jak 77-letnia seniorka z jednego z bloków przy ulicy Mszczonowskiej. Poproszona o otworzenie drzwi i odebranie paczki dla nieobecnej sąsiadki (oszustka wiedziała, że sąsiadka jest pielęgniarką, czyli już na samym wstępie wydała się wiarygodna), seniorka wpuściła kobietę z czystej życzliwości.
- Mama mówi, że kobieta była bardzo ładna i przemiła, od razu ujęła ją swoim zachowaniem - opowiada pani Monika, córka okradzionej. - Poprosiła, by mama podała kartkę i długopis, to ona zapisze numery telefonów, a następnie włoży kartkę sąsiadce w drzwi. W międzyczasie usiadła w przedpokoju na szafce, bo powiedziała, że jest w ciąży i czuje zmęczenie.
Przeuprzejma kobieta o ciemnej karnacji twarzy - ale nie była to Romka, jak podkreśla okradziona - tak nakierowała seniorkę, by ta, zamiast do dużego pokoju, gdzie leżały różne kartki, poszła do kuchni. Cały czas mówiąc i będąc niezwykle życzliwą podawała seniorce numery telefonów, a ta zapisywała na karteczce.
- W którymś momencie mama zauważyła, że za kobietą stoi inna, z takim dużym czerwonym workiem na ramieniu - dodaje pani Monika. - Dopiero po fakcie się domyśliła, że tym workiem chciała zasłonić widok na mieszkanie. Najdziwniejsze jest to, że mama nawet nie bardzo się zdziwiła, że do mieszkania wszedł ktoś jeszcze. One jakby ją zaczarowały...
Gdy dwie kobiety zagadywały starszą panią, prawdopodobnie jeszcze inna (lub inne) plądrowały jej mieszkanie.
- Mama w końcu powiedziała tym paniom, żeby już sobie poszły, bo one cały czas mówiły i mówiły, ciągle podawały kolejne numery telefonów, więc mama się zdenerwowała - relacjonuje dalej córka seniorki. - Gdy wyszły, mama patrzyła jeszcze na nie z okna. Potem zeszła na dół sprawdzić, czy karteczka jest włożona w drzwi sąsiadki z dołu, ale nie była. Wtedy zaczęła przeglądać mieszkanie i odkryła, że została okradziona!
Z szafki w dużym pokoju zniknęło kilka tysięcy złotych, z leżącego obok portfela 70 złotych. Zniknął też złoty łańcuszek.
Czy fakt, że dzień wcześniej seniorka podejmowała pieniądze z banku miał w tym przypadku znaczenie? Starsza pani twierdzi, że nie zauważyła niczego podejrzanego. Ale też nie rozglądała się zbytnio, bo nigdy wcześniej nie miała podobnej sytuacji. Całe życie była życzliwa ludziom i ufna. Skąd w takim razie kobiety wiedziały, że trzeba wybrać ten, a nie inny numer mieszkania w domofonie? Przypadek, czy dobry wywiad środowiskowy? Policja twierdzi, że to drugie.
Jak informuje podkom. Anna Szymczak, rzecznik skierniewickiej policji, w ubiegłym roku Komenda Miejska Policji w Skierniewicach prowadziła 8 postępowań w sprawie oszustw seniorów: 4 dotyczyły metody „na policjanta” (w tym 2 dotyczyły usiłowania), 2 dotyczyły oszustw, podczas których sprawcy podawali się za pracowników opieki społecznej, jedno dotyczyło usiłowania oszustwa metodą na wnuczka i jedno usiłowania dokonania oszustwa, gdzie sprawca podawał się za członka rodziny.
Kwoty wyłudzeń wahały się w granicach od 7 do 30 tys. zł, łącznie oszuści "przygarnęli" ponad 60 tys. zł.
Córka okradzionej kobiety podkreśla, że starsza pani bardzo to wszystko przeżyła. Ma też do siebie żal, że „dała się podejść”, i że powinna być bardziej czujna.
- Mama jest bardzo wierząca. Teraz ciągle pyta, dlaczego Pan Bóg jej nie uchronił? I co my mamy jej odpowiedzieć? - mówi pani Monika.