Odnowiliśmy 20-letnią przyjaźń z francuskim Chatelaillon [GALERIA]
36-osobowa delegacja Francuzów przyjechała do Skierniewic w środę, 13 maja i od razu wszyscy zostali rozlokowani w skierniewickich rodzinach. Najczęściej była to jedna lub dwie osoby.
Wiceprzewodniczący Rady Miasta Skierniewice Dariusz Chęcielewski poszedł na całość i przyjął wraz z żoną aż trzech gości z Francji, w tym Dawida, wicemera Chatel i blogera kulinarnego.
Tych kilka wspólnie spędzonych dni wspominają jako niezwykłe. - Przygotowywaliśmy bardzo dużo różnych potraw, a Dawid, który lubi eksperymentować, robił zdjęcia naszym wyszukanym daniom i wrzucał je od razu na swój blog oraz na Facebook - mówi radny . - Było bardzo wesoło i mimo, że goście nie znali polskiego, a my francuskiego, dogadywaliśmy się bez problemu.
Francuzi mieli dobrą kondycję. Gdy my czuliśmy już zmęczenie, oni dopiero się rozkręcali. - Polak to patrzy, gdzie kanapa i telewizor, a im atrakcji było ciągle mało i mało - mówił inny z przyjmujących. - Ale trzeba oddać jedno: są przesympatyczni, wiecznie roześmiani i wszystkim zachwyceni.
Program był dość napięty. W czwartek goście z Francji oraz skierniewickie rodziny, a także władze miasta wzięli udział w wernisażu wystawy polsko-francuskiej w RATP, a wieczorem bawili się wspólnie na integracyjnym grillu w Grabskim Siole; w piątek przebywali w gospodarstwie agroturystycznym w Esterce oraz w pałacyku w Turowej Woli.
W sobotę zwiedzali Warszawę i uczestniczyli w targach książki, które swoim patronatem objął ambasador Francji. W niedzielę nastąpił kulminacyjny punkt programu, czyli odnowienie aktu zbratania obu miast, po 20 latach od podpisania umowy o współpracy. Potem był obiad, po którym nastąpiło odsłonięcie obelisku poświęconemu jubileuszowi przyjaźni. Na finał w kinie Polonez odbyła się impreza, gdzie rewelacyjnie zagrał zespół Smooth One złożony z uczniów samorządowej szkoły muzycznej.
W tej beczce miodu była i łyżka dziegciu. Organizacja przyjazdu pozostawiała do życzenia, co dostrzegali sami Francuzi. Trudno było dociec, kto tak naprawdę był koordynatorem francuskiej wizyty, decyzyjność wyraźnie szwankowała. Nie do końca był przemyślany całodzienny wyjazd do Esterki, gdzie Francuzi się po prostu wynudzili czy zmiana, w ostatniej chwili, kierunku wycieczki - zamiast do Torunia pojechali do Warszawy, gdzie większość już była. Mszy św. w kościele św. Jakuba delegacja z Francji słuchała jak tureckiego kazania i szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł, by chociażby ewangelię przeczytać w jęz. francuskim.
Podczas uroczystego obiadu na stole zabrakło wina, trunku tak lubianego przez naszych gości (nie mówiąc o tym, że organizator "zapomniał" podać pierogi i zaproponował je gościom dopiero po deserze), a otwarcie obelisku na mającym dopiero powstać bulwarze na tyłach kościoła św. Jakuba było zastanawiające.
Można zrozumieć, że konserwator zabytków nie zgodziła się na plażę przed ratuszem, ale nadanie jednej z alejek w parku imienia przyjaźni polsko-francuskiej drzewostanowi chyba by nie zaszkodziło. Także suweniry, przekazane naszym gościom w kinie Polonez, mogłyby być bardziej bogate, bo dostali oni jedynie płytę z filmem o rodzeniu się wspólnej przyjaźni oraz broszurkę. Trudno też było kupić w mieście albumy o Polsce w jęz. francuskim, o co dopytywały obie strony. Wystarczyło je wcześniej zamówić.