Panie wesołe w lupanarze, czyli jak to w Skierniewicach było
Jest to fakt potwierdzony historycznie, socjologicznie i medycznie, i nie ma co udawać, że Skierniewice różniły się pod tym względem od innych miast, w których stacjonowało wojsko. Burdele były, a prostytutki pracowały "pełną parą".
Pierwsze wzmianki o miejscu pobytu wojsk w Skierniewicach pochodzą z przełomu XVIII - XIX wieku. Od 1813 roku był już w mieście stały garnizon wojskowy, z każdym rokiem coraz liczniejszy.
Popyt na usługi lokalnych pań lekkich obyczajów był także coraz większy. Przy okazji szerzyły się choroby weneryczne. W środowisku Wielkiego Księcia Konstantego krążyły anegdoty, że choroby te potrafią unieruchomić cały pułk. Jak pisze Peter Englund w książce „Piękno i smutek wojny”: „Były takie okresy, kiedy zakażone prostytutki zarabiały więcej niż zdrowe, ponieważ miały wielkie powodzenie u żołnierzy, którzy chcieli złapać jakąś dolegliwość weneryczną i dostać zwolnienie ze służby na froncie.” Prostytutkom złapanym w koszarach golono głowy, ale kary tej nie stosowano zbyt często.
Można tu przytoczyć znacznie gorsze kary, który spotykały prostytutki w dalszej przeszłości. W XVI w. hetman Stanisław Żółkiewski, podczas wyprawy wojennej zakończonej bitwą pod Cecorą, kazał potopić idące za wojskami „panie wesołe”, które przyczyniały się do obniżenia morale i sprawności wojska.
W czasie I wojny światowej za wojskiem jechały „polowe domy rozkoszy” czyli małe konne wagoniki wyposażone w łóżko, wiadro, miednicę, alkohole, kwiaty w doniczkach i bibeloty na półkach. Dawały namiastkę domu i ciepła, a poza tym spełniały swoją zasadniczą rolę i były wśród żołnierzy bardzo popularne.
W tym czasie w Skierniewicach na terenie spichrzu Tabaczyńskiego (okolice CODKO przy ul. Reymonta) zdarzyła się wielka tragedia. Tak opisuje to zdarzenie Helena Karmańska-Lustych, nieżyjąca już skierniewiczanka, archiwizująca historię naszego miasta:
„Około 1915 roku, podczas 7-miesięcznej ofensywy nad Rawką, spichlerz Tabaczyńskiego użytkowali Niemcy. W związku z ofensywą i dużą liczbą wojska w mieście rozprzestrzeniła się prostytucja. Niemcy bali się chorób, więc kobiety uprawiające nierząd zamknęli w spichrzu. W tym czasie w spichrzu wybuchł pożar, część jego spłonęła, zginęła duża liczba kobiet, niektóre wyskakiwały z okien. W całej okolicy słychać było krzyki.”
Florentyna Kossakowska, siostra zakonna i pielęgniarka pracująca w skierniewickim szpitalu w czasie I wojny światowej opisuje inną sytuację: „2 luty 1915 roku. W szpitalu znajdowało się wówczas 60 żołnierzy rosyjskich, rannych i chorych jeńców oraz 40 prostytutek na piętrze, strzeżonych przez żandarmów niemieckich, do których kilka razy dziennie musiałam biec na górę, aby przyprowadzić ich do porządku.(…) Korzystając z dobrego usposobienia doktora prosiłam o usunięcie jeńców rosyjskich i prostytutek, które robiły wiele kłopotów i straty dla szpitala, uciekając w bieliźnie i ubraniu szpitalnym. Niedługo odesłano dziewczęta w różne strony do robót przymusowych.”
Bardziej znane lupanary (czyli domy publiczne) w Skierniewicach na przełomie XIX i XX mieściły się: między ulicami Batorego i Strykowską (w domu, gdzie znajdowała się stolarnia niejakiego Brytana) oraz w nieistniejącej już czerwonej piętrowej kamienicy przy ul. Jagiellońskiej (koło browaru Strakacza). Były to bardziej „pokoje na godziny” niż duże domy publiczne, ale kto chciał do nich trafić, zawsze trafiał.
Także w lokalach wokół „małego Rynku” (obecnie część Rynku w stronę ul. Rawskiej) przyjmowały „panie wesołe”. Być może dlatego ulica ta nosiła wówczas nazwę ul. Wesoła.
Bardziej znane skierniewickie lupanary istniały (oficjalnie lub mniej oficjalnie) do czasów II wojny światowej. Po wojnie nastała nowa era.
Jak nigdy dotąd pod koszarami zaczęły gromadzić się prostytutki tzw. „koszarówki”. Odporne na deszcz, mróz, brud i poniewierkę. Czasem tylko szukające wrażeń i nie biorące opłat za swoje usługi.
Przetrwały w lokalnym krajobrazie, aż do likwidacji skierniewickich koszar w latach 90. XX wieku.