Paweł Gwozdecki ukończył maraton na Antarktydzie
Skierniewicki biegacz, Paweł Gwozdecki ukończył swój wymarzony maraton na Antarktydzie i tym samym zwieńczył swój kilkuletni życiowy projekt pod nazwą Korona Maratonów Świata.
Na początku przypomnijmy na czym polega przedsięwzięcie Korony Maratonów Świata. Otóż zasady nie skomplikowane. Każdy ochotnik który chcę zmierzyć się z wyzwaniem musi przebiec przynajmniej jeden maraton na każdym z kontynentów. Nie ma żadnych limitów czasowych, w jakim okresie należy zakończyć całe zadanie.
W jaki sposób narodził się pomysł zdobycia Korony Maratonów Świata u Pawła Gwozdeckiego? - Pomysł przebiegnięcia maratonów na siedmiu kontynentach urodził się w mojej głowie pod koniec 2005 roku. Miałem już wtedy swoje małe osiągnięcia sportowe. Przebiegłem maraton poniżej czterech godzin, co jest marzeniem wielu amatorów – mówi zdobywca Korony.
Skierniewiczanin przeszedł od słów do czynów. Siłą rzeczą, pierwszy diament do korony został dorzucony na ulicach Paryża. Następnie był maraton w Pekinie, a po nim nadszedł czas na kontynenty amerykańskie. Część północna to bieg w jednym z największych maratonów na świecie – Nowym Jorku. W Ameryce Południowej to bieg w Rio de Janeiro. W Australii było gorące Sydney, a w Afryce Gwozdecki ukończył maraton w Marakeszu.
W marcu zwieńczeniem Korony był bieg w najtrudniejszych warunkach, jakich przyszło zmierzyć się maratończykowi. To bieg po wiecznie zlodowaconej Antarktydzie.
- Wyprawa na Antarktydę była najbardziej niesamowitą podróżą mojego życia. Wcześniej odwiedziłem wiele ciekawych miejsc na świecie, ale nic nie może się równać z tym niedostępnym, surowym kontynentem – dodaje Gwozdecki.
Wyjazd był tak naprawdę całą eskapadą. Oczywiście najważniejszym wydarzeniem był sam maraton, ale oprócz tego skierniewiczanin przeżył niesamowitą przygodę poznania śnieżnego kontynentu. Gwozdecki odwiedził najdalej wysunięte miasto na południe – Ushuaia, skąd rozpoczęło się całe przedsięwzięcie. Sama miejscowość nazywana jest też „Fin del Mundo”, co znaczy koniec świata.
Gwozdecki barwnie opowiada również o samej morskiej przeprawie, która miała miejsce z Argentyny do miejsca śnieżnego maratonu.
- Po wypłynięciu z portu i pożegnaniu przez delfiny przekroczyliśmy Cieśninę Drake'a, najbardziej niespokojny obszar morski na świecie. Przez dwa dni trochę nami trzęsło, ale do Południowych Szetlandów dopłynąłem bez wyraźnych objawów choroby morskiej – podkreśla skierniewiczanin.
Sam maraton usytuowany był na Wyspie Króla Jerzego przy Zatoce Maxwella. Trasa prowadziła przez cztery stacje badawcze: rosyjską, chilijską, urugwajską i chińską i obejmowała wspinaczkę na lodowiec.
- Maraton był niesamowicie trudny. Wystartowało 145 osób i duża liczba nie ukończyła biegu. Może się to wydać zadziwiające, ale temperatura nie stanowiła największego problemu, pomimo że było minus 15 stopni. Najgorszy okazał się mroźny, porywisty wiatr. Sam do dziś zastanawiam się jak ukończyłem ten maraton, a był to najtrudniejszy bieg w moim życiu – opisuje Gwozdecki.
Dzięki tym wyczynom skierniewiczanin jest czternastym Polakiem, który wstąpił do elitarnego klubu 7 Kontynentów. Lista obejmuje na chwilę obecną 330 osób z całego świata, która może pochwalić się takim osiągnięciem. Ale to nie koniec, ponieważ Gwozdecki jest również jak na razie jedynym Polakiem, który posiada Koronę Maratonów Polskich, Koronę Półmaratonów Polskich i Koronę Maratonów Świata.
Skierniewiczanin jednak nie poprzestaje i pragnie realizować dalsze marzenia.
- Postanowiłem sobie pod koniec roku przebiec i uczestniczyć w maratonie na Jamajce. W następnym roku chce udać się do RPA i przebiec najpiękniejszy ultra maraton na świecie – wylicza biegacz, który oprócz wcześniej wspomnianych maratonów ma na koncie ukończone około 23 biegi w innych państwach.
Bartosz Nowakowski