Paweł krzyczy z bólu. Kto mu pomoże? [FILM]
Zaledwie trzy lata temu Paweł był aktywnym człowiekiem. Dziś nie podnosi się z łóżka, a morfina nie uśmierza już bólu.
Paweł Kajda najbardziej lubi góry: Bieszczady i Jura Krakowsko-Częstochowska to jego ukochane kierunki. Teraz cały świat 48-latka to niewielki pokój i łóżko, z którego od miesięcy nie wstaje. Bezustannie towarzyszy mu dojmujący ból.
Jest coraz gorzej
Problemy rozpoczęły się trzy lata temu, jesienią. Po dłuższym schylaniu skierniewiczanin nie mógł się wyprostować, a plecy bolały go coraz bardziej. Postanowił prowadzić bardziej aktywny tryb życia i w ten sposób poradzić sobie z problemem. Nic to nie dało. Ból stał się tak silny, że nie pozwalał wstać z łóżka.
- Stwierdzono u mnie dyskopatię kręgosłupa na poziomie L4 i L5 oraz wypukliny. Zostałem zakwalifikowany do leczenia neurochirurgicznego - mówi 48-latek.
Pierwszy rok choroby mężczyzna dzielił po połowie na czas leżenia i czas aktywności: trochę chodzenia, ćwiczenia, masaże.
Wspierany przez matkę bezustannie szukał pomocy, zwracając się do lekarzy w Krakowie, Żarach, Piekarach, Warszawie i Łodzi. Po zapoznaniu się z rezonansem specjaliści byli zgodni.
- Lekarze powiedzieli, że jeszcze nie czas na operację i syn ma ćwiczyć - mówi Alina Kajda, mama 48-latka. - Tak było, dopóki Paweł nie doszedł do kresu wytrzymałości bólowej.
Ruch szkodzi?
Jakiś czas wcześniej Paweł zauważył u siebie słabą wydolność. Szybko się męczył i aktywność fizyczna sprawiała mu trudność.
- Myślałem, że im więcej ruchu, tym lepsze zdrowie. A ja to zdrowie zajeździłem - mówi mężczyzna.
Do tej pory aktywny, pracujący w ogrodnictwie i udzielający się społecznie mężczyzna miał coraz większy kłopot z normalnym funkcjonowaniem. Wciąż jeździł do skierniewickiego schroniska dla bezdomnych zwierząt, gdzie pracował jako wolontariusz.
Małgorzata Wąsińska-Michalak, związana ze schroniskiem od lat, doskonale pamięta Pawła.
- Spokojny, opanowany, bardzo grzeczny facet i jak się okazało z ogromnym serduchem, które od razu zapałało miłością do psiaków, które zakochały się w Pawle - wspomina pani Małgorzata. - W towarzystwie zwierząt czuł się jak ryba w wodzie. Nie zawsze miał siłę na spacery, ale zawsze znalazł czas na głaskanie i pogaduchy ze schroniskowymi czworonogami. Paweł ujął mnie swoim spokojem ducha i myślę, że psiaki też to wyczuwały. Lubiły spędzać czas z Pawłem.
Skierniewiczanin przez wiele lat wspierał finansowo fundację Centaurus i organizację UNICEF. Dziś to on potrzebuje wsparcia.
- Paweł zawsze dawał dużo z siebie, teraz on prosi o pomoc - mówi matka mężczyzny.
Na chwilę stanął na nogi
Stan chorego zaczął mocno się pogarszać, rodzina intensywnie szukała neurochirurga. Wreszcie udało się znaleźć w Olsztynie lekarza, który zgodził się przeprowadzić operację. Doktor sprawdził skuteczność lżejszych zabiegów, najpierw laserowej dekompresji dysku, później termolezji. Nie było efektu, więc lekarz w październiku przeprowadził trwającą ponad 6 godzin operację.
Skierniewiczanin poddał się jej wychudzony i osłabiony, do tego czasu stracił około 20 kg. Przez dwa lata leżenia mięśnie uległy znacznemu osłabieniu.
- Operacja pomogła, bóle się zmniejszyły i zacząłem powoli chodzić przy balkoniku - wspomina 48-latek.
Było coraz lepiej. Dopóki nie rozpoczęła się rehabilitacja...
- Na początku mnie nie bolało podczas ćwiczeń, czułem się wręcz świetnie - zapewnia Paweł.
Rehabilitacja z reguły pomaga, dlatego poddający się zabiegom skierniewiczanin cierpliwie czekał na efekty. Kiedy ćwiczenia sprawiały mu ból rehabilitant tłumaczył, że najpierw będzie bolało, a później mięśnie zaczną pracować i oczekiwany efekt zostanie osiągnięty. W końcu ból był tak silny, że rehabilitacja została przerwana. Paweł Kajda przestał wstawać z łóżka.
Morfina już nie pomaga. Co w takim razie pomoże?
Mijają miesiące, a mężczyzna nie może dojść do siebie.
- Jest przykuty do łóżka, mięśnie są w coraz gorszym stanie, a bóle wprost niewiarygodne - opowiada pani Alina.
- Mama siedzi przy stole w kuchni i płacze, a ja po prostu jęczę - przyznaje Paweł. - Ból jest nie do zniesienia. Leki pomagają na chwilę, a później jest strasznie.
Stan jest coraz poważniejszy, chory od dwóch miesięcy gorączkuje po kilka dni, nie wiadomo dlaczego. Mięśnie z tygodnia na tydzień się zaciskają.
Matka mężczyzny robi, co może i delikatnie rehabilituje syna. - Walczymy o każdy milimetr, nie poddajemy się - mówi kobieta.
- Czuję się jak ściskany sznurkami baleron. Mam taki ucisk w klatce piersiowej, jakby ktoś na niej siedział - próbuje swoje dolegliwości opisać Paweł. - Żołądek też mam ściśnięty. Czuję, jakbym cały się kurczył.
Oboje zastanawiają się, czy 48-latek nie ma jakiejś innej choroby. Do pełnego obrazu brakuje im dokładnych badań mięśni. Takich nie można przeprowadzić w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Skierniewicach.
- Tego rodzaju badania wykonuje się tylko w akademickich klinikach neurologicznych lub chorób mięśni - mówi Dariusz Jastrzębski, szef oddziału chorób wewnętrznych II, geriatrii i gastroenterologii skierniewickiego. - W przypadku tego pacjenta jestem dobrej myśli.
Matka jest najważniejsza
Okazuje się, że znalezienie specjalisty oraz prywatnej pracowni, w której można przeprowadzić szczegółowe badania, nie jest problemem. Problemem jest znalezienie publicznej kliniki, a także zawiezienie tam Pawła.
- Przecież on taki transport okupi strasznym bólem - tłumaczy matka chorego. - Poza tym byłam w warszawskim szpitalu, prosiłam, ale odmówiono nam przyjęcia.
Zawsze aktywny Paweł uczy się jęz. angielskiego. Chciałby rysować, ale nie jest w stanie utrzymać ołówka w ręku. Od dwóch miesięcy mężczyzna nie jest w stanie samodzielnie zmienić boku, na którym leży. Co godzinę, najwyżej półtorej, matka odwraca syna na drugi bok. - Chciałabym i marzę, aby znalazł się lekarz, który przyjmie Pawła do szpitala i przebada mięśnie. Gdyby tylko zechciał przyjechać na prywatną wizytę, nie musi być na NFZ. Ja zapłacę - deklaruje pani Alina. - Może ktoś spotkał się z taką chorobą albo wie o zagranicznych lekach, które mogą synowi pomóc?
Mama mężczyzny wie, że czas działa na ich niekorzyść.
- Ja mam 74 lata, przecież go samego nie mogę zostawić - mówi ze łzami w oczach.
Paweł, zupełnie zdany na matkę, patrzy na nią ciepło.
- Całe życie chodziłem po świecie i nie wiedziałem, że najlepszego przyjaciela mam tutaj, w mojej mamie - mówi Paweł. - Czasami myślę, że warto było zachorować, żeby to sobie uświadomić.
Paweł Kajda czeka na szpital, który przyjmie go na oddział i tam przeprowadzi wszystkie badania. Być może właśnie badania mięśni będą kluczem do wyzdrowienia 48-latka. Póki co czeka, z bólem, którego nic nie uśmierza... i z mamą.
- Matką się jest do końca życia - mówi pani Alina.