Pisanie wierszy jest jak ziewanie
Skierniewiczanka Magda Grajnert podczas Slalomu Poetyckiego prezentowała tomiki swoich wierszy "Przed-stawienie” i „Projekcja z rozziewanym preludium”wydanych pod panieńskim nazwiskiem, czyli jako Magda Bereziak.
Po długiej przerwie odbył się Pani autorski wieczór. To sukces?
Zdecydowanie tak, chociaż tuż przed rozpoczęciem spotkania miałam straszną
tremę. Obawiałam się, że niewiele osób przyjdzie, a jeśli przyjdą, to ludzie
niekoniecznie mi życzliwi, powodowani czystą ciekawością. Tymczasem
biblioteka wypełniła się po brzegi i to osobami, które cenię i lubię. Bardzo
mnie ucieszył pozytywny odbiór, gratulacje, kwiaty, uściski. Znajomi i
nieznajomi podchodzili i pokazywali wiersze, które najbardziej im się
podobają. Pani Bożena Klejny przesłała mi 3 dni później mejl z gratulacjami.
Uważam, że to sukces.
Ma pani na swoim koncie dwa tomiki poezji, ale ich wydania minęło kilkanaście lat. Podczas wieczorku dowiedzieliśmy się, że wróciła Pani do pisania. Skąd ten okres posuchy?
Przez 12 lat tkwiłam w nieudanym związku, w którym czułam się mało ważna i
który skutecznie mnie zablokował na długi czas. Zwyczajnie nie umiałam nic
napisać. Wyszłam z tego związku i nagle okazało się, że umiejętność nie
przepadła. Znów biorę pióro lub włączam laptop i powstają wiersze.
Czyli możemy spodziewać się kolejnego tomiku?
Oczywiście tak, może nawet w przeciągu kilku miesięcy. Mam już całkiem
pokaźny zbiorek wierszy, ale potrzebuję jeszcze czasu, żeby umieć spojrzeć
na nie krytycznie. Potem czas na kosmetyczne poprawki i można szukać
wydawcy. Mam nadzieję, że ktoś będzie zainteresowany publikacją nowych
utworów.
Jak powstają Pani wiersze? W ciszy czy gdziekolwiek na kolanie?
Miejsce nie ma znaczenia, ale potrzebuję skupienia. Jeśli mam taką
możliwość, wolę od razu pisać na komputerze. W pisaniu zupełnie inaczej niż
w moim życiu, wszystko musi być równe i poukładane, nie lubię skreśleń. Ale
piszę też w zeszycie, także przy okazji nudnych spotkań.
Skupia się Pani na jednym wierszu, czy pisze od razu kilka?
Częściej jest to kilka wierszy, co niestety nie znaczy, że później jestem z
nich wszystkich zadowolona. Pisanie przypomina mi ziewanie. Takie uczucie,
kiedy wręcz fizycznie czujesz potrzebę, którą próbujesz zrealizować. Proszę
spróbować ziewnąć. Dziwnie, prawda? Bardzo podobnie czuję, kiedy tak zwana
wena mnie dopada.
Jakiś ulubiony wiersz?
Wszystkie moje wiersze są bardzo osobiste, ale nie mam ulubionego. Bardziej
lubię jakieś fragmenty, niekiedy nawet jestem z nich dumna. Tak jak z
"ośnieżonych wierzchołków paznokci" czy "brodzenia w czasie".
Spośród poetów cenię twórczość Poświatowskiej, Szymborskiej i Różewicza.
Dlaczego nie proza?
Trochę z lenistwa. Nie chciałoby mi się siedzieć nad długimi formami. W
wierszach nie trzeba wymyślać fabuły, tworzyć wątków, aby całość miała sens.
To krótkie, zamknięte całości. Nie piszę, żeby zrobić na kimś wrażenie,
tylko żeby opowiedzieć jakąś prawdę. Wiersze pozwalają mi wyrazić siebie,
nie ma tu nic zmyślonego.
Jak wspomina Pani swój debiut? Nie było obawy wyjścia z szuflady?
Zaczęłam pisać w wieku 14 lat. W grupie kolegów siadaliśmy z zeszytami w
ręku i pisaliśmy wiersze na komendę, zaskakująco łatwo nam to przychodziło.
Później, podczas studiów uczęszczałam na warsztaty literackie i na jedne z
zajęć przyniosłam swoje wiersze. Prowadząca zabrała wszystkie i przeżyłam
kompletne zaskoczenie, otrzymując po kilku tygodniach 20 egzemplarzy
debiutanckiego tomiku. Potem wszystko szybko się potoczyło. W Łódzkim Domu
Kultury odbywały się moje wieczory poetyckie, o których mówiono w radiu.
Podczas spotkań grupa teatralna wystawiała moje wiersze. Stowarzyszenie
Literackie im. K.K. Baczyńskiego wydało kolejny tomik. A później
zamilkłam.
Jak opisać Pani wiersze osobie, która nie miała ich nigdy w ręku?
Jest to bardzo intymna, kobieca poezja. Jest w niej pustka, brak,
niespełnienie, poszukiwanie akceptacji i banalne poszukiwanie miłości. Te
wiersze są o tęsknocie za uczuciem, za porozumieniem. Czasem pełne rozpaczy.
Białe, naszpikowane metaforami i kipiące erotyką.
Mimo sukcesu, dobrego odbioru przez krytykę zrezygnowała Pani z pisania.
Wyszłam za mąż. Małżeństwa nie będę opisywać, ale stanowczo nie skłaniało do
radosnej twórczości. Urodziłam dwoje dzieci, prowadziłam z siostrą
początkowo świetnie prosperujący sklep, który po 7 latach zamykałyśmy ze
sporym minusem. Tam nauczyłam się pokory, doświadczyłam, jak często ludzie
po drugiej stronie lady traktują ekspedientkę jako osobę drugiej kategorii.
Ta praca nauczyła mnie łatwości w nawiązywaniu kontaktu, niezależnie od
statusu drugiego człowieka, jego wykształcenia czy charakteru... oraz
szacunku do drugiego człowieka. To prawdziwa szkoła życia.
Dlaczego wybrało Pani dziennikarstwo?
Ta praca przynosi nam ogromną frajdę. Nie ma tu miejsca na rutynę ani z góry
określonego schematu. Możesz być w miejscach niedostępnych dla wszystkich,
na każdym kroku poznajesz nowych ludzi. A ludzie to w moim życiu największa
wartość.
Rozmawiała: Marta Denisiuk
Magda Grajnert jest absolwentką filologii polskiej, skierniewicką dziennikarką.