Pobicie, którego rzekomo nie było...
Mija półtora miesiąca od momentu przetransportowania śmigłowcem rawianina do szpitala w Warszawie. Mężczyzna został pobity, ale świadkowie zdarzenia nie chcą w sprawie zeznawać.
Komunikat policji: - 18 sierpnia, tuż po godzinie 5 rano, na ławce jednego z rawskich osiedli patrol policji zauważył około 60-letniego mężczyznę z urazem twarzoczaszki. Ze względu na ciężkie uszkodzenie ciała osoba ta została przetransportowana helikopterem do szpitala w Warszawie. Prowadzimy czynności wyjaśniające. W związku ze zdarzeniem żadna osoba nie została zatrzymana i nie jest z tym incydentem powiązana.
Za tym lakonicznym komunikatem kryje się zarówno wiele niewiadomych, jak i … wiadomych. Niewiadomych z punktu widzenia policyjnego śledztwa, wiadomych natomiast dla mieszkańców dosyć hermetycznego osiedla Zamkowa Wola, gdzie w zasadzie każdy każdego zna i kojarzy. Przynajmniej z widzenia.
Do zdarzenia doszło przy głównej ulicy osiedla. Znajdują się przy niej sklepy i piekarnia, czynna od wczesnych godzin porannych. Rodzice prowadzą tędy dzieci do przedszkola, inni udają się do pracy. Dookoła znajdują się bloki. Poszkodowany 64 -latek był dobrze znany w tym kręgu. Czasami dosiadał się do znajomych. Nie był zaczepliwy czy agresywny.
Kilka miesięcy temu w rodzinne strony powrócił trzydziestokilkuletni mężczyzna. Jego długoletnia nieobecność miała związek z kryminalną przeszłością.
- Mężczyzna odsiadywał kilkuletni wyrok za kradzieże rozbójnicze - mówi Hubert Kaczyński, dzielnicowy rejonu. - Była to jednorazowa sankcja, bez recydywy. Od momentu wyjścia na wolność osoba ta jest przeze mnie kontrolowana. Obecnie mieszka z rodzicami.
Młody mężczyzna szybko odnalazł się w osiedlowym towarzystwie. Siłą rzeczy poznał poszkodowanego rencistę. Tuż po wydarzeniach z 18 sierpnia policja zatrzymała byłego więźnia. Karolina Sokołowska, rzecznik policji podkreśla jednak, że "osoba ta została zatrzymana, ale w zupełnie innej sprawie". Szybko została wypuszczona i przebywa na wolności.
Wśród osiedlowej społeczności wiadomość o pobiciu rozeszła się lotem błyskawicy, a mieszkańcy nie mają wątpliwości, kto jest za nie odpowiedzialny.
Niestety, wiedza powszechna, bez dowodów, a przede wszystkim bez świadków, jest dla organów ścigania bezużyteczna. Świadkowie są, ale nie chcą się w sprawę mieszać.
- Nie ma wątpliwości co do tego, że S. (ofiara - przyp. red.) został pobity, skopany - mówi proszący o anonimowość świadek zdarzenia, a jednocześnie znajomy karanego.
-Widziały to jeszcze dwie osoby, ale nie pójdziemy z tym na policję, nie chcemy się mieszać i donosić. Nie chcemy mieć kłopotu. S. dostał za nic. Może coś powiedział, może wkurzył naszego kumpla jakimś słowem. O to zresztą nie było trudno, bo on bardzo często bierze mefedron, jest mocno pobudzony po tym. Wtedy też tak było.
Mefedron to silnie uzależniająca pochodna amfetaminy. Powoduje pobudzenie, podniecenie, zaburzenia pamięci krótkotrwałej, czasami halucynacje. Dodaje siły. Człowiek w tak pobudzonym stanie często szuka ujścia swojej energii. - Gdy nasz kumpel skończył już z S., wrócił do domu i pobił jeszcze swojego ojca. Później został zatrzymany przez policję, ale na krótko.
Znalazł się w szpitalu w Tomaszowie. Po wyjściu ze szpitala był spokój, ale później znowu szalał nad zalewem z pałką teleskopową. Znów policja i znów szpital. Tym razem na kilka dni. To też się działo po mefedronie - kontynuuje nasz anonimowy rozmówca.
Najwięcej do sprawy mógłby wnieść poszkodowany. Niestety, stan jego zdrowia na to nie pozwala, nadal przebywa w szpitalu w Warszawie. Miał trepanację czaszki, jego stan jest ciężki.
Do tej pory nie zostali powołani także biegli, by zbadać, w jaki sposób doszło do tak ciężkiego uszkodzenia ciała : czy w skutek działania osób trzecich czy w następstwie wypadku.
Policja prosi o anonimowy kontakt osoby, które mogą pomóc w wyjaśnieniu okoliczności zdarzenia z feralnego dnia pod nr telefonu 46 814 81 00 lub 997.