Powróciły koszmary z Londynu
Pochodząca z Łyszkowic Katarzyna Marszał dzielnie walczyła o medal w Rio de Janeiro.
Dla Katarzyny Marszał wyjazd do Rio to było wielkie marzenie, które udało się spełnić. Choć jak przyznaje łyszkowiczanka, jeszcze większym marzeniem było zdobyć upragniony medal w grze singlowej.
Miesiące przygotowań w kraju i za granicą. Wszystko planowane pod jeden najważniejszy turniej w sezonie, jakim są zmagania paraolimpijskie. Katarzyna Marszał rywalizowała w kasie 6, w grupie B trafiła na Marynę Litwiczenko (Ukraina) oraz Steffi Grebe (Niemcy).
Tenisistce z Łyszkowic nie udało się wygrać żadnego spotkania i, jak sama zawodniczka przyznaje, po wszystkim była na siebie zła.
To nie wina kontuzji
- Podobnie jak w Londynie zatrzymałam się na fazie grupowej. Cóż mam powiedzieć? Szlag mnie trafia. W Londynie byłam załamana, a tu po prostu jestem na siebie zła. Na medal lub też lepszy wynik w singlu muszę popracować jeszcze cztery lata... - podsumowała Katarzyna Marszał.
Trzeba też podkreślić, że zawodniczka miała problemy z ręką. Kontuzja była na tyle poważna, że przed igrzyskami konieczny był zabieg operacyjny. Jednak odpowiednia rehabilitacja, po części zaburzyła cykl treningowy. Katarzyna Marszał przed Rio deklarowała jednak, że nie będzie miało to wpływu na igrzyska.
- Śmiem twierdzić, że tysiąc razy lepiej byłam przygotowana na obecne igrzyska niż do Londynu, nawet z kontuzją ręki - dodaje krótko do swojej oceny tenisistka z Łyszkowic.
Jak łyszkowiczanka ocenia warunki w Rio?
- Hala sportowa, na której gramy, znajduje się bardzo blisko wioski olimpijskiej. Można dojechać w około 10 minut autobusem lub dojść w podobnym czasie na pieszo. Obiekt jest duży, są dwie sale treningowe i hala główna, na której toczy się rywalizacja. Dobrze zorganizowano strefę kibica. Blisko nas są kibice z zewnątrz, co dla nich jest atrakcyjniejsze chociażby ze względu na dobrą widoczność - mówi Katarzyna Marszał.
Tenisistka zwraca uwagę na dwie sprawy, które mają kluczowe znaczenie podczas gry. Chodzi o oświetlenie i klimatyzację, którą zawodniczka ocenia już mniej pozytywnie.
Komary tną na potęgę
- Aktualnie w Rio jest duża różnica temperatur i bardzo musimy uważać. A tak poza tym to na hali tną komary... Ciągle musimy się psikać różnymi „odstraszaczami” - przyznaje z uśmiechem Katarzyna Marszał.
Zawodniczka nie ukrywa, że odwiedzenie Rio de Janeiro to było marzenie niemal z dzieciństwa. Jednak do tej pory łyszkowiczanka nie miała wielu okazji, aby pozwiedzać miasto. Tyle, co pozwoliły widoki za okna w autobusie, którym dojeżdża na halę.
- Z wioski na razie nie wychodziłam ze względów bezpieczeństwa. Dopóki jest turniej i gram to nie narażam się na coś, co mogłoby zagrażać zdrowiu lub życiu. Przyznam szczerze, że czekam na ostatnie dni kiedy wyruszymy chociaż na chwilę w miasto - opowiada olimpijka.
Kadrowiczka niechętnie podchodzi do porównań z poprzednią paraolimpiadą w Londynie w 2012 roku, w której brała udział. Pod względem sportowym osiągnęła podobny wynik.
- Jeśli miałabym porównywać wioski olimpijskie, to w Rio jest niemal identycznie jak w Londynie. Zawsze znajdą się pewne mankamenty techniczne i sprawy związane z bezpieczeństwem, ale na razie odpukać wszystko jest okej - kontynuuje reprezentantka.
Szansa na medal drużynowy
Igrzyska paraolimpijskie na bieżąco śledzi Stanisław Pięcek, były paraolimpijczyk, a także trener tenisa stołowego w ZSN Start Skierniewice, który przez wiele lat trenował Katarzynę Marszał.
- Szkoda, że nie wyszło Kasi w singlu. Bez dwóch zdań jest jednak ogromna szansa na medal w drużynówce, gdzie polska reprezentacja będzie faworytem - mówi Stanisław Pięcek.
Skierniewiczanin żałuje, że do Rio nie udało się załapać Igorowi Misztalowi. Było bardzo blisko, ale w ostateczności zabrakło punktów. Choć zawodnik i trener liczyli na dziką kartę.
Były sportowiec miło wspomina także swoje występy. Stanisław Pięcek jest srebrnym medalistą turnieju siatkarskiego rozgrywanego podczas letniej paraolimpiady w Arnhem w 1980 roku.
- Epoka dzieli obecne igrzyska od tych, w których brałem udział. Można powiedzieć, że właśnie od Holandii zaczęła się paraolimpiada z prawdziwego zdarzenia. Mogłem też pojechać do Seulu, jednak zatrzymała mnie kontuzja. Miło wspominam te czasy - mówi Stanisław Pięcek, trener ZSN Start Skierniewice.