Bronkobus, czyli autobus z wizerunkiem Bronisława Komorowskiego, pojawił się w Łowiczu. Nie obyło się bez emocji i oskarżeń.
Prezydencka kampania nabiera tempa. Kandydaci starają się być wszędzie, a ponieważ jest to niemożliwe, promują się przez pośredników. W bronkobusie, który 12 marca zawitał do Łowicza, pojawiła się posłanka Platformy Obywatelskiej Iwona Śledzińska-Katarasińska. Wraz z innymi działaczami PO zachęcała do reelekcji obecnego prezydenta RP.
Najwięcej emocji w Łowiczu wzbudziło jednak miejsce, w którym popularny bronkobus miał zaparkować. Przedstawiciele PO chcieli, aby mieszkańcy Łowicza mogli się z nimi spotkać na Starym Rynku, który jest głównym miejskim placem. - Nie pozwolił nam na to burmistrz Krzysztof Kaliński - informuje Jacek Kłos z łowickiej PO. - Spotkanie zorganizowaliśmy więc na pobliskiej ulicy 3 Maja.
Włodarz Łowicza swoją decyzję tłumaczy względami prawnymi. - Na Starym Rynku obowiązuje płatne parkowanie i zakaz wjazdu autobusów, dla których mamy parking na tyłach ratusza - wyjaśnia burmistrz. - Moim celem nie było zablokowanie spotkania wyborczego, więc zaproponowałem organizatorom wystosowanie wniosku o zajęcie pasa drogowego, co kosztuje 60 groszy dziennie za metr kwadratowy powierzchni. Podobnie potraktujemy autobus każdego innego kandydata na prezydenta RP - dodaje gospodarz miasta.
Organizatorzy spotkania nie byli tym jednak zainteresowani, gdyż "gdzie indziej mają za darmo". Wprawdzie lokalni działacze PO chętnie wyłożyliby pieniądze, ale doskonale zdają sobie sprawę, że byłoby to nielegalne finansowanie kampanii.
Ostatecznie posunięto się więc do fortelu. Trzema samochodami zablokowano przy ul. 3 Maja miejsce parkingowe, które mógł wykorzystać bronkobus. Gdy przyjechał on z Głowna, to właściciele owych aut zrobili dla niego miejsce, przestawiając pojazdy. I tu nie obyło się bez emocji, gdyż jeden z okolicznych przedsiębiorców wezwał policję - nie podobało mu się, że pokaźny pojazd zasłonił jego sklep. Policja nie interweniowała, ale bronkobus przesunięto.
Jeszcze tego samego dnia zgłosiła się do naszej redakcji osoba związana z Zakładem Energetyki Cieplnej, która miała pretensje do działacza PO, Grzegorza Haraśnego.
Chodziło o to, że tego dnia podpisał on listę obecności w łowickiej spółce, a następnie w godzinach pracy zbierał podpisy na rzecz Bronisława Komorowskiego.
Zbigniew Wójcik, prezes ZEC, a zarazem członek PO zapewnia, że wie o tym, a podwładny miał odbierać po prostu godziny, które przysługiwały mu z tytułu pracy ponadnormatywnej. Tak samo całą sytuację wyjaśnił sam Grzegorz Haraśny.