Prywatne agencje zamiast pośredników pracy
Ministerstwo przeznaczyło ok. 200 mln zł na nową formę aktywizacji długotrwale bezrobotnych. Urzędy pracy mają duże wątpliwości...
Nowelizacja ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, która weszła w życie w maju ubiegłego roku, wprowadziła nową formę aktywizacji osób długotrwale bezrobotnych. Przywracać na rynek pracy mają ich obecnie nie tylko urzędy pracy, ale i prywatne agencje zatrudnienia, wyłonione w drodze przetargu przez wojewódzkie urzędy pracy.
Ministerstwo pracy przeprowadziło już kilka pilotażowych programów w Podkarpackiem, Dolnośląskiem i Mazowieckiem oraz w Gdańsku i Krakowie.
Wkrótce z z prywatnymi agencjami będą współpracować cztery powiatowe urzędy w Łódzkiem: z Łodzi oraz ze Zgierza, Radomska i Pabianic. - Te urzędy zostały wytypowane w efekcie diagnozy, którą przeprowadziliśmy na łódzkim rynku pracy - mówi Aneta Jarczyńska z WUP w Łodzi.
Obecnie WUP jest na etapie rozpisywania przetargu na wybór prywatnej agencji zatrudnienia. Dotychczas o szczegóły udziału w przetargu dopytywały trzy agencje. Sęk w tym, że według dyrektorów urzędów, które realizowały pilotażowy program, jego efektywność jest znikoma. Np. w Podkarpackiem niemal tysiąc osób nim objętych, po miesiącu znów zasiliło szeregi bezrobotnych.
- W pilotażu wzięły udział PUP-y z Przeworska, Tarnobrzega i Krosna - mówi Regina Chrzanowska, dyrektor PUP w Krośnie. - Prywatna agencja zatrudnienia zobowiązała się zaktywizować po ponad 300 osób z drugiego i trzeciego filaru, czyli najbardziej opornych bezrobotnych jeśli chodzi o rynek pracy. Ucieszyliśmy się nawet, bo przecież naszym celem jest pomoc tym ludziom.
Pomyśleliśmy, że może jako urząd kroczymy zbyt utartymi ścieżkami, a agencje wniosą oddech świeżości. Ale czy można mówić o sukcesie? Owszem, zdecydowana większość podjęła pracę na umowę-zlecenia, ale były to najczęściej prace dorywcze, na przykład w charakterze opiekunki chorego sąsiada. Dodam, że my, jako urząd, nie możemy proponować takich ofert, mamy o wiele bardziej wyśrubowane kryteria. Jak pilotaż się zakończył? Po miesiącu te prawie tysiąc osób wróciło do nas z powrotem i znów byli bezrobotni. Tylko jedna osoba pracowała powyżej 34 dni - dodaje dyrektor.
Urzędy pracy obawiają się także, że oddając pole do popisu agencjom stracą finansowo.
Za wstępną diagnozę sytuacji bezrobotnego agencje otrzymają bowiem 20 proc. wynagrodzenia, a kolejne 80 proc. wynagrodzenia zależy od ich efektywności (z tego 20 proc. dostają za znalezienie pracy nawet na miesiąc, 30 proc. za jej utrzymanie przez 3 miesiące, 30 proc. za zatrudnienie przez kolejne 3 miesiące).
Resort przeznacza na jednego bezrobotnego około 10-11 tys. zł. Łącznie rząd w ciągu trzech lat zamierza przeznaczyć ponad 200 mln zł na zlecanie działań aktywizacyjnych prywatnym agencjom. Większość, bo aż 160 mln zł, ma wyłożyć w tym roku.
- Wprowadzając nową formułę aktywizacji ministerstwo pracy wzoruje się na modelu zachodnioeuropejskim, głównie brytyjskim. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że tam nie ma większych problemów z zatrudnieniem. U nas jeśli pracy nie ma, to nawet najlepszy pośrednik, a my mamy przecież dobrze wyszkolonych fachowców, jej nie wynajdzie - mówi Ryszard Pawlewicz, szef PUP w Skierniewicach.
Ministerstwo ma jednak swoje argumenty. - W efekcie programu pilotażowego "Partnerstwo dla pracy" przetestowany został polski model zlecania usługi aktywizacyjnej - odpowiada nam na pytania biuro prasowe Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. - Jest on inspirowany rozwiązaniami w zakresie współpracy służb zatrudnienia z podmiotami niepublicznymi w innych krajach oraz z wypracowanymi rozwiązaniami krajowymi.