Przelewali krew pod Łęczycą, Kutnem, Łowiczem...

Czytaj dalej
Anna Gronczewska

Przelewali krew pod Łęczycą, Kutnem, Łowiczem...

Anna Gronczewska

Historycy dzielą Bitwę nad Bzurą na trzy fazy. W drugiej fazie bitwy, między 13 a 15 września, polskie armie w zasadzie już tylko się ratowały. Dotarły do Skierniewic, a potem nastąpił odwrót w kierunku Warszawy.

Znany pisarz Jarosław Iwaszkiewicz w październiku 1939 roku znalazł się na polach, na których chwilę wcześniej toczyła się Bitwa nad Bzurą. Wrażenia opisał w swoich "Dziennikach 1911-1955".

- Wygląda to nieprawdopodobnie - pisał Iwaszkiewicz. - W piasku, po którym jedziemy, całe stosy bagnetów, karabinów. Noże bagnetów zgrzytają pod kołami, wznoszą się w górę pod kopytami koni. W pewnym miejscu całe stosy czapek, na podwórzu jakiegoś dworu sterty karabinów i wał siodeł sięgających wyżej niż mur otaczający park. Wszędzie mogiły, mogiły...

Historycy dzielą Bitwę nad Bzurą na trzy fazy. Pierwsza rozpoczęła się 9 września, a zakończyła trzy dni później. Druga trwała od 13 do 15 września. Po 15 września nastąpił odwrót wojsk polskich w kierunku Warszawy.

Ryszard Iwanicki z Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz w Łodzi mówił nam, że znaczenia tej bitwy nie da się przecenić. Niemcy szybko przesuwali się w kierunku Warszawy. Ale ich jedno skrzydło było całkowicie odsłonięte. Polacy postanowili to wykorzystać.

- Można przyjąć, że ta bitwa odciążyła obronę Warszawy - twierdzi Ryszard Iwanicki. - Dzięki temu pierścień wokół stolicy został zamknięty o tydzień później.

Na pomysł zaatakowania Niemców wpadł generał Tadeusz Kutrzeba. Dowódca Armii "Poznań" to mózg całej operacji. Generał Kutrzeba nie był praktykiem. Przez wiele lat stał na czele Wyższej Szkoły Wojennej. Pisał liczne książki dotyczące wojskowości, historii I wojny światowej, wojny polsko-bolszewickiej. Dowódcą Armii "Poznań" został dopiero w sierpniu 1939 roku. Generał Roman Abraham, który też brał udział w Bitwie nad Bzurą dowodząc Wielkopolską Brygadą Kawalerii, podkreślał, że generał Kutrzeba był świetnym żołnierzem. Miał tylko jedną wadę. Nie rozkazywał tylko pytał: Co panowie o tym sądzą?

Konrad Czernielewski, starszy kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz w Łodzi, podkreśla mądrość decyzji generała Kutrzeby. Ciężkie uderzenia Niemców spadły od północy na Armię "Pomorze", od południa na Armię "Łódź".

- Na Armię "Łódź" Niemcy uderzyli bardzo mocno - mówił nam Konrad Czernielewski. - Poza tym armie te miały do obrony zbyt duże obszary. Jedna broniła terenu, który powinny bronić dwie-trzy. Trzeba też pamiętać, że granica z Niemcami była długa.

Tymczasem w pierwszych dniach września Armia "Poznań" była niemal bezrobotna, choć jej oddziały zajęły na 24 godziny Wschowę, która znajdowała się po niemieckiej stronie. W mieście wybuchła panika. Uciekł burmistrz, Niemcy zaczęli zrzucać z budynków flagi ze swastyką.

- Niemcy celowo nie atakowali Armii "Poznań" - wyjaśniał nam Konrad Czernielewski. - Armia ta była najsilniejszą w Polsce. Oni zaś chcieli jak najszybciej dojść do Warszawy. Dziś już wiadomo, że mieli układ z Sowietami.

Polacy zaatakowali Niemców 9 września, od strony Kutna, Uniejowa, Żychlina. Zaatakowano 8. Armię niemiecką. Dowodził nią Johannes Blaskowitz. Został potem pierwszym gubernatorem wojskowym dla niemieckich sił zbrojnych na terenie okupowanej Polski. On między innymi nadzorował obławę na majora Henryka Dobrzańskiego "Hubala". I jako pierwszy oglądał jego zwłoki. Jako dowódca 8. Armii był odpowiedzialny za zbrodnie na ludności polskiej i zrujnowanie Warszawy. Obarczono go też winą za zbrodnie Wermachtu popełnione na terenie Wielkopolski. Potem dowodził niemieckimi armiami we Francji, Holandii. Po kapitulacji Niemiec został aresztowany. Osadzono go w areszcie w Norymberdze. Miał odpowiadać za zbrodnie wojenne. 5 lutego 1948 roku popełnił samobójstwo.

Ale wróćmy do bitwy. Zdaniem Konrada Czernielewskiego atak na Niemców można było wykonać wcześniej. Jednym z najsłabszych ogniw polskich armii w 1939 roku była jednak łączność. Zanim więc odpowiednie informacje dotarły do Warszawy, a stamtąd przyszły rozkazy, moment ataku na Niemcy przed 9 września został przegapiony.

- Gdyby do ataku doszło 5 lub 6 września, to nie była jeszcze rozbita Armia "Łódź"- wyjaśnia Konrad Czernielewski. - Wtedy Niemców mogły zaatakować trzy polskie armie. Nie wiem, czy dzięki temu byśmy zwyciężyli w tej bitwie. Raczej nie było na to szans. Trzeba jednak pamiętać, że cały czas liczono, że pomogą nam alianci, konkretnie Anglia i Francja. Może sukces w Bitwie nad Bzurą uaktywniłby polskich sprzymierzeńców? Ale to tylko gdybanie.

Polacy atakowali Niemców z wielkim impetem. W pierwszej fazie bitwy brało udział zgrupowanie uderzeniowe Grupy Armii "Poznań" i "Pomorze", którego trzon stanowiła Grupa Operacyjna pod dowództwem gen. Edmunda Knoll-Kownackiego. Dowódcą Armii "Pomorze" był natomiast generał Władysław Bortnowski. Nasze armie zaatakowały, maszerującą na północnym skrzydle 8. Armii niemieckiej, 30. Dywizję Piechoty, na czele której stał gen. Kurt von Briesen. Dywizja w ciągu trzech dni została rozbita. Polskie wojsko zdobyło Łęczycę, Piątek, Uniejów, Walewice. Dotarło do linii Ozorków-Stryków. Potem nasze armie zaatakowały skutecznie Łowicz. W nocy z 12 na 13 września polscy żołnierze zostali wycofani na lewy brzeg Bzury. Niemcy ponownie zajęli Łowicz.

Sytuacja ta zaniepokoiła Adolfa Hitlera. Postanowił przyjechać na pole bitwy i podnieść morale żołnierzy.

- Pod znakiem zapytania stanęła skuteczność wojny błyskawicznej - uważa Ryszard Iwanicki.

Zachowała się fotografia, na której Adolf Hitler wizytuje miejsce walk nad Bzurą w towarzystwie rannego w rękę generała Kurt von Briesena.

- Niemcy oceniali, że w czasie ofensywy Polaków nad Bzurą morale Niemców spadło o 80 procent! - twierdzi Konrad Czernielewski.

Początkowo z polskimi siłami walczyła tylko 8. Armia niemiecka. Niemcy szybko ściągnęli na pomoc 10. Armię. - W jej składzie był 16. Korpus Pancerny - dodaje Ryszard Iwanicki. - Dochodził już do rogatek Ochoty, ale został zawrócony. Musiał się cofnąć i pomóc w walkach nad Bzurą.

W drugiej fazie bitwy, między 13 a 15 września, polskie armie w zasadzie już tylko się ratowały. Dotarły do Skierniewic, a potem nastąpił odwrót w kierunku Warszawy.

Części żołnierzy walczących nad Bzurą udaje się dotrzeć do Warszawy. Jak na przykład tym z 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich. Początkowo walczył on w ramach Armii "Łódź", a potem Armii "Poznań". Jego dowódcą był generał Stanisław Grzmot-Skotnicki. Ze swym pułkiem zwyciężył Niemców pod Uniejowem, Babią Górą. Następnie osłaniał od zachodu polskich żołnierzy przebijających się przez Bzurę do Puszczy Kampinowskiej. Przez rzekę przeprawił się jego pułk i 18 września doszło do starcia z Niemcami w okolicach majątku Tułowice. W czasie tych walk generał został ciężko ranny.

- Niemcy wstrzymali wtedy ogień i wysłali do generała lekarza - opowiadał nam Konrad Czernielewski. - Niestety, na drugi dzień Stanisław Grzmot-Skotnicki umarł.

Nowym dowódcą grupy operacyjnej, w skład której wchodził 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich, został generał Roman Abraham. Pod jego dowództwem 14. Pułk wykonał słynną szarżę konną pod Wólką Węglową i przedarł się ze sztandarem przez niemiecką linię frontu. Szarża ta opisywana była szeroko przez korespondentów wojennych.

Bitwa nad Bzurą, którą Niemcy nazywają Bitwą pod Kutnem, zakończyła się porażką Polaków. Ale przeszła do chwalebnej historii polskiej armii. Konrad Czernielewski podkreśla, że była to w zasadzie pierwsza ofensywa aliantów podczas II wojny światowej.

- Poza tym Bitwa nad Bzurą jest jedyną operacją zaczepną, gdzie stroną atakującą są alianci, aż do grudnia 1941 roku, kiedy to ma miejsce kontrofensywa wojsk radzieckich pod Moskwą - twierdzi Konrad Czernielewski.

Znaczenie tej bitwy doceniają również niemieccy historycy. Głównie dlatego, że Polacy podjęli bitwę zaczepną, choć byli znacznie słabsi od swoich przeciwników.

- Atak Polaków osłabił siły niemieckie - tłumaczy Czernielewski. - Do wiosny 1940 roku armia III Rzeszy nie podjęła działań ofensywnych.

Szacuje się, że czasie Bitwy nad Bzurą zginęło około 15 tys. żołnierzy polskich i 10 tys. niemieckich. Wiadomo, że spłonęło część drewnianych domów w Łęczycy, ucierpiało wiele wsi. Natomiast to nie Niemcy uszkodzili wieżę romańskiego kościoła w Tumie. Na jego wieży usadowił się niemiecki snajper. Polacy likwidując go uszkodzili przy okazji część kolegiaty. Po bitwie 100 tys. polskich żołnierzy trafiło do niemieckiej niewoli, m.in. jeden z jej bohaterów, generał Kutrzeba, ale też Władysław Bortnowski. Ten ostatni bardzo przeżywał kampanię wrześniową. Historycy do dziś krytykują podjęte przez niego wtedy decyzję. Najbardziej "dostało" mu się za odwołanie natarcia 26. Dywizji Piechoty na Skierniewice. Generał wystraszył się informacji, że do walki wkroczy niemiecka dywizja pancerna. Po wojnie znalazł się w Wielkiej Brytanii, a potem wyjechał do USA, gdzie zmarł w roku 1966. Do Londynu w 1945 roku trafił generał Kutrzeba. Stanął na czele Komisji Historycznej Kampanii Wrześniowej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Uczestniczył w tworzeniu Instytutu im. gen. Władysława Sikorskiego. Do kraju nie wrócił. W 1947 roku zmarł na nowotwór.

Anna Gronczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.