Przez ten rok podjąłem wiele przykrych decyzji. Ale musiałem [ROZMOWA]
Dyrektor Jacek Sawicki rządzi skierniewickim szpitalem od ponad roku. Ile udało mu się zrobić? I dlaczego ma tylu nieprzyjaciół, którzy ślą skargę za skargą do prasy oraz jego zwierzchników?
Powiedział Pan, że marzec był ostatnim miesiącem, kiedy w szpitalu nie będzie widać efektów pańskiej działalności jako dyrektora.
Moim zdaniem efekty widać, ale rzeczywiście do tej pory koncentrowałem się głównie na oszczędnościach. Organ prowadzący, czyli Urząd Marszałkowski w Łodzi, postawił przede mną podstawowy cel: oszczędności, gdyż szpital był zadłużony. Przez rok udało mi się zaoszczędzić prawie milion złotych. Obecnie szpital się bilansuje.
Na czym Pan głównie zaoszczędził?
Gdy przyszedłem, w administracji szpitala pracowało 12 kierowników i 6 zastępców, a cały pion administracyjny stanowił 12 procent załogi szpitala. Udało mi się zredukować te etaty do 7,5 procent - zostało pięciu kierowników - i jest to jedna z najmniejszych administracji w Łódzkiem. Udało mi się też zaoszczędzić na przejęciu z przychodni Kopernik kontraktu na ortopedię - to 170 tys. zł - oraz ograniczyć o połowę nadwykonania. To z kolei oszczędności na poziomie 250-300 tys. zł.
Chce Pan też połączyć dwa oddziały wewnętrzne...
Tak, kolejne 400 tys. zł zaoszczędzimy na zmianie oddziałów wewnętrznych. To ciekawe: oddział wewnętrzny II przynosił rocznie ok. pół miliona strat, gdy tymczasem oddział wewnętrzny I wypracowywał 400 tys. zł na plusie. Zaproponowałem, aby połączyć oba oddziały w jeden większy, na 55 łóżek, którym będzie kierować dr Krystyna Skierkowska oraz dr Dariusz Jastrzębski. W miejsce oddziału drugiego utworzymy geriatrię, będzie tam 10 łóżek i kierować nim będzie dr Ewa Świechowska-Krawczyk. Z WOŚP mamy już obiecany sprzęt na kwotę 170 tys. zł. Pamiętajmy, że 250 tys. zł podarowało w tym roku miasto.
Co jeszcze? 130 tys. zł zaoszczędziliśmy na zmianie ubezpieczyciela, a także na zmianie transportu. Dotychczas od lat wygrywała Wojewódzka Kolumna Transportu Sanitarnego. W tym roku zmieniłem specyfikację tak, aby do przetargu miało szansę stanąć więcej firm, co stwarza większą konkurencyjność, a zatem jest korzystne dla szpitala. Stacja wprawdzie odwołała się od wyniku przetargu, ale przegrała. Na wyborze nowego transportu zaoszczędziliśmy 1,5 mln zł. Obecnie ze szpitalem współpracują trzy nowe firmy.
W sumie udało mi się wypracować za mojej kadencji 2,5 mln zł. Niestety, kosztem cięć i przykrych decyzji, które jednak musiałem podjąć.
Chwali się Pan również, że powstało wiele nowych, ważnych dokumentów...
Ich do tej pory nie było, a są niezbędne. 650 pracowników od lat nie posiadało np. zakresu obowiązków. Opracowaliśmy go, podobnie jak nowy regulamin organizacyjny, plan działań strategicznych na lata 2015-2018 oraz politykę rachunkowości.
Wdrożyliśmy też system informatyczny, bo do tej pory wszystko było zapisywane w zeszytach i na kartach. Chcemy, aby docelowo oddziały funkcjonowały pod tym względem jak na ortopedii, gdzie historie choroby są już elektroniczne. To są zmiany, których na pierwszy rzut oka nie widać, ale są ważne i znacznie usprawniają działanie szpitala. Dzięki temu personel może więcej czasu poświęcać na opiekę nad chorym zamiast ślęczeć w papierologii.
Pana zwolennicy wymieniają jeszcze: oddanie do użytku nowej kaplicy, wstawienie automatów do kawy, TV w poczekalni, biblioteczki na oddziałach, bankomat, wkrótce ma być otwarty bar...
I triage na SOR czy remont laryngologii. Bar jest już otwarty od 1 kwietnia...
Panie dyrektorze, ale ma Pan również wielu przeciwników, wręcz wrogów. Nie ma miesiąca, by do redakcji nie wpływały listy krytykujące pańskie poczynania, podobne skargi słane są do Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi. Nas interesują głównie wątki dotyczące nepotyzmu.
No cóż, nie jest krytykowany ten, kto nic nie robi, a niektóre moje decyzje, choć konieczne, mogły być niepopularne wśród obserwatorów. Trudno komentować nieprawdziwe informacje pisane anonimowo. W jednym z donosów, bo inaczej tych listów nie można nazwać, pojawia się informacja, że zatrudniłem swoją rodzinę, w dodatku dając jej wysokie wynagrodzenie. Owszem, moja ciocia jest salową, a wujek pracownikiem gospodarczym, ale ciocia została zatrudniona w 2008 roku, a wujek został przyjęty do pracy w 2010 roku, czyli na długo przed tym, zanim zostałem dyrektorem. Obydwoje mają pensje zasadnicze poniżej najniższej krajowej tj. poniżej 1.750 zł.
I nikogo z rodziny za swojej kadencji Pan nie zatrudnił?
Został ogłoszony konkurs na specjalistę w Dziale Organizacji i Nadzoru. Wpłynęły dwie oferty, ale jedna z nich nie spełniała wymagań formalnych. Wygrała więc kobieta, która jest moją krewną. Nie jest to jednak żadne eksponowane czy wysokopłatne stanowisko, jej zarobki są niższe niż średnia pensja w jej dziale.
Co ze starszymi lekarzami, którzy narzekają na brak szacunku z Pana strony?
Dr Michalski odszedł sam, myślę, że był godnie pożegnany, co może potwierdzić mój zastępca, jak i sam zainteresowany. Dr Zalewska również sama odeszła, podobnie jak dr Krajewski. To dobrzy ginekolodzy, ale to były ich decyzje. Na własne życzenie odszedł z pracy także dr Topolski, szefem SOR jest obecnie dr Marynowski.
A Pana koleżanka, którą najpierw przyjął, dał wysokie wynagrodzenie, potem je jeszcze podwyższył - a następnie zwolnił?
O tej sprawie mogę powiedzieć tylko tyle: starałem się bronić mojej koncepcji zarządzania szpitalem przed moim pracodawcą, bo uważałem, że dobrzy dyrektorzy są ważni, ale nie udało mi się. Moi zwierzchnicy chcieli mieć prostą strukturę, jak w pozostałych szpitalach marszałkowskich: jeden dyrektor, zastępca dyrektora ds. medycznych i ewentualnie kierownicy. Nota bene jest ogłoszony konkurs na dyrektora medycznego.
To ile osób Pan zwolnił?
Klasyczne zwolnienia były tylko dwa: szefowa kadr oraz księgowa. Część załogi sama odeszła, głównie na emeryturę.
Jakie plany ma Pan na ten rok?
W czerwcu uruchamiamy rodzinną salę porodów, a jesienią chcemy poszukać pieniędzy na centralną izbę przyjęć, która odciąży SOR. Działa on znacznie sprawniej niż dotąd, ale wciąż jest miejscem, gdzie spiętrza się najwięcej problemów. Centralna izba przyjęć powinna rozwiązać wiele problemów, ale będzie kosztować milion złotych. Również jesienią otworzymy oficjalnie geriatrię.
W tym roku chcemy dokończyć termomodernizację szpitala. Poprzednicy zapomnieli, że w jej ramach trzeba też wymienić okna, nie doszacowali również tysiąca mkw. ściany. To dodatkowy koszt - około 700 tys. zł. W 2016 r. chcielibyśmy przebudować budynek, w którym obecnie jest oddział wewnętrzny II i dostosować go do obecnych standardów oddziału nefrologii, do których dąży cały szpital.
Rozmawiała Agnieszka Kubik