Puste krzesło prezydenta Trębskiego
W poniedziałek 1 grudnia odbyła się w Skierniewicach sesja inaugurująca działalność nowego składu rady miasta. Wielkim nieobecnym był prezydent Leszek Trębski, który dzień wcześniej przegrał wybory. Na sesji nie zjawiła się również wiceprezydent Beata Jabłońska.
- Żałuję, że nie było pana prezydenta, bo chciałem zobaczyć jego minę - żartował Krzysztof Jażdżyk, prezydent-elekt, do tej pory lider opozycji w radzie miasta.
- To zwykły lęk - mówił radny Dariusz Chęcielewski (PiS). - Chyba panu prezydentowi zabrakło odwagi. Uważam, że powinien przyjść i pogratulować, już osobiście, Krzysztofowi Jażdżykowi.
W podobnym tonie wypowiadał się Dariusz Seliga, poseł PiS. - Nieobecność Leszka Trębskiego odebrałem jako wyraz strachu - mówi poseł. - Pamiętam, że świętej pamięci prezydent Ryszard Bogusz przyszedł na na pierwszą sesję po przegranych wyborach. Jeśli Trębski mówi, że działa w służbie mieszkańców, to nie powinien ich zawodzić. Mogą go "poobijać" jako człowieka, ale coś jest winien wyborcom, którzy oddali na niego głosy. A może to jedynie szok powyborczy?
Leszek Trębski tłumaczy swoją nieobecność na sesji rady miasta względami formalnymi.
- Gdybym złożył ślubowanie na sesji jako radny, automatycznie przestałbym być prezydentem miasta, a wraz ze mną moi zastępcy - wyjaśnia. - Prawnicy poradzili mi, bym tego nie robił, gdyż do piątku 5 grudnia, czyli do czasu, gdy zostanie zaprzysiężony nowy prezydent, ktoś musi kierować urzędem miasta, choćby podpisując bieżące dokumenty. Ponieważ odmowa ślubowania mogłaby być źle odebrana przez uczestników sesji, zdecydowałem, że wybiorę się na nią dopiero w piątek. Na pewno nie zamierzam złożyć mandatu radnego - zapewnia.