Rada Miasta Skierniewic: Niewygodne pytania o szpital [FILM]
Podczas sesji Rady Miasta Skierniewice padło wiele zarzutów pod adresem szpitala. Komisja rewizyjna zbada wydatki miasta na zakup sprzętu dla skierniewickiej lecznicy.
Burzliwa dyskusja na temat skierniewickiego szpitala wywiązała się podczas przedświątecznej sesji rady miasta. Wszystko rozpoczęło się od projektu uchwały o kontroli, jaką ma przeprowadzić komisja rewizyjna rady miasta. Jej przedmiotem mają być wydatki budżetu na zakup sprzętu dla Wojewódzkiego Szpitala Wojewódzkiego w Skierniewicach. Zanim doszło do głosowania nad uchwałą o głos poprosił radny Leszek Trębski.
- Za moim pośrednictwem pracownicy szpitala przekazali listę pytań, których nie chcieli zadawać bezpośrednio dyrektorowi w obawie przed reperkusjami, jakie mogłyby ich dotknąć - tłumaczył radny. - Przy okazji powiedzieli mi wprost, że jedyna rzecz, jaka dyrektorowi dobrze wychodzi, to piar.
Pierwsze pytanie odczytane przez radnego Trębskiego dotyczyło zadłużenia szpitala. Pracownicy chcieli wiedzieć, czy dług przekroczył już 17 mln zł.
Na pytania odpowiadał osobiście dyrektor szpitala Jacek Sawicki.
- Nieprawdą jest, że personel szpitala jest szykanowany - przekonywał. - Szykanowanie jest ścigane przez prawo, więc jeśli takie przypadki miałyby miejsce, powinno to skutkować zawiadomieniem odpowiednich służb. Jeśli zaś chodzi o zadłużenie szpitala, to opiewało ono na kwotę 17 mln zł może w 2010 roku. Gdy ja przejmowałem placówkę (grudzień 2013 r - przyp. red.) zadłużenie przekraczało już 30 mln zł. Można było co najwyżej zatrzymać narastanie długu. Należności wymagalne spłaciliśmy kredytem i teraz mogę powiedzieć, że dług już się nie powiększa.
Radny Trębski poruszył też kwestię reformy administracyjnej, przeprowadzonej w szpitalu.
- Pracownicy chcą wiedzieć, ile szpital zaoszczędził na tej reformie - mówił radny. - Z informacji, jakie uzyskałem wynika, że zatrudnione zostały dwie osoby na stanowiskach dyrektorskich: zastępca do spraw medycznych oraz zastępca do spraw administracyjnych, a także dwóch pełnomocników z pensjami dyrektorskimi oraz rzecznik prasowy.
- Nieprawdą jest, że utworzyliśmy jakieś dodatkowe stanowiska dyrektorskie - uciął sprawę dyrektor Sawicki. - Natomiast reforma administracyjna dotyczyła czterech pracowników. Zresztą w administracji ciągle coś się zmienia. Na przykład ostatnio z przyczyn naturalnych odeszła główna księgowa.
Kolejne pytanie szpitalnego personelu dotyczyło „prywatyzacji” laboratorium.
- Nie jest to prywatyzacja, bo laboratorium nie zmienia właściciela. Pracować w nim będzie firma z zewnątrz - tłumaczył dyrektor Sawicki. - Jako szpital nie osiągniemy takich cen za odczynniki i sprzęt, jakie mogą wynegocjować potężne firmy. Na tej operacji szpital zaoszczędzi rocznie 600 tys. złotych. Pracownicy laboratorium nie stracą pracy i otrzymują gwarancję, że przez rok nie zmienią im się warunki zatrudnienia.
Z taką zmianą organizacyjną nie zgadza się Dorota Rutkowska, posłanka i członek rady społecznej szpitala. - Z tego, co wiem, to pracownicy laboratorium nie zostali zapytani przez dyrekcję, czy są w stanie świadczyć swoje usługi nie tylko dla szpitala, ale i na zewnątrz - mówi Dorota Rutkowska. - A przecież laboratorium jest dobrze wyposażone i może działać. Uważam, że oddanie laboratorium podmiotowi z zewnątrz jest złym posunięciem, co pokazują doświadczenia innych szpitali, które później wycofywały się z takiej decyzji. Laboratorium, które działa w strukturze szpitala lepiej współpracuje ze wszystkimi oddziałami szpitalnymi. Jeśli na przykład pacjentowi wyjdą bardzo złe wyniki w badaniu laboratoryjnym, informacja natychmiast trafia do lekarza prowadzącego, który odpowiednio reaguje. Podejrzewam, że firma zewnętrzna, która obejmie pracownię, nie będzie się zbytnio przejmowała takimi przypadkami, co może odbić się na zdrowiu pacjentów - dodaje posłanka.
Pracownicy szpitala za pośrednictwem Leszka Trębskiego zarzucili również dyrektorowi, że z jego winy w ostatnim czasie odeszło kilkunastu lekarzy i kilkadziesiąt pielęgniarek. W ich miejsce zatrudnieni zostali inni na wysokich kontraktach.
- Zwolniony został lekarz za to, jak traktował pacjentów oraz za jakość swoich świadczeń - odpowiadał Sawicki. - Musiał odejść także lekarz podejrzany o kradzież leków. Lekarze odchodzą również z innych względów. Na przykład wówczas, gdy nie wyrażę zgody na żądanie znacznej podwyżki wynagrodzenia. Bywa, że lekarze stosują szantaż wiedząc, że ich odejście będzie się wiązało z utratą kontraktu z NFZ. W tym roku na wynagrodzenia lekarzy wydamy o 800 tysięcy więcej - usłyszeli zebrani. Dyrektor zapewniał też, że pielęgniarki - jeśli odchodzą - to tylko na własną prośbę.
- Załoga szpitala wspominała również o zielonej ośmiornicy, czyli systemie powiązań pomiędzy dyrekcją szpitala a władzami miasta - nie odpuszczał radny Trębski. - Polega to na tym, że na przykład przyjaciółki pana prezydenta otrzymują pracę w szpitalu z wysokim wynagrodzeniem, po czym prezydent odwdzięcza się tym samym panu dyrektorowi. - Smutne, że padają słowa „układ” i „zielona ośmiornica” - skwitował zarzut dyrektor szpitala. - Jeśli ktoś wie o działaniu takiego układu, powinien o tym powiadomić odpowiednie służby.
Radni podjęli ostatecznie uchwałę upoważniającą komisję rewizyjną do skontrolowanie wydatków miasta na zakup sprzętu dla szpitala.
W sumie miasto przekazało w tym roku 270 tys. zł, za co szpital zakupił aparat ultrasonograficzny i kardiotograficzny, wózek do transportu chorych z funkcją stołu zabiegowego, wózek z regulacją wysokości oraz dwie pompy infuzyjne strzykawkowe.
- Wiele samorządów wspiera finansowo szpitale wojewódzkie, ale jak się dowiedziałem, nie było jeszcze przypadku, aby któryś z nich domagał się kontroli po zrealizowaniu inwestycji- skomentował decyzję rady miasta wicemarszałek woj. łódzkiego Dariusz Klimczak.