Ratuszowe umowy pod czujnym okiem łowiczan
Pod koniec lutego na miejskiej stronie internetowej rozpoczęto publikowanie rejestru umów zawartych przez ratusz od początku tej kadencji.
Wzbudził on duże zainteresowanie wśród mieszkańców Łowicza. Część z nich poprosiło naszą redakcję o wyjaśnienie wątpliwości, które nasunęła im lektura wykazu umów.
Nasi czytelnicy zainteresowali się umową podpisaną przez ratusz z Piotrem Sędkowskim. W jej ramach zainkasował on 2.250 zł brutto za "opracowanie i wykonanie koncertu" podczas spotkania wigilijnego z seniorami. Odbył się on 16 grudnia 2014 roku w restauracji "Zacisze". Nie byłoby w tym nic interesującego, gdyby nie był on bratem świeżo upieczonej radnej miejskiej Kariny Sędkowskiej-Staszewskiej (PiS), która śpiewała podczas grudniowej imprezy.
- Robiłam to, zresztą nie pierwszy raz dla mieszkańców Łowicza, całkowicie za darmo - zapewnia radna wybrana do RM w listopadowych wyborach.
Nasi czytelnicy zwrócili nam również uwagę na to, że dwie urzędniczki łowickiego ratusza dostały po 750 zł brutto za "sprzątanie mieszkania dla repatriantów", a trzy inne osoby związane z ratuszem po 800 zł brutto za "pomoc przy jego urządzaniu". Chodzi tu o znajdujący się na parterze dwupokojowy lokal mieszkalny o powierzchni niewiele większej niż 48 mkw. na os. Kostka.
Maria Więckowska, sekretarz miasta zapewnia, że pieniądze te są adekwatne do wkładu pracy wniesionego przez tego osoby. Naszych rozmówców zastanawiają jednak dwie rzeczy. Sprzątaczka w Łowiczu dostaje na godzinę 6,28 zł brutto, a tu urzędniczki otrzymały 10 zł brutto.
- Ustawa o finansach publicznych mówi, że powinny być one wydatkowane gospodarnie i oszczędnie, a tu nikt nie sprawdził ofert osób spoza urzędu, które mogły, podkreślam mogły, okazać się niższe - mówi urzędnik związany z łowickim ratuszem.
Sekretarz Więckowska uważa, że gdyby na prace te ogłosić konkurs, to wcale nie musiały być tańsze. - To nie tylko sprzątanie, pomoc w umeblowaniu, ale także robienie zakupów artykułów spożywczych i chemicznych i wolałam je zlecić osobom, którym ufam - mówi przedstawicielka UM, która podkreśla, że wszystkie zlecone prace wykonywane były poza godzinami urzędowania.
Inną sprawą, która poruszyła łowiczan, jest wydanie przez ratusz ponad 33,2 tys. zł na "przygotowanie i doręczenie decyzji podatkowych". 11 pań z wydziału finansowego otrzymało jednorazowo od 1.715,2 do 5.025 zł brutto za rozniesienie dokumentów dotyczących stawek podatku od nieruchomości.
Czytelnicy pytają, czy urzędniczki nie mają takich prac w zakresie obowiązków służbowych? - Nie, nie mają - zapewnia burmistrz Krzysztof Kaliński, który twierdzi, że pilnował, aby decyzje podatkowe roznoszone były poza godzinami pracy w UM. - Część pań wzięła nawet urlopy. Zdecydowaliśmy się na taką formę ich dostarczania, gdyż jest znacznie tańsza niż usługi pocztowe (średnio o 50 proc. - przyp. red.).
Prawo nakazuje też, aby tego typu prace wykonywali pracownicy danej gminy. Marnotrawieniem pieniędzy podatników jest jednak to, że skoro stawki podatkowe nie uległy zmianie, to i tak muszą zostać przekazane łowiczanom, którzy znają je chociażby za sprawą wpłat z ubiegłego roku. Ale to jest zarzut kierowany do Sejmu RP, który tego nie dostrzegł. A warto zwrócić uwagę na to, że informacja o opłacie za wieczyste użytkowanie gruntu nie jest dostarczana do podatnika do rok, a tylko wtedy, gdy ulega zmianie. Jest to więc ewidentna niespójność polskiego prawa.
Rafał Klepczarek