Rawka odcięta od ciężkiego transportu kołowego
Osiedle Rawka zostało odcięto od świata, a konkretnie odseparowane od dużych ciężarówek. Znaki zakazujące wjazdu pojazdów powyżej 10 ton ustawiono na wszystkich drogach, że TIR się nie prześlizgnie. Lecz tak naprawdę nie o ciężarówki tu chodzi, tylko o jedną firmę, której przedstawiciel mówi o „korupcji politycznej” Krzysztofa Jażdżyka.
Mieszkańcy osiedla, zdesperowani bezskuteczną walką o wyprowadzenie z ich sąsiedztwa firm przetwarzających odpady, złapali prezydenta miasta za słowo: przedwyborcze obietnice załatwienia tej sprawy raz a dobrze. Na początku tego roku, podczas spotkania na Rawce, samorządowcy obiecali m.in. całodobowy monitoring ciężarówek wjeżdżających do przetwórni odpadów firmy Foreco, a także radykalne posunięcie w postaci zastopowania ciężkiego ruchu kołowego na osiedlu (również z myślą o Foreco). Krzysztof Jażdżyk zaapelował nawet do mieszkańców, by pilnie przyglądali się, czy firma nie przetwarza więcej, niż ma zapisane w pozwoleniu wydanym przez Łódzki Urząd Marszałkowski.
– Firmy śmieciowe na Rawce to tragedia tego miasta – prezydent gotów jest nieba przychylić mieszkańcom Rawki, ale ma ograniczone możliwości. Jako zarządca miejskich dróg może jednak, a nawet jest zobowiązany, dbać o nie. Tak mówi ustawa o drogach publicznych. Więc na osiedlu Rawka zadbał w ten sposób, że ograniczył tonaż, decydując o ustawieniu tam znaków zakazu ruchu dla pojazdów, których dopuszczalna masa całkowita wynosi ponad 10 ton.
– Drogi nie wytrzymują obciążenia – „ogrodzenie” osiedla znakami zakazu wyjaśnia Stanisław Lipiec, naczelnik wydziału dróg i komunikacji. – Niedawno był położony asfalt na ulicy Domarasiewicza, Warszawskiej czy Berlinga i proszę zobaczyć, jak teraz wygląda. Dalsza tak intensywna eksploatacja dróg może się jedynie skończyć ich kompleksową dewastacją – naczelnik dodaje, że ograniczenia tonażu obowiązują też w innych częściach miasta, na przykład na osiedlu Makowska, Pod Borem czy na ulicy Północnej.
Szkopuł w tym, że ostatnie decyzje dotyczące organizacji ruchu odcięły od ciężkiego transportu kołowego całą strefę przemysłową na Rawce. Działający tam przedsiębiorcy są wściekli i grożą miastu sądem.
– Działalność urzędu jest bezprawna, a stosowane środki nieadekwatne do sytuacji. Miasto nawet nie raczyło powiadomić nas o wprowadzeniu ograniczeń tonażu. Czuję się jak ktoś niepotrzebny, kto ludziom pracy nie daje i podatków nie płaci – Jacek Domanowski, właściciel firmy Befstal swojego niezadowolenia nie owija w bawełnę, irytując się na takie sposoby walki miasta z Foreco. – Prezydent Skierniewic próbuje wywiązać się ze swoich przedwyborczych obietnic, które są niemożliwe do spełnienia. Jeżeli coś jest zrobione zgodnie z prawem, to bez kosztów się tego nie zmieni, a tu nad społecznymi kosztami nikt się nie zastanawia. Przyjdzie co do czego, miasto przegra w sądzie i zapłaci dziesiątki czy może nawet setki milionów odszkodowania firmom, którym uniemożliwia się prowadzenie działalności. Czy władze miasta mają tego świadomość?
Jacek Domanowski – jego firma produkuje cysterny, zbiorniki i konstrukcje stalowe – wysłał protest do marszałka województwa i czeka na odpowiedź. Tymczasem jest zaniepokojony zapowiedzią zmian w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, co poważnie ograniczy prowadzenie działalności przemysłowej na terenach przemysłowych Rawki. Zmiana planu zamknie też drogę otwierania na tym osiedlu przetwórni odpadów i innych uciążliwych oraz niebezpiecznych biznesów, bo wszystkie decyzje administracyjne będą podporządkowane nowemu planowi. Szkopuł w tym, że jego uchwalenie nie zmieni jednak niczego w przypadku firm już działających (taka jest m.in. opinia ministra środowiska). Plan zagospodarowania przestrzennego nie działa wstecz.
Teresa Zrobek, prezes najdłużej działającej na Rawce przetwórni O-Pal (głownie szkła kineskopowego) też narzeka na uciążliwość ograniczenia tonażu na drogach dojazdowych.
– Miastu chodzi o Foreco, a uderza też w nas, a nawet w Biedronkę, gdzie masa ludzi kupuje, a towar dowożony jest dużymi samochodami. Zastanawiam się, czy nie skorzystać z propozycji pana Jacka z Befstalu i razem nie wystąpić przeciwko utrudnianiu nam prowadzenia działalności – pani prezes przyznaje, że wcześniejsze działania sąsiednich przetwórni odpadów komunalnych było uciążliwe dla otoczenia. – Kiedyś śmierdziało, po prostu przeginali. Po pożarze się jednak ucywilizowało, towar zwożą od razu do hali i już nie ma takich zapachów ani szczurów. Sytuacja w Foreco jest dużo, dużo lepsza. Trzeba jednak coś zrobić z tymi hałdami po pożarze, sprawa wywozu powinna zostać rozstrzygnięta – dodaje Teresa Zrobek.
Jacek Domanowski też zwraca uwagę na odpady po pożarze w Foreco i zastanawia się, dlaczego miasto nadal ich nie uprząta. Do tej pory prezydent Skierniewic konsekwentnie odmawiał zajęcia się hałdami odpadów po wielkim pożarze pod koniec 2014 roku. Na lutowym spotkaniu z mieszkańcami Rawki Jan Jakimowicz, naczelnik wydziału Urzędu Marszałkowskiego Województwa Łódzkiego Departament Rolnictwa i Ochrony Środowiska Wydział Środowiska i Gospodarki Wodnej poinformował zebranych, że jeżeli sprawca pożaru jest nieznany, popożarowe odpady należą do starosty, a w tym konkretnym przypadku, prezydenta miasta (to samo twierdzi zresztą szefostwo Foreco).
Do tej pory miasto próbuje jedynie usunąć na własny koszt pozostałości po innej firmie śmieciowej, Ekoimpeksie, jednak na razie bezskutecznie. Do pierwszego przetargu na ich wywóz nikt się nie zgłosił. Według szacunków na terenie tego zakładu znajduje się około dwóch tysięcy ton odpadów – tysiąc ton śmieci komunalnych i tysiąc ton odpadów prawdopodobnie niebezpiecznych, w beczkach.
Firma Foreco, którą władze miasta – w interesie mieszkańców osiedla – wszelkimi sposobami starają się zniechęcić do prowadzenia działalności na Rawce, ma aż do roku 2026 zgodę marszałka województwa na przetwarzanie do 28 tysięcy ton rocznie. Jej przedstawiciel, Rafał Widerski, wścieka się na ostatnie posunięcie miasta, czyli znaki ograniczenia tonażu. – Czy ktoś widział strefę przemysłową z zakazem wjazdu powyżej 10 ton?!
Uważa, że działania prezydenta „usiłującego wywiązać się ze zobowiązań przed wyborcami” to „korupcja polityczna”, a strażnicy miejscy, którzy „stoją od rana do nocy” i liczą samochody na Rawce, jedynie tracą czas, bo nie mają żadnych uprawnień kontrolnych. Rafał Widerski podkreśla, że w efekcie straci samo miasto, do którego budżetu wpływa z tytułu podatków od nieruchomości w strefie przemysłowej Rawki „dwa miliony rocznie”.
Według urzędników pieniądze są zdecydowani mniejsze.
– Wpływy z podatków ze strefy przemysłowej w skali roku wynoszą od 450 do 500 tysięcy złotych – informuje Przemysław Rybicki, rzecznik ratusza.
Wiceprezydent Skierniewic Eugeniusz Góraj bagatelizuje głosy przedsiębiorców. – Nie ma żadnego oburzenia na Rawce. A my mamy obowiązek dbania o drogi – kwituje informacje, że przedsiębiorcy są wkurzeni na ograniczenia tonażu i myślą o sądzie. – A niech skarżą – dodaje.
Czy taka swoista blokada Rawki ma sens? Według samych mieszkańców niekoniecznie.
– Żadnej różnicy nie widzimy, kierowcy chyba nawet nie zwracają uwagi na znaki. Zresztą do droga przelotowa, innej nie ma. Widać wyraźnie, że ograniczenie nic nam nie dało i wcale się nie dziwię, że firmy się burzą. Ograniczenia tonażu chyba wymyślił prezydent nie mający pojęcia, jak działają firmy i nie zdało to egzaminu – kwituje Zofia Cieślak, przewodnicząca stowarzyszenia Czyste Skierniewice.
Prezydent Krzysztof Jażdżyk sam był właścicielem firmy budowlanej. Spytaliśmy, jak zachowałby się w sytuacji, gdyby władze miasta zablokowały ulicę dojazdową do jego firmy znakiem ograniczenia tonażu pojazdów.
– Szukałbym innych rozwiązań – odpowiedział lakonicznie, uznając pytanie za stronnicze.
***
Jak kierowcy dużych ciężarówek przestrzegają ograniczeń tonażowych na osiedlu Rawka widać na zdjęciach.