Rodzinny rajd rowerowy w Skierniewicach [ZDJĘCIA]
Rodzinny rajd rowerowy, organizowany pod patronatem prezydenta Skierniewic, odbył się już po raz 13, ale znacząco różnił się od poprzednich rajdów.
Przede wszystkim patronował mu po raz pierwszy Krzysztof Jażdżyk, który wyciągnął rower z garażu, wziął żonę, zaprosił też wicemarszałka województwa łódzkiego i ruszył w trasę. Po raz pierwszy zresztą, bo na wcześniejsze rajdy z mieszkańcami miasta, organizowane pod patronatem Leszka Trębskiego, jakoś nie miał ochoty.
To samo można powiedzieć o poprzednim prezydencie, który przez minione 8 lat ochoczo pedałował, ale nie w ostatnią sobotę. Teraz już jako radny, Leszek Trębski zignorował rowerową eskapadę do Lipiec Reymontowskich. Tak więc nawet z rajdu rodzinnego można zrobić polityczną demonstrację, choć co prawda o mniejszym niż zwykle zasięgu.
O ile bowiem w minionych latach rajdy gromadziły po pół tysiąca uczestników, w tegorocznym wzięło udział około 240 osób. Winić należy nie pogodę, lecz zapewne dzień tygodnia. Sobota wydaje się niefortunnym terminem do organizacji takich imprez.
A skoro o organizacji mowa, to jej jakość nieco odstawała od tego, do czego przyzwyczaili poprzednicy. Nie wiadomo po co wydawano karteczki upoważniające do odbioru bułeczki oraz pączka, bo na popasie w Lipcach Reymontowskich byli sami swoi. Z kolei pierwszy postój w Makowie pozostawił niedosyt informacyjny, uczestnicy rajdu niczego o tej miejscowości się nie dowiedzieli, za to wysłuchali życiorysu Władysława Reymonta.
Nie spodobało się też żółwie tempo od 8 do 10 kilometrów na godzinę, o szybszą jazdę nalegały nawet seniorki twierdząc, że taka wolna jazda je męczy…