Rolnik po godzinach
Prezes miejskiej spółki w Skierniewicach zna alfabet Morse’a, ale woli uprawiać ziemię.
Pochodzący Dąbrowic pod Skierniewicami Piotr Majka miał kontynuować rodzinną tradycję i przejąć rodzinne gospodarstwo. Tak się co prawda stało, ale rolnikiem jest dopiero po godzinach, gdy przestaje być prezesem miejskiej spółki Zakład Utrzymania Miasta.
– Rodzice przekazali mi gospodarstwo i nie widziałem innej opcji, jak po skończeniu Technikum Ogrodniczego w Sochaczewie zostać na ziemi. Okoliczności jednak sprawiły, że rodzice mojej przyszłej żony mieli dom w Skierniewicach, więc zamieszkaliśmy w mieście – opowiada Piotr Majka.
Po skończeniu Technikum Ogrodniczego w Sochaczewie naturalną koleją losu Piotr Majka trafił do gospodarstwa ogrodniczego w rodzinnych Dąbrowicach, gdzie przez 8 lat nauczył się wszystkiego, zaczynając jako pracownik fizyczny i przechodząc przez wszystkie działy.
– Dużo nauczyłem się w szkółkarstwie, a dziś, na obecnym stanowisku, bardzo się to przydaje. Produkcja drzewek owocowych czy krzewów jest podobna do produkcji krzewów ozdobnych – wyjaśnia.
Nim do tego doszło, o poborowego upomniało się wojsko, a dokładnie marynarka. Młody Piotr trafił do Gdańska, ale nie na okręt, lecz do łączności. Przez przypadek, bo wcześniej nie miał pojęcia o krótkofalarstwie. Miał jednak talent i słuch, bez trudu odszyfrowując to, co "wyśpiewywał" alfabet Morse’a. Wojsko chciało go na stałe, ale on nie chciał i po dwóch latach zameldował się w domu. Dobrze się stało, bo dzięki temu poznał przyszło żonę.
– Zenona studiowała w Łodzi razem z moją siostrą i kiedyś w wakacje przyjechała do Dąbrowic, ale siostry nie było w domu. Za to byłem ja – śmieje się na to wspomnienie, bo tak się zmieniło jego życie. – Często jeździłem do Łodzi do jej akademika, albo do Woli Makowskiej, gdzie mieszkała. No i mamy teraz troje dorosłych dzieci i czekamy na wnuki – dodaje.
Prezes Zakładu Utrzymania Miasta ma gospodarstwo po rodzicach, obrabia też drugie 5 hektarów żony. Jak daje radę?
– Jak się dobrze pracę zorganizuje i ma sprzęt, to na tych 10 ha nie ma co robić. Zresztą praca fizyczna pomaga mi się wyluzować. Akurat idą żniwa i jeśli pogoda pozwoli, to w sobotę i niedzielę będę kosił. Dzieci przyjadą z Warszawy i pomogą, 10 godzin na kombajnie wystarczy – zapowiada, więc wypada tylko życzyć, by pogoda prezesowi dopisała.