W Sądzie Okręgowym w Łodzi rozpoczął się wczoraj proces 34-letniej Marzeny B. z Łowicza i jej 38-letniego kochanka Mariusza S. z Łodzi. Według prokuratury, ogłuszyli oni paralizatorem i zamordowali męża kobiety - Mirona B. On nie przyznał się do winy. Ona też nie i całą winę zrzuciła na kochanka. W sądzie płakała.
Oskarżeni, którym grozi dożywocie, przebywają w zakładach karnych i do sądu zostali przywiezieni przez policję. Odpowiadając na pytania sędziego Piotra Wzorka, Mariusz S. przyznał, że ostatnio pracował jako kierowca, zaś Marzena B. wyjaśniła, że ma wyższe wykształcenie i jest inżynierem. Przed zatrzymaniem była sprzedawczynią w sklepie znanej sieci.
Prokurator Jan Snopkiewicz z Prokuratury Rejonowej w Łowiczu odczytał akt oskarżenia. Wynika z niego, że oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu: ogłuszyli paralizatorem Mirona B., pobili i udusili. Ciało zawinęli w koc, kołdrę i worki foliowe. Włożyli je do bagażnika jej samochodu, po czym on wywiózł ciało do wynajętego garażu w Łodzi na Teofilowie.
Zwłoki w stanie rozkładu odkryto po kilku tygodniach. I to dość przypadkowo. Mariusz S. przestał bowiem płacić za wynajem garażu, więc jego właścicielka wzięła klucze, weszła do środka i dokonała makabrycznego odkrycia.
W tym czasie Mariusz S. ukrywał się w Niemczech, gdzie został zatrzymany w ramach wysłanego za nim europejskiego nakazu aresztowania. W sądzie nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień.
Marzena B. też nie przyznała się do zarzutów, ale - jak zaznaczyła - w formie przedstawionej przez prokuraturę. W przeciwieństwie do swojego przyjaciela, złożyła w śledztwie obszerne wyjaśnienia, w których go obciążyła.
Z jej relacji wynika, że feralnej nocy z 26 na 27 listopada 2017 r. najpierw oglądała program telewizyjny „Rolnik szuka żony”, a potem doszło do sprzeczki, podczas której mąż - ich sprawa rozwodowa toczyła się wtedy w sądzie - wykręcił jej ręce i popchnął na szafę. Po tym incydencie Marzena B. poszła do swego pokoju i zadzwoniła do Mariusza S., któremu poskarżyła się na agresję małżonka. W odpowiedzi on obrzucił Mirona B. obraźliwym epitetem i stwierdził, że w tej sytuacji coś trzeba zrobić. Ciąg dalszy nastąpił po godz. 2, gdy Marzena B. w swoim domu usłyszała krzyk. Zeszła z piętra na parter i ujrzała Mariusza S. atakującego jej męża paralizatorem.
- Chciałam odciągnąć Mariusza, ale on mi zagroził, że źle skończę, jeśli mu nie pomogę - oznajmiła w śledztwie Marzena B.
Potem wypadki potoczyły się błyskawicznie. Ciało Mirona B., który z początku charczał, ale potem przestał, co mogło oznaczać, że już nie żyje, zostało włożone do bagażnika opla astry i wywiezione do garażu w Łodzi.
Oskarżona zmyła ślady krwi w mieszkaniu i wyrzuciła znalezione na podłodze wybite zęby męża. Tego samego dnia w południe Mariusz S. przyjechał do domu Marzeny B, aby zostawić jej samochód, po czym zniknął.
- Mariusz zagroził mi, że jak coś powiem policji, to razem z nim pójdę na dno. Dlatego podczas rozmowy z policjantami nie wspominałam o Mariuszu. Żałuję tego, co się stało, że Miron został tak dotkliwie pobity - zaznaczyła w śledztwie oskarżona.
Według prokuratury Rejonowej w Łowiczu, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, oskarżeni skrępowali Mirona B. taśmą klejącą, którą owinęli też głowę. Ciało okręcili kołdrą, zawinęli workami foliowymi z napisem Zakład Oczyszczania Miasta, ściągnęli pasem, owinęli kocem i zanieśli do bagażnika opla astry, którym Mariusz S. przyjechał do Łodzi.
Gdy rodzina zaczęła się niepokoić o Mirona B., jego siostra usłyszała od oskarżonej, że po nocnej awanturze mąż wybiegł z domu i nie wiadomo, gdzie się udał. Siostra zawiadomiła policję, a ona 8 stycznia 2018 r. w garażu w Łodzi odkryła owinięte workami foliowymi ciało Mirona B. Garaż wynajmował Mariusz S., który - jak ustalono - 28 listopada 2017 r. o godz. 22 przekroczył w Świecku granicę polsko-niemiecką.
W sprawie tej oskarżycielami posiłkowymi są bliscy zamordowanego: matka Alina B. i siostra Emilia K. Reprezentuje ich pełnomocnik - adwokat Piotr Paduszyński.