Skierniewiczanin, który całe życie bada kosmos

Czytaj dalej
Fot. Roman Bednarek
Roman Bednarek

Skierniewiczanin, który całe życie bada kosmos

Roman Bednarek

Prof. dr Krzysztof Stasiewicz od lat nie mieszka w Skierniewicach, ale ciągle związany jest z miastem. Odwiedza w nim swojego przyjaciela ze szkolnej ławy, posiada także krewnych w okolicach Skierniewic.

Prof. dr Krzysztof Stasiewicz urodził się wprawdzie we Wrocławiu, ale dzieciństwo spędził w Skierniewicach. Tutaj też w 1968 r. ukończył Liceum Ogólnokształcące im. Bolesława Prusa. – Moi rodzice poznali się w okolicy Skierniewic, bo stąd pochodzili – wspomina prof. Stasiewicz. – Po wojnie szukali szczęścia na ziemiach odzyskanych i tak trafili do Wrocławia. Stąd moje miejsce urodzenia. Jakiś czas tam mieszkaliśmy, ale klimat Wrocławia miał negatywny wpływ na zdrowie mojego brata i wróciliśmy do Skierniewic.

W szkole podstawowej zaprzyjaźnił się ze Stefanem Maciejakiem i kontakt z nim utrzymuje do dziś. To właśnie w domu pana Stefana przy ul. Wyspiańskiego w Skierniewicach odbyło się spotkanie z prof. Krzysztofem Stasiewiczem. – Nasze drogi rozeszły się, gdy profesor wstąpił do liceum, a ja poszedłem do technikum – wspomina Stefan Maciejak. – Utrzymywaliśmy wprawdzie kontakty, ale nie były one już tak ścisłe, zwłaszcza gdy kontynuowaliśmy naukę w zupełnie innych uczelniach. Przyjaźń jednak trwała.

Łosoś związał ponownie

Kontakt urwał się na pewien czas, gdy profesor Stasiewicz wyjechał na ćwierć wieku do Szwecji. Został wznowiony, gdy pan Stefan z grupą znajomych zaplanował wycieczkę do Szwecji, aby łowić łososie. – Przypomniałem sobie, że mam w Szwecji dobrego znajomego i postanowiłem do niego zadzwonić i zapytać, czy mnie jeszcze pamięta – uśmiecha się tajemniczo pan Stefan. – Przedstawiam się, profesor początkowo nie bardzo wiedział z kim rozmawia... Oho, myślę sobie, pewnie dobrze wie, że to ja, ale gdzie by tam sławny profesor chciał gadać z dawnym kolegą z polskiej prowincji, pewnie zaraz mnie spławi w elegancki sposób. Ale Krzysztof nagle zaskoczył, kim ja jestem i zrobiło się bardzo miło. Oczyma wyobraźni wręcz widziałem jego uśmiechniętą twarz i wiedziałem już, że mnie nie spławi – śmieją się razem z profesorem.

Spotkali się w Szwecji, ale łososia w fiordach o tej porze nie było, chociaż – jak zapewnia profesor Stasiewicz – zwykle jest tam zatrzęsienie wszelkiego gatunku ryb. – Krzysztof przejechał z nami dwa tysiące kilometrów na północ kraju, ale nie znaleźliśmy upragnionej ryby – mówi Stefan Maciejak.

– Nie był to po prostu dobry czas na połów łososia – uśmiecha się profesor. – Ale nie wróciliśmy z pustymi rękami – dodaje pan Stefan. – Krzysztof skombinował gdzieś dziesięciokilogramowego łososia (chyba go kupił, bo nigdy się nie przyznał, skąd go miał), więc mieliśmy coś na otarcie łez. Przywiozłem jednak do domu coś, czego przecenić się nie da – odnowioną przyjaźń. Od tamtej pory, a zwłaszcza gdy Krzysztof wrócił do Polski, spotykamy się regularnie.

Obserwacje nieba na poligonie

Jako uczeń szkoły podstawowej Krzysztof Stasiewicz mieszkał przy ul. Zwierzynieckiej w Skierniewicach. Jego przyjaciel Stefan Maciejak natomiast miał swój dom rodzinny przy położonej w pobliżu ul. Sosnowej. Bywali więc niemal nierozłączni, zwłaszcza że wspólnie pasjonowali się techniką i konstruowaniem najprzeróżniejszych przyrządów.

– Mój ojciec pracował w Warszawie, co tydzień wracał do domu i przywoził z sobą pismo „Kalejdoskop Techniki”. Było tam wiele fajnych porad dla młodych konstruktorów i korzystając z nich zbudowałem rakietę, napędzaną wodą i powietrzem – śmieje się profesor Stasiewicz. – Rakieta nie leciała zbyt daleko, ale frajda była.

A pamiętasz naszą lunetę? – dopytuje pan Stefan.
– Oczywiście – odpowiada profesor. – Postanowiliśmy kiedyś skonstruować sobie lunetę. Byliśmy przekonani, że to żaden problem dla nas i okazało się, że tak jest. Znaliśmy fachowca, który wyrabiał z blachy rynny i poprosiliśmy go, aby nam zrobił odpowiednią rurę. Zrobił i potrzebne były już tylko odpowiednie szkła. Poprosiliśmy więc znajomego szklarza, który z grubego szkła dorobił nam soczewki. Zamontowaliśmy je i luneta była gotowa.
– Poszliśmy nocą z tą lunetą na pobliski poligon wojskowy i zaczęliśmy oglądać księżyce Jowisza – wpada w słowo pan Stefan. – Wtedy właśnie zorientowałem się, przekonałem naocznie, jak ten wszechświat pędzi, krąży i rozszerza się... To było niesamowite wrażenie.
– Przez taką, wykonaną po amatorsku lunetę można nawet dojrzeć pierścienie Saturna – dodaje profesor Stasiewicz.
Gdy Krzysztof Stasiewicz rozpoczął naukę w LO im. Bolesława Prusa, jego naturalne zdolności nie ujawniły się jeszcze, chociaż miał za sobą pierwsze fascynacje techniką.

Ćwierć wieku w Szwecji

– Początkowo nauczyciele widzieli we mnie humanistę, ponieważ nieźle pisałem i nie robiłem błędów ortograficznych, ale interesowałem się przede wszystkim fizyką i chemią – wspomina profesor.

Nic dziwnego zatem, że w klasie maturalnej został laureatem ogólnopolskiej olimpiady fizycznej i chemicznej. Dzięki temu mógł rozpocząć studia bez egzaminu w każdym kierunku i na dowolnie wybranej uczelni w kraju. – Najpierw chciałem zająć się konstrukcją statków i myślałem o uczelni w Gdańsku, ale ostatecznie wybrałem wydział fizyki na Uniwersytecie Warszawskim – mówi profesor Stasiewicz. – Dojeżdżałem na uczelnię ze Skierniewic.

Po ukończeniu studiów w 1973 r. podjął pracę w Instytucie Maszyn Matematycznych w Warszawie, brał wówczas udział w pierwszym polskim eksperymencie na satelicie Intercosmos-Kopernik-500, zajmując się analizą danych przesyłanych przez satelitę. W Na początku lat 80. został zaproszony przez stronę szwedzką do Kiruny, gdzie otrzymał zatrudnienie w Kiruna Geophysical Institut. Zajmował się tam między innymi badaniami zjawiska zorzy polarnej. Pracował także na uniwersytecie w Uppsali. Po ponad 25 latach pracy naukowej w Szwecji wrócił do Polski.

– W Szwecji czekała mnie już tylko emerytura i gra w golfa – tłumaczy profesor Stasiewicz. – W Polsce wprawdzie żyje się bardziej nerwowo, ale widać tutaj pączkowanie, ferment i rozwój więc potrzeba starszych starszych fachowców i mogę się włączyć w nurt aktywnego życia.

Krzysztof Stasiewicz nadal więc zajmuje się badaniami okołoziemskiej przestrzeni kosmicznej. – Badania bliskiego kosmosu opierają się przede wszystkim na empirycznych doświadczeniach. Możemy w bliską ziemi przestrzeń kosmiczną wysłać człowieka lub aparaturę badawczą – tłumaczy nasz rozmówca – Współczesne badania kosmiczne są podobne do eksploracji globy ziemskiego, podejmowanej setki lat temu. Dzięki tym badaniom powstają mapy rozkładu pewnych parametrów.

Szansa dla młodych ludzi

W tej chwili profesor Stasiewicz jest pracownikiem naukowym Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk w Warszawie oraz pracownikiem wydziału fizyki i astronomii na Uniwersytecie Zielonogórskim. Mieszka w Warszawie. – W Zielonej Górze zaangażowałem się w projekt tworzenia pierwszej w Polsce specjalizacji inżynierii kosmicznej, która ruszy od nowego roku akademickiego – mówi profesor Stasiewicz. – To bardzo atrakcyjny kierunek dla młodych ludzi, także ze Skierniewic, poszukującej swojej drogi życiowej.

Profesor Stasiewicz podkreśla, że wprawdzie Polska, przystępując do ESA (Europejska Agencja Kosmiczna), wpłaca 30 mln euro rocznie do kasy agencji, ale może odebrać te pieniądze w postaci zamówień. Potrzebne jest jednak zaplecze w postaci wykwalifikowanych w dziedzinie inżynierii kosmicznej kadr, które będą w stanie sprostać wymaganiom i realizować zlecone projekty.

Chociaż osobiście profesor kontaktuje się tylko ze Stefanem Maciejakiem, to jednak utrzymuje korespondencyjne kontakty z innymi przyjaciółmi ze szkolnej ławy. Żałuje, że nie mógł wziąć udziału w zjeździe absolwentów LO im. Bolesława Prusa w Skierniewicach, który odbył się niedawno.

Roman Bednarek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.