Skrzypce z Oświęcimia

Czytaj dalej
Fot. Z archiwum Barbary Bajon
Aneta Kapelusz

Skrzypce z Oświęcimia

Aneta Kapelusz

27 stycznia minęła 70. rocznica wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Oświęcim przez Armię Radziecką. Wśród więźniów znalazły się także osoby z naszego regionu. Jednym, któremu udało się przeżyć piekło Auschwitz był Stanisław Kokorzycki.

- Ojciec po raz pierwszy o pobycie w obozie opowiedział w latach 70. – wspomina córka Stanisława Kokorzyckiego, skierniewiczanka Barbara Bajon. – Pamiętam z dzieciństwa, że przez długi czas budził się w nocy z krzykiem. Na pytanie mamy co mu się śniło, odpowiadał: "Znowu mnie gryzły esesmańskie psy."

W moim domu nie mógł zabrzmieć język niemiecki. Ojciec chodził do kina na niemieckie filmy tylko wtedy, gdy były dubbingowane. Był muzykalny, grał na skrzypcach, ale po powrocie z obozu nie zagrał ani razu. Ja te skrzypce przechowuje do dziś. Widziałam chleb obozowy, który ojciec przyniósł do domu. Składał się z mąki kasztanowej i trocin. Ostatecznie zjadły go korniki.

Stanisław Kokorzycki (1906-1981) z wykształcenia prawnik, pracował w samorządzie powiatu rawskiego. Wojna zastała go w Żelechlinku. Działał w Armii Krajowej, a jako sekretarz gminy wydawał ukrywającym się osobom fałszywe dowody tożsamości. W lipcu 1944r. podczas pacyfikacji Żelechlina, Żelechlinka i Karolinowa został aresztowany wraz z grupą ponad 100 mężczyzn i kobiet i przewieziony do Tomaszowa Mazowieckiego do komendy gestapo na Zapiecku.

***
Opowiada Bogdan Bartnikowski, były więzień Auschwitz-Birkenau: Pierwszy dzień w Auschwitz. "Poczuliśmy duszący smród, nie wiedzieliśmy, że to płoną ludzie"

***

Gestapowcy przesłuchiwali i torturowali więźniów przez dwa tygodnie. Więźniom wiązano ręce i nogi i bito w zewnętrzną część ud. Oczywiście głębokich ran nie leczono. Stanisław Kokorzycki do końca życia miał na udach blizny z wgłębieniami wielkości spodka, mięśnie już się nie zregenerowały. Na Zapiecku był świadkiem mordu wielu osób, m.in. nauczyciela Wasilewskiego ze Skierniewic. Ci, którzy przeżyli przesłuchania zostali wywiezieni do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Wraz z Kokorzyckim do obozu trafił jego kolega Wesołowski (na wspólnym zdjęciu obok). Niestety żył tam tylko przez miesiąc.

W Auschwitz Stanisław Kokorzycki poddawany był eksperymentom medycznym. W rany wszczepiano mu bakterie i obserwowano proces gojenia, a właściwie gnicia. Trafił od obozu jako postawny, 100-kilogramowy brunet. Po oswobodzeniu ważył 39 kg. i był kompletnie siwy. Więźniowie, podobnie jak hitlerowcy, zdawali sobie sprawę z nadciągającego frontu słysząc ostrzał artyleryjski.

Niemcy dobijali chorych i słabych. Krematoria pracowały dzień i noc. Silniejsi więźniowie zostali popędzeni w marszu śmierci w głąb Rzeszy. Podczas formowania szeregów do wyjścia z obozu, Kokorzycki wraz z zapoznanym w obozie towarzyszem – dr Stanisławem Kłodzińskim z Krakowa, korzystając z zamieszania ukryli się w obozowym archiwum za szafą pancerną z dokumentami. Ta szafa uratowała im życie. Niemcy opuszczając obóz strzelali jeszcze profilaktycznie w okna biur i baraków. Kule odbiły się od metalowej szafy. Gdy obóz opustoszał więźniowie wciąż obawiali się, że esesmani za chwilę powrócą. Przez kilka następnych dni Kokorzycki i Kłodziński ukrywali się pod stertą trupów, wychodząc pod osłoną nocy, aby poszukać czegoś do jedzenia. Wreszcie nadeszło wyzwolenie.

- Jak wspominał ojciec, gdy weszli Rosjanie zobaczyli pusty obóz – opowiada Barbara Bajon. - Wszyscy, w miarę sprawni byli dobrze ukryci. Dopiero, gdy zorientowali się, że to nie wrócili Niemcy zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek. Rosjanie byli wstrząśnięci. Jak mogli zaopiekowali się więźniami, stworzyli szpital polowy. Ale i tak wielu więźniów zmarło. Więźniowie otrzymali specjalne przepustki-zaświadczenia od Wojewody Krakowskiego uprawniające do uzyskania wszelkiej pomocy. Ojciec i dr Kłodziński postanowili wyruszyć do Krakowa. Obaj byli wciąż chorzy, mieli temperaturę, jednak chcieli jak najszybciej opuścić obóz. Wychodząc doktor wziął ze sobą czyjeś skrzypce. Szli przez śnieg kilka dni. Gdy już nie mogli dalej iść spotkali dzieci zjeżdżające na sankach. Wymieniły się z nimi na skrzypce. I jakoś na tych sankach dotarli do Krakowa.

W Krakowie Stanisławem Kokorzyckim i dr Kłodzińskim zaopiekowała się siostra doktora, a lekarze zapewnili profesjonalną pomoc. Po pewnym czasie Stanisław Kokorzycki powrócił do domu i do pracy. Ale nigdy już nie był tym samym człowiekiem.

Aneta Kapelusz

***
Obchody 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz

Aneta Kapelusz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.