Śmierć, która nie powinna się wydarzyć
Krewni tragicznie zmarłej po wypadku drogowym skierniewiczanki winą za śmierć obarczają skierniewicki szpital, którego personel – ich zdaniem – popełnił błędy, ratując życie kobiety. Są przekonani, że ta śmierć nie powinna się wydarzyć. Szpital broni się, że wszelkie działania, związane z ratowaniem życia ofiary wypadku, przebiegały zgodnie z procedurami.
Do tragedii doszło w czwartek, 9 października, o godz. 9.40. Z wstępnych ustaleń skierniewickiej policji wynika, że 61-letnia skierniewiczanka, wyjeżdżając rowerem z drogi osiedlowej na ul. Sobieskiego nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu i została uderzona przez fiata uno. Autem kierował 79-letni mieszkaniec Skierniewic. Kobieta doznała obrażeń ciała i została przewieziona do szpitala w Skierniewicach, gdzie po kilku godzinach zmarła.
Tyle wiemy z suchego komunikatu policyjnego. Krewni zmarłej mają jednak wątpliwości wobec ustaleń policji.
– Obrażenia, jakich doznała babcia wskazują, że nie jechała rowerem lecz go prowadziła – przekonuje wnuczka ofiary wypadku. – Miała stłuczoną całą lewą stronę ciała, natomiast rower w ogóle nie był zniszczony. To znaczy, że cały impet uderzenia poszedł w ciało babci, które osłoniło rower. Gdyby jechała tym rowerem, samochód uderzyłby w niego i musiałby doznać jakichś uszkodzeń.
Jak zapewnia nasza rozmówczyni, po wypadku policja zwróciła rower rodzinie, ale gdy nadzór nad postępowaniem przejęła prokuratura, pojazd został zabezpieczony jako dowód w sprawie.
Wnuczka zmarłej wskazuje również, że kobieta była widoczna na drodze.
– Była ubrana w białą pelerynę, więc nie sposób było jej nie zauważyć – podkreśla. – Dziwię się też, że samochód, który staranował babcię, prowadził prawie osiemdziesięcioletni mężczyzna. Przecież w tym wieku nie powinien już mieć prawa jazdy.
Justyna Florczak-Mikina, rzecznik skierniewickiej policji informuje, że nie ma takiego przepisu, który byłby podstawą do odebrania prawa jazdy jakiejkolwiek osobie ze względu na podeszły wiek.
Rodzina była zszokowana, gdy oznajmiono jej w szpitalu, że mimo starań lekarzy, 61-letnia skierniewiczanka jednak zmarła, ponieważ tuż po wypadku nic nie wskazywało na to, że obrażenia są na tyle groźne.
– Karetka długo stała w miejscu wypadku, zaś ratownicy przekonywali nas, że babcia doznała tylko zewnętrznych potłuczeń i że wszystko będzie w porządku – relacjonuje wnuczka. – Gdy pogotowie odjeżdżało już do szpitala, nie miało nawet włączonego sygnału.
Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, pacjentka trafiła do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego o godz. 10.28, a więc 48 minut po wypadku.
– Byliśmy zszokowani tym, jak przebiegało przyjęcie pacjentki. Na izbie przyjęć spędziła półtorej godziny, a pani lekarka zaczęła od wypełniania dokumentacji, zamiast zająć się ratowaniem pacjentki – ocenia wnuczka ofiary wypadku. – Później lekarka zajęła się zewnętrznymi obrażeniami, a nie zwróciła uwagi na napęczniały brzuch. Babcia przez cały czas była przytomna i skarżyła się, że boli ją brzuch i ma mdłości.
Szpital informuje, że podczas wykonywania badań tomografem komputerowym zdiagnozowano pęknięcie śledziony i krwotok wewnętrzny. Zapewnia też, że pacjentka trafiła na blok operacyjny o godz. 11.14. Po trwającej prawie 2 godz. operacji kobieta została przewieziona na oddział intensywnej terapii.
– Wszelkie działania, niosące pomoc pacjentce w tym feralnym dniu, zostały przeprowadzone zgodnie zgodnie z obowiązującymi procedurami. Nie uchybiono żadnej z nich – zapewnia Paweł Bruger, rzecznik skierniewickiego szpitala. – Po pełnym badaniu tomografem komputerowym pacjentka natychmiast znalazła się na stole operacyjnym. Lekarze ze swojej strony dołożyli wszelkich starań. Rozumiemy żal rodziny i przekazujemy wyrazy szczerego współczucia. Chciałbym również zapewnić rodzinę, że w przypadku jakichkolwiek wątpliwości najbliżsi krewni mają prawo do wglądu w dokumentację medyczną, z której można szczegółowo prześledzić przebieg wydarzeń w szpitalu – dodaje Paweł Bruger.
Skierniewiczanka zmarła po przewiezieniu na oddział intensywnej terapii.
– Po około 20 minutach wyszła pielęgniarka i poinformowała nas, że chociaż lekarze robili wszystko, co w ich mocy, jednak nastąpił zgon – mówi wnuczka łamiącym się głosem. – Weszliśmy na salę i przeżyliśmy kolejny szok: babcia była już zapakowana w foliowy worek i aby się z nią pożegnać sami musieliśmy odsuwać zamek. Przecież z ciałem nie powinno się nic rozbić przez co najmniej dwie godziny.
Zdaniem rzecznika szpitala, zabiegi wobec ciała zmarłej, zostały przeprowadzone prawidłowo.
Pogrzeb tragicznie zmarłej kobiety odbył się w środę, 15 października. Urna z prochami spoczęła na cmentarzu św. Józefa.
Kilka dni temu do tragicznego wypadku doszło też w powiecie łowickim. Na drodze wojewódzkiej w Goleńsku w gminie Chąśno zginął rowerzysta. Wypadek miał miejsce w niedzielę, 12 października, o godz. 16.25. Jadący rowerem 51-letni łowiczanin został potrącony przez hondę civik. Autem kierował 31-latek, również mieszkaniec Łowicza. Kierowca hondy był trzeźwy. Od zmarłego w szpitalu rowerzysty pobrano krew do badań na zawartość alkoholu. Łowicka policja ustala przebieg i okoliczności niedzielnego wypadku. Z policyjnego raportu wynika, że obaj kierujący jechali w kierunku Łowicza.
Tragicznie zmarły rowerzysta, to szósta tegoroczna ofiara śmiertelna na drogach powiatu łowickiego.
Jak podaje Justyna Florczak-Mikina, rzecznik skierniewickiej policji, w 2014 doszło w powiecie do 78 wypadków. W dziesięciu spośród nich uczestniczyli rowerzyści i według wstępnej oceny policji trzy zdarzenia zaszły z ich winy. W wyniku wypadków śmierć poniosło dwóch rowerzystów.