Sprawa ubojni w Rosławowicach. Weterynarze także usłyszeli zarzuty
Mirosław Ch. i Wiesław G., dwaj lekarze weterynarii, którzy prowadzili nadzór nad ubojnią w Rosławowicach w gminie Biała Rawska, usłyszeli we wtorek (4.11) prokuratorskie zarzuty. Zarzuca się im niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w dokumentacji dotyczącej rzekomego przeprowadzenia badań przedubojowych.
Według śledczych, podejrzani dopuszczali też do dokonywania dziennego uboju większej liczby sztuk. Zezwolenie dotyczyło uboju do 20 sztuk zwierząt na dobę. W dodatku ubój był dokonywany także w godzinach nocnych, choć powinien odbywać się tylko w ciągu dnia.
Sprawa wyszła na jaw w połowie marca ubiegłego roku. Od tego czasu przeprowadzono szereg specjalistycznych badań i zabezpieczono dokumentację związaną z funkcjonowaniem ubojni w ciągu ostatnich kilku lat. Przesłuchano około 700 świadków, w tym pracowników zakładu, dostawców i odbiorców z różnych miejsc Polski. Przeprowadzono również ekspertyzy informatyczne, kryminalistyczne i weterynaryjne oraz pozyskano kompleksową opinię biegłego do spraw rachunkowości.
Przypomnijmy. 16 marca 2013 r. nad ranem policjanci dokonali szokującego odkrycia. W czasie kontroli ciężarowego volvo znaleźli 9 martwych krów. Pozostałych 15 sztuk było w stanie agonalnym. Zwierzęta nie miały siły wyjść z części ładunkowej. Jak ustalono, bydło było transportowane z województwa kujawsko-pomorskiego do ubojni w Rosławowicach. Dwa dni później policjanci ujawnili prawie 18 ton mięsa i podrobów wołowych, które znajdowały się w samochodzie typu chłodnia. Auto było zaparkowane na terenie stacji kontroli pojazdów koło Białej Rawskiej należącej do Piotra M., właściciela ubojni. Mężczyzna został zatrzymany w związku z podejrzeniem, że do ubojni trafiały padłe już zwierzęta, które wykorzystywano do produkcji jako pełnowartościowy towar.
Prokuratura Rejonowa w Rawie Mazowieckiej wystąpiła z wnioskiem o 3-miesięczny areszt dla właściciela zakładu tłumacząc to obawą matactwa ze strony podejrzanego. Mężczyzna usłyszał zarzuty dotyczące oszustwa i usiłowania oszustwa oraz naruszenia przepisów karnych ustawy o ochronie zdrowia zwierząt i zwalczania chorób zakaźnych zwierząt. Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności. Sąd uznał, że wystarczy kaucja w wysokości 150 tys. złotych. Po kilku dniach, 22 marca ubiegłego roku, Piotr. M. wyszedł na wolność. Zastosowano wobec niego dozór policyjny. Trzy razy w tygodniu musi się stawiać na policji.
– Decyzja sądu była słuszna – mówił Piotr Sujka, przewodniczący zamiejscowego wydziału karnego w Rawie. - Sąd uzależnił wyjście z aresztu od poręczenia majątkowego w kwocie aż 150 tys. zł. To bardzo dużo pieniędzy.
Do prokuratury wpłynęło również podejrzenie o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarzy weterynarii, którzy sprawowali nadzór nad ubojnią w Rosławowicach. Wniosek złożył powiatowy lekarz weterynarii w Rawie.
Śledczy sporządzili listę odbiorców mięsa z Rosławowic. Z zebranych informacji wynika, że mięso z ubojni trafiło do 16 firm znajdujących się w województwach: wielkopolskim, łódzkim, mazowieckim, śląskim i dolnośląskim.
Śledczy przeprowadzili kilkudniową kontrolę w ubojni. Okazało się, że w zamkniętych pomieszczeniach znaleźli 94 palety mięsa, czyli blisko 100 ton. Ujawnione mięso było bardzo głęboko mrożone. Aby pobrać próbki do badań, trzeba było odrąbywać kawałki. Szczegółowe badania przeprowadzono w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym w Puławach.
W części zabezpieczonych i pobranych próbek ukrytego mięsa stwierdzono obecność salmonelli, bakterii beztlenowych oraz poważne przekroczenie dopuszczalnych norm zawartości antybiotyków (maksymalnych limitów pozostałości).
– Wyniki badań wskazują, że badane mięso mogło pochodzić od zwierząt chorych – w trakcie antybiotykoterapii lub też, co do których nie zachowano odpowiedniego okresu karencji po leczeniu. Obecność bakterii beztlenowych świadczy o złej jakości żywności, będącej konsekwencją nieodpowiednich warunków przechowywania i transportu – wyjaśnia Krzysztof Kopania z Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Zakwestionowana żywność stwarzała zagrożenie dla zdrowia konsumentów. Badaniami objęto także mięso, które trafiało do części odbiorców. W przypadku próbek zabezpieczonych u jednego z nich, stwierdzono obecność bakterii beztlenowych oraz, że badane mięso jest wieprzowiną, a nie wołowiną – tym samym było zafałszowane. Ubojnia nie posiadała bowiem uprawnień do uboju trzody chlewnej, a jedynie bydła.
Decyzją powiatowego lekarza weterynarii ubojnia została zamknięta. Główny lekarz weterynarii zlecił kontrolę we wszystkich ubojniach w kraju.
Na przesłuchanie w rawskiej prokuraturze 43-letni Piotr M. stawił się w asyście dwóch obrońców. Prokurator nakazał mu powstrzymanie się od prowadzenia działalności związanej z przetwórstwem, handlem i obrotem mięsa oraz jego wyrobami, środkami spożywczymi i zwierzętami.
W najbliższych dniach planowana jest modyfikacja i znaczne poszerzenie zarzutów wobec Piotra M., właściciela ubojni. Śledczy nadal prowadzą postępowanie w tej sprawie i nie chcą ujawniać szczegółów.
– Prokuratura postawiła lekarzom weterynarii trzy zarzuty. Pierwszy dotyczy nie przeprowadzenia badań przedubojowych i wpisywania ich do książki, czyli fałszowanie danych. Drugi zarzut dotyczy nieograniczonej ilości ubojów. O tym też nie wiedzieliśmy. Codziennie dostawaliśmy sprawozdanie z ilości bitych sztuk i próbek. Nigdy nie było ich więcej niż dwadzieścia – mówi Ireneusz Jędrzejczyk, powiatowy lekarz weterynarii w Rawie Mazowieckiej.
Trzeci zarzut mówi, że ubój odbywał się również w godzinach nocnych, a pozwolenie obejmowało ubój bydła tylko w ciągu dnia. – Wydaje mi się, że ten zarzut jest do odparcia – uważa Ireneusz Jędrzejczyk. – O tym, że godziny pracy w ubojni w Rosławowicach są ograniczone od 8 do 15 dowiedziałem się na przesłuchaniu. Do nas taka decyzja Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska nie wpłynęła i nie mamy jej w dokumentacji. Być może nie powiadomiono o tym innych organów – dodaje.
Weterynarze (58 l. i 60 l.) przebywali w ubojni dziennie ok. 3,5 do 4 godzin. Od ubiegłego roku zakład został definitywnie zamknięty. Pomimo tego, że usłyszeli zarzuty, nie są pozbawieni wykonywania prawa zawodu i mogą nadal pracować. Obaj lekarze są wyznaczeni na ½ etatu w firmie Food Service. Nie wydają oceny końcowej tuszy, ale zajmują się oceną cząstkową. Pracuje tam jeszcze kilkunastu innych weterynarzy.
Prokuratura, ze względu na dobro śledztwa jak tłumaczy, nie chce się na razie wypowiadać, czy podejrzani przyznają się do winy.
Mirosław Ch. przebywa teraz na zwolnieniu lekarskim i odmówił komentarza w tej sprawie. Z Wiesławem G. nie udało nam się skontaktować.
Anna Popłońska