Sprzątnij po swoim słoneczku, czyli orka na ugorze
Jak trafi się na kupę, a żyłka od kosiarki ją roztrzepie, to może się zdarzyć "brak wizji"... Prezydent chce postawić tamę psom brudzącym skierniewickie chodniki i zieleńce. Pytanie, czy to się uda.
– Chcemy, żeby miasto było czyste. Jeżeli nie będzie można po dobroci, to trzeba sięgnąć po mandaty – prezydent Krzysztof Jażdżyk zapowiada wojnę z właścicielami psów zanieczyszczających ulice miasta, choć samo słowo wojna mu się nie podoba.
A jest o co się bić. Są w mieście miejsca, gdzie trudno przejść czystą nogą. I wcale nie musi to być skwer czy trawnik.
Sobotnie przedpołudnie w okolicy skierniewickiego Rynku. Wypielęgnowany pies średniej wielkości pręży się w charakterystycznej pozie na granitowym bruku. Właściciel trzyma go na smyczy i spokojnie czeka na wypróżnienie. Wreszcie sukces. Właściciel odchodzi ze swoim pupilem, kupa zostaje.
Nie obrażając wszystkich właścicieli psów trzeba stwierdzić, że mało kto sprząta po swoim pupilu. Widać to na chodnikach i miejskich skwerach czy trawnikach. W maju Zakład Utrzymania Miasta szykuje się na pierwsze koszenie trawników i już teraz pracownicy od zieleni miejskiej mają dreszcze na myśl o czekających ich przygodach. Bo jak trafi się na kupę, a żyłka od kosiarki ją roztrzepie, to może się zdarzyć „brak wizji”.
– Te resztki rozbryzgują się na masce ochronnej i ją zalepiają, stąd mowa, że się traci wizję – wyjaśni Piotr Majka, prezes ZUM. – Niestety wiele osób beztrosko i bez konsekwencji wyprowadza swoje psy, które załatwiają się na terenach zielonych. Na pewno należałoby coś z tym zrobić, ale moi pracownicy przestali już liczyć na to, że coś się zmieni.
Miasto od kilku lat wydaje rocznie około 10 tysięcy złotych na pakiety sanitarne – torebki na psie odchody umieszczone w zasobnikach stojących na skwerach i trawnikach. Niewiele osób z nich korzysta.
– Społeczeństwo nie dojrzało do problemu psich kup – mówi Piotr Zawadzki, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska UM. – Do tej pory wydaliśmy około 100 tysięcy złotych na pakiety, ale niestety spodziewaliśmy się większych efektów. Sam widzę na osiedlu Widok zatrzęsienie psich kup.
Problem najwyraźniej dojrzał do rozwiązania. Według zapowiedzi, w najbliższym tygodniu prezydent Skierniewic spotka się z komendantem miejskiej straży w celu ustalenia działań. Strażnicy, zamiast głównie ścigać niesfornych kierowców, zajmą się porządkiem w mieście.
– Chcemy jednak zacząć od siebie, czyli kupić więcej koszy z pakietami sanitarnymi do sprzątania odchodów, żeby nie było wymówek, że ich nie ma. I potem będziemy egzekwować, aby mieszkańcy sprzątali po swoich psach. W krajach europejskich jest to normą, u nas może trzeba będzie kilku lat, żeby ludziom weszło w krew – mówi Krzysztof Jażdżyk, również właściciel psa.
Słowa o egzekwowaniu nakazu sprzątania po psie wydają się jednak nieco ryzykowne w sytuacji, gdy miasto od lat nie może sobie poradzić z egzekwowaniem opłaty za posiadanie psa. Sprawdzanie numerka lub jego braku teoretycznie wydaje się łatwiejsze niż złapanie psa "na gorącym uczynku" i ukaranie jego właściciela. Takich mandatów strażnicy w praktyce nie nakładają tłumacząc się trudnością w udowodnień właścicielowi, że to jego pies był sprawcą.
– Monitoring może w tym pomóc – prezydent jest optymistą.
Na początek ma być edukacja i przekonywanie mieszkańców, że po własnym psie trzeba sprzątać. Uświadamianie ma przebiegać przy współudziale wolontariuszy ze skierniewickiego schroniska. Patrząc na powszechne zachowanie właścicieli psów, zapowiada się ciężka orka na ugorze.
– Pouczać czy karać? – zastanawia się prezes Majka. – Biorąc pod uwagę, co się dzieje, to już chyba tylko karać.
Z kolei komendant straży miejskiej twierdzi, że właściwie problemu nie ma, bo straż panuje nad brudasami z psami.
– Robimy to na bieżąco i w moim przekonaniu to widać – mówi Artur Głuszcz.