Starzy lekarze skierniewickiego szpitala skarżą się na dyrektora placówki
Część lekarzy zarzuca dyrektorowi Jackowi Sawickiemu brak szacunku dla nich. Twierdzą, że to efekt posiadania kompleksów.
Wielu lekarzy ze skierniewickiego szpitala, głównie starszych i doświadczonych, nie darzy sympatią dyrektora Jacka Sawickiego. Narzekają nie tylko na podejmowane przez niego decyzje merytoryczne - te zawsze mogą budzić kontrowersje - ale również na cechy osobowościowe, na przykład na fakt, że nie odnosi się do lekarzy z szacunkiem, a już na pewno nie potrafi z klasą rozstawać się z wieloletnimi pracownikami.
- Tak było na przykład w przypadku p.o. ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego, Eugeniusza Krajewskiego, który na koniec dnia pracy został wezwany do dyrektora, by usłyszeć, że przestaje być szefem - mówi jeden z niepracujących już w szpitalu lekarzy (dane do wiad. red.). - Z tego, co wiem, ten doktor chce odejść. Z oddziału odeszło też dwóch innych doświadczonych ginekologów, czyli dr Andrzej Michalski i dr Małgorzata Zalewska. Kto tam pozostanie i czy nie wpłynie to na jakość funkcjonowania oddziału?
Inny lekarz przypomina przypadek dr Dariusza Diksa, który po otrzymaniu wypowiedzenia z pracy w szpitalu, zatrudnienie znalazł dopiero w odległym Włocławku. - To był bardzo dobry chirurg i szkoda, że nie wykorzystujemy jego umiejętności tu, na miejscu - mówi. - Młodzi lekarze powinni mieć od kogo się uczyć, tymczasem seniorów się nie szanuje, zwalnia się ich lub przenosi na inne oddziały. To nie jest właściwa polityka. Pan dyrektor założył chyba, że wyrzuci wszystkich skierniewickich lekarzy, a przyjmie profesorów z Warszawy i Łodzi. Jakoś nie widać kolejki złożonej z tych ostatnich. Poza tym wszyscy podpierają się dobrem pacjenta, a tak naprawdę ci pacjenci są tylko świadczeniobiorcami, a my, lekarze, świadczeniodawcami, i na żadne dobro nie ma tu miejsca... Patrząc na to, co się dzieje obecnie w szpitalu, odczuwam żal, że tyle serca włożyłem w swoją pracę. Nie warto być nadgorliwym, bo tak naprawdę liczą się zupełnie inne rzeczy, choćby umiejętność wchodzenia w układy.
Dyrektora i jego poczynań broni rzecznik szpitala. Twierdzi, że gdy zwalniano osoby z administracji, lekarze jakoś nie protestowali.
- Skarżą się dopiero teraz, kiedy zamierzamy przycinać przerost zatrudnienia i szukać oszczędności w marnotrawionych pieniądzach w tzw. części białej szpitala? - mówi Paweł Bruger. - A może poskarżą się też na to, że dyrektor każe im przestrzegać przepisów i czasu pracy, który mają w umowach? A może poskarżą się na to, że chce ukrócić sobiepaństwo i przyjmowanie swoich pacjentów do szpitala? Pamiętajmy, że kadra lekarska to zbiór realnych prywatnych interesów, które teraz są zagrożone. A może jeszcze pielęgniarki poskarżą się na to - ich związek zawodowy już wysłał pismo w tej sprawie do marszałka - że mają obowiązek wypełniania elektronicznej dokumentacji medycznej, czyli używania komputerów? Nawet kiedy poprosiłem o wydawanie książek pacjentom to związek zawodowy pielęgniarek wystosował skargę do marszałka, że każe im się dodatkowo pracować.
Dyrektor Sawicki został zatrudniony głównie po to, by zmniejszyć zadłużenie szpitala. I jak się okazuje, to mu się akurat udało. - Gdy Jacek Sawicki obejmował funkcję szefa, szpital w bilansie finansowym miał stratę 960 tys. złotych - informuje Paweł Bruger. - W bilansie tegorocznym wynik ten osiągnął poziom zerowy, oszczędności wynoszą więc prawie 1 mln zł. W momencie obejmowania stanowiska marszałek postawił dyrektorowi dwa zadania: zrobienie porządku w zatrudnieniu w administracji oraz zniwelowanie ujemnego wyniku finansowego. Pierwsze zadanie zostało wykonane - poziom zatrudnienia w administracji wynosi teraz ok. 7 proc. w stosunku do całości zatrudnienia. Drugie zadanie również zostało wykonane.
Rzecznik wymienia też inne sukcesy dyrektora: pozyskanie sprzętu na geriatrię od WOŚP o wartości 170 tys. zł. - Decyzja już jest, czekamy aż WOŚP przeprowadzi przetargi i przekaże sprzęt - mówi. - Przejęliśmy również kontrakt na ortopedię z przychodni Kopernik. Dyrektor wprowadził zakaz konkurencji, czyli pracy w dwóch konkurujących miejscach równocześnie, w wyniku czego przychodnia Kopernik musiała oddać kontrakt w wys. 170 tys. zł. Tych rzeczy nie widać z perspektywy lekarzy, czy pielęgniarek.