Stawiają baby na palniki i grzeją
W kilku skierniewickich blokach trwa eksperyment z likwidacją podzielników ciepła i przejściem na rozliczenie ryczałtowe.
Koszty ogrzewania mieszań są największą składową opłat mieszkaniowych, nic więc dziwnego, że lokatorzy próbują te koszty zmniejszyć. Niektórzy mieszkańcy jednego ze skierniewickich bloków pozakręcali nawet zawory centralnego ogrzewania, odkręcając kurki w kuchenkach gazowych. Żeby palniki ogrzewały pomieszczenia efektywniej, umieścili na nich tak zwane baby, wyglądające jak postawione do góry dnem żelazne garnki.
– Kombinują wykorzystując sytuację, że za gaz płacą ryczałtem. I nie można im wytłumaczyć, że w tak ogrzewanych mieszkaniach jest wilgoć i grzyb, stawiają baby na palniki i grzeją – wzdycha Tadeusz Rudzik, prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Skierniewicach.
Najłatwiej oszczędzać na ogrzewaniu w mieszkaniu, którego ściany boczne, podłoga oraz sufi są wspólne z innymi. Jak mówi prezes, nawet przy całkowicie zakręconym zaworze zimą temperatura utrzymuje się w granicach 12-15 stopni Celsjusza, bo lokal podgrzewają sąsiedzi. Jak w takiej temperaturze funkcjonować na co dzień, to już inna sprawa.
W niektórych wspólnotach mieszkaniowych, którymi zarządza ZGM, próbują ograniczyć „kominowe” różnice w opłatach, na przykład zmieniając proporcje składowe opłat za ogrzewanie – zwiększając udział opłaty stałej kosztem udziału wskazań podzielników. Tyle, że wtedy tracimy sens jakiegokolwiek oszczędzania…
– I dlatego mamy kilka bloków, gdzie w tym sezonie grzewczym w ogóle zrezygnowano z indywidualnych podzielników ciepła na rzecz podziału ryczałtowego, wyliczanego na podstawie metrów kwadratowych mieszkania. To nawet sprawiedliwe, bo nikt nie może manipulować metrażem mieszkania, ale za to znów dojdzie do sytuacji jak kiedyś, że zamiast przykręcać kaloryfery będą otwierane okna. Każda metoda ma wady i zalety, złotego środka nie ma – przyznaje Tadeusz Rudzik.
Jak na nowej, a właściwie starej metodzie wyliczania opłat wyjdą mieszkańcy 6 bloków przy ulicy Domarasiewicza, Mireckiego, Mszczonowskiej i Reymonta, okaże się dopiero po sezonie. Teraz nie wie nikt, jak skończy się ten eksperyment.
Nie wszyscy chcą powrotu do ryczałtu. W części budynków ZGM wymieniono podzielniki, wyparkowe zastępując elektronicznymi. Zaletą tych drugich, oprócz możliwości zdalnego odczytu, jest nienaliczanie zużycia, gdy instalacja c.o. nie działa. W podzielnikach wyparkowych pod wpływem ciepła paruje ciecz ze specjalnej ampułki lub kapilary, wymienianej na początku każdego sezonu grzewczego.
– Wyparkowe pracują także latem, a elektroniczne wskazują tylko ciepło wpływające do kaloryfera i nie rejestrują ciepła z otoczenia. No i oszukać ich nie można – wyjaśnia prezes ZGM, nie wgłębiając się w różne sposoby, jakich imają się lokatorzy, a najprymitywniejszym z nich jest zawijanie podzielników mokrymi szmatami.
Podczas gdy walka o ograniczenie opłat za ogrzewanie trwa, to skończyła się wojna z ginącą wodą. Lokatorzy pamiętają dwa poprzednie lata, gdy alarmowali ZGM oraz prezydenta miasta i prezesa miejskiej spółki Wod-Kan o horrendalnych opłatach za wodę, której nie zużyli. Podczas rozliczeń okazywało się, że w jednym tylko budynku nie potrafiono doszukać się nawet tysiąca metrów sześciennych wody. Taka różnica była pomiędzy wskazaniem licznika głównego na wejściu, a sumą wskazań domowych wodomierzy.
Uznano, że głównym powodem tego stanu rzeczy są stare wodomierze, nie wymieniane niekiedy nawet od 20 lat. Powinny być legalizowane (a najczęściej sprowadza się to do ich wymiany na nowe) co 5 lat. Poza tym, jak wtedy zarzucano, lokatorzy kradną wodę. Nie wszyscy rzecz jasna, ale spora ich część – przynajmniej kilku w jednym bloku. Stąd niespodziewane kontrole przedstawicieli administracji, jakie przyszły po mieszkaniach komunalnych… ale złodziei nie znaleziono.
Liczne protesty lokatorów, którzy musieli dopłacać do wody nawet po kilkaset złotych spowodowały, że wiosną ub. roku w lokalach komunalnych rozpoczęto masową wymianę wodomierzy. W sumie założono około 4 tysięcy urządzeń, koszty wymiany ponosili bezpośrednio lokatorzy, albo finansowano je z funduszu remontowego.
– Akcja przyniosła spodziewany efekt i nie mamy już żadnych alarmujących informacji ani od wspólnot, ani od naszych mieszkańców – mówi prezes Tadeusz Rudzik. – Oczywiście zawsze gdzieś po drodze wykapie trochę wody, ale nie jest to już 30 procent na budynku, tylko 3-5 procent – dodaje.