Strażnik miejski kontra mechanik samochodowy

Czytaj dalej
Fot. Sławomir Burzyński
Sławomir Burzyński

Strażnik miejski kontra mechanik samochodowy

Sławomir Burzyński

W tle jubileuszu dwudziestolecia skierniewickiej straży miejskiej rozgrywa się konflikt, do którego doszło w poniedziałek, 8 czerwca. Antagoniści to Andrzej Wieprzkowicz, starszy inspektor Straży Miejskiej w Skierniewicach oraz Bogdan Wieteska, mechanik oraz pasjonat sportów samochodowych.

Kilka minut przed godziną 8 rano obaj panowie spotkali się na przejściu dla pieszych przez ulicę Mszczonowską.

Umundurowany i w odblaskowej kamizelce Andrzej Wieprzkowicz pełniąc służbę na przejściu uczęszczanym przez młodzież szkolną, Bogdan Wieteska za kierownicą forda mondeo nadjeżdżając od strony ulicy Jagiellońskiej w celu odwiezienia siostry do pobliskiej szkoły. O ich kilkuminutowym spotkaniu wie już policja oraz prokuratura.

Strażnik wtargnął pod koła

Według relacji Bogdana Wieteski, strażnik nie dość, że przekroczył swoje uprawnienia, to jeszcze stworzył realne zagrożenie na drodze. A poza tym po prostu go napadł.

– Jechałem w kierunku szkoły z siostrą, na trzecim biegu mając 1300 obrotów na minutę, co odpowiada prędkości poniżej 40 kilometrów. Gdy byłem niespełna 10, może 15 metrów przed pasami zobaczyłem, jak strażnik, stojący bokiem do przejścia, a do mnie tyłem, wykonał gwałtowny krok na jezdnię – relacjonuje Wieteska, jako zapalony rajdowiec podając wskazania obrotomierza, a będąc samochodowym mechanikiem i świadomym uczestnikiem ruchu drogowego, wskazu je na wykroczenie strażnika: art. 14 ust. 1 Prawa o ruchu drogowym.

Jak mówi, gwałtowny ruch strażnika zupełnie go zaskoczył, bo na przejściu nikogo nie było. Musiał gwałtownie hamować, zatrzymując się tuż przed nogami strażnika.

Kierowca chciał go rozjechać

Sytuację zupełni inaczej odebrał miejski strażnik, na przejściu dla pieszych pełniący poranny dyżur w godzinach pomiędzy 7.30 a 8.10.

– Dbam o bezpieczeństwo. Widząc kilkoro dzieci na przejściu i nadjeżdżający ze sporą prędkością samochód, tak około 70 kilometrów na godzinę, szybko wyszedłem na przejście, żeby go zatrzymać. Samochód stanął tuż przede mną – mówi Andrzej Wieprzkowicz i jak twierdzi, kierowca był zajęty rozmową z pasażerką i gdyby nie jego zdecydowana interwencja, mogło dojść do nieszczęścia.

W dni powszednie ruch uliczny w pobliżu szkół gwałtownie nasila się przed godziną 8 rano. Widać to na ulicy Mszczonowskiej, gdzie strażnicy dyżurujący na dwóch przejściach co chwila wychodzą na jezdnię i zatrzymują samochody, by dzieci mogły przejść. Kilka minut po godzinie ósmej ulica pustoszeje.

– Pan wjechał na przejście, przez które przechodziły dzieci, a samochód jadący z przeciwka się zatrzymał. Strażnik podniósł rękę, chcąc chronić dzieci – podsumowuje Artur Głuszcz, komendant SM w Skierniewicach.

Kto kogo lżył obrażał

Kierowca twierdzi, że strażnik idąc w jego kierunku „używał niecenzuralnych słów”, a poza tym nie miał prawa zatrzymać pojazdu w ruchu, bo takim uprawnień straż miejska nie ma. I na dokładkę nie miał prawa żądać okazania dokumentów, powinien za to się przedstawić, czego podobno nie zrobił.

– Strażnik odpowiedział, że jestem pijany i przez otwartą szybę od strony kierowcy usiłował wyciągnąć kluczyki ze stacyjki, a gdy na to nie pozwoliłem, zawołał drugiego strażnika i przebiegł na drugą stronę auta. Moja siostra zaczęła krzyczeć z przerażenia, a strażnik wsunął się połową ciała do środka, złapał mnie za rękę i za kluczyki – taki był przebieg wydarzeń według Bogdana Wieteski.

Andrzej Wieprzkowicz twierdzi, że usłyszał pod swoim adresem obraźliwe słowa, kierowca mówił do niego na ty, a jadąca z nim pasażerka słysząc wyzwiska śmiała się rozbawiona zachowaniem swojego towarzysza. A na dowód, że strażnik ma uprawnienia, by prosić o dokumenty, pokazuje wydany przez policję załącznik do legitymacji, upoważniający do wykonywania kontroli ruchu drogowego.

Wnioskując z zachowania mężczyzny, że może być pijany lub pod wpływem narkotyków, starszy inspektor wyjął mu kluczyki ze stacyjki.

– Mam długie ręce, sięgnąłem przez otwarte okno od strony pasażera i wyjąłem kluczyki prawą ręką. Tylko prawą , bo praworęczny jestem – strażnik podkreśla te słowa, bo Bogdan Wieteska twierdzi, że nurkując połową ciała w samochodzie, strażnik uderzył łokciem jego siostrę. Ponadto zniszczył mu breloczek przy kluczyku i zadrapał dłoń. Do krwi.

Co może miejska straż i policja

Kierowca nie dał strażnikowi dokumentów twierdząc, że ten nie ma prawa ich żądać. Strażnik wezwał policję.

– Wezwano nas do pomocy, bo kierowca nie chciał okazać dokumentów, choć ma obowiązek wylegitymować się straży miejskiej. Na miejsce udał się patrol po cywilnemu. Wylegitymowali kierowcę bez problemów, jego dane przekazano strażnikom – informuje Robert Zwoliński, zastępca naczelnika skierniewickiego drogówki.

Jak dodaje, badanie alkomatem nie było potrzebne, bo policjanci nie czuli od kontrolowanego woni alkoholu, strażnicy też nie prosili, by zbadać kierowcę. Po wykonaniu czynności, patrol odjechał.

Tymczasem Bogdan Wieteska uważa, że policjanci nie mieli prawa żądać od niego prawa jazdy, bo samochód nie był w ruchu, policjanci nie prowadzili wobec niego kontroli drogowej. Samochód, stojąc na chodniku, „był zabezpieczony przed możliwością jazdy”.

– Strażnik miejski nadużył swoich praw, zniszczył moją własność i skaleczył mi dłoń. Uderzył moją siostrę w twarz. Nie zastosował się do ustawy o strażnikach gminnych i miejskich. Policjant również nadużył swoich praw – wylicza Bogdan Wieteska w podsumowaniu skargi na skierniewickich strażników miejskich, jaką jeszcze tego samego dnia złożył w prokuraturze.

20 lat SM w Skierniewicach

W piątek, 12 czerwca, strażnicy obchodzą uroczystość dwudziestolecia SM w Skierniewicach. Również do piątku Andrzej Wieprzkowicz, pracujący w SM od początku jej istnienia, ma złożyć u komendanta pisemne wyjaśnienie w sprawie incydentu na przejściu dla pieszych.

– Natomiast za słowa obelżywe, skierowane do funkcjonariusza publicznego, będziemy prowadzić czynności, a o karze zadecyduje sąd – kwituje Artur Głuszcz.

W tym roku na działania strażników miejskich wpłynęły do komendanta dwie skargi (nie licząc ewentualnej skargi Bogdana Wieteski). Jedna okazał się bezzasadna, konsekwencją drugiej było ukaranie strażnika naganą z wpisaniem do akt.

Sławomir Burzyński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.