Strażników jest za mało
Nie ma chętnych do pracy w straży miejskiej. Są cztery wakaty, będzie sześć.
Jeszcze kilka miesięcy temu Straż Miejska w Skierniewicach liczyła 21 pracowników - 18 strażników i 3 pracowników biurowych. Odkąd czterech strażników odeszło, nie ma chętnych do zajęcia wakatów. W pomoc w poszukiwania pracowników włączył się urząd pracy.
- W czwartek, 9 lutego PUP organizuje giełdę pracy i przygotowuje dla nas kandydatów - mówi Artur Głuszcz, komendant straży miejskiej. - To będą osoby do 30. roku życia. Urząd refunduje 2 tys. zł, w sumie na początek taki pracownik zarobi 2,5 tys. zł brutto. Do tego należy doliczyć nagrody czy premie kwartalne.
Kandydat, który ma zostać przyjęty, musi odbyć szkolenie podstawowe, a po jego zakończeniu może podjąć obowiązki i pracować z pełnymi uprawnieniami. Refundacja z urzędu pracy przewidziana jest na pierwszy rok, w drugim całe koszty przejmuje straż miejska. Nowi pracownicy są tym bardziej potrzebni, że w tej chwili trzech przebywa na zwolnieniach lekarskich.
- Jeden na dłuższym zwolnieniu, teraz doszły dwa kolejne. Dopiero wrócił do pracy pracownik, który uległ wypadkowi podczas interwencji - wymienia komendant Głuszcz. Braki kadrowe wpływają też na godziny pracy strażników. Do końca 2016 roku w niedzielę służba trwała w godz. 7-23, teraz jest to 9-21. Do tego zależność od CKiS zmusza straż do skierowania jednego ze strażników do pracy w charakterze dyżurnego, który odbiera telefony - przy okazji strażnik ma na oku wystawy BWA, bo innej straży w budynku centrum nie ma... - Czekamy na zmianę naszej siedziby, wtedy również można przekierowywać rozmowy na telefon do interwencyjnego pracownika, a ten czas poświęcić na pracę w mieście - dodaje komendant.
Trudna sytuacja kadrowa skomplikuje się jeszcze bardziej w przyszłym roku - wtedy dwóch strażników odejdzie na emeryturę. Już teraz komendant musi odmawiać pracownikom proszącym o urlop.
- Za bardzo zostaliby obciążeni pozostali strażnicy - tłumaczy Artur Głuszcz.
Kadra się starzeje, a czterej, którzy odeszli, znaleźli pracę z lepszym wynagrodzeniem. Komendantowi marzy się zatrudnienie w straży kobiet.
- Składają u nas CV studentki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Skierniewicach studiujące bezpieczeństwo wewnętrzne - mówi szef strażników. - Przyglądam się pracy w innych jednostkach, tam doskonale sobie radzą kobiety, zajmujące się na przykład profilaktyką. Wydawałoby się, że praca w straży może skusić. Jest stabilna, na podstawie umowy o pracę. Pracownicy otrzymują tzw. trzynastkę, mają możliwość uczestniczenia w specjalistycznych szkoleniach i podnoszenia kwalifikacji. W straży funkcjonuje fundusz socjalny, dzięki któremu w tym roku pracownicy skorzystali m.in. z 70 proc. dofinansowania na bal noworoczny. Można też liczyć na dopłatę do wyjazdu do teatru, na paczki dla dzieci czy rozdysponowanie nadwyżki w formie dodatkowej nagrody.
W ubiegłym roku strażnik maksymalnie mógł zarobić 2.815 zł pensji zasadniczej i dodatek za wysługę do 563 zł, co daje w sumie 3.378 zł brutto. Początkujący dostawał wynagrodzenie zasadnicze 2.205 zł, a z upływem lat mógł liczyć na wysługę w wysokości do 441 zł, co daje kwotę brutto 2.646. W tym roku pensje wzrosły o około 4 proc.
- To trudna praca, niejednokrotnie związana z koniecznością wyegzekwowania przepisów prawa - przyznaje komendant. - Do tego zarzuca się nam, że jesteśmy opłacani z podatków, co nie jest nam miło słyszeć.
Chociaż zdania na temat przydatności strażników bywają różne, prezydent Skierniewic nie ma wątpliwości.
- Oczywiście, że straż miejska pozostanie - kwituje Krzysztof Jażdżyk.