Marta Pokrop oddała komórki macierzyste. Dzięki temu bezcennemu darowi żyje i cieszy się zdrowiem 4,5- letnia dziś dziewczynka.
Marta Pokrop ze Skierniewic jest aktywną zawodowo mamą, która jak sama mówi, nie potrafi usiedzieć w miejscu. Wśród wielu pomysłów zrealizowała także ten o zarejestrowaniu się w bazie dawców komórek macierzystych. Dzięki tej decyzji mała dziewczynka z drugiego końca Polski odzyskała szansę na zdrowie i życie.
Czekanie na nieszczęście
Marta pomyślała poważnie o rejestracji, kiedy jej dziecko było jeszcze małe.
- Niestety, wtedy nie mogłam, bo matki karmiące nie mogą oddawać szpiku - mówi.
Skierniewiczanka odczekała, ile było trzeba i wysłała do fundacji zgłoszenie przez internet. Pocztą otrzymała pałeczki do wymazu. Z odesłanej próbki została wykonana tzw. typizacja antygenów zgodności tkankowej, a wyniki i dane z formularza zostały wprowadzane są do bazy dawców komórek macierzystych.
- Czułam się, jakbym czekała na nieszczęście biorcy, bo ktoś musi zachorować, żebym była potrzebna. Mojej pomocy potrzebowała półtoraroczna dziewczynka... - mówi.
Kiedy zadzwoni telefon...
Niektórzy dawcy czekają na telefon latami - może nie zadzwonić nigdy. Marta Pokrop stosunkowo szybko otrzymała informację, że ma się pojawić na dodatkowych badaniach w jednym z warszawskich szpitali. Tam szczegółowo został skontrolowany jej stan zdrowia.
- Plus jest taki, że jest się przebadanym dosłownie na wszystko, całkowicie bezpłatnie - mówi pani Marta. - Wiem, że jestem zupełnie zdrowa.
Następnie rozpoczyna się proces przygotowywania chorego pacjenta do przyjęcia komórek macierzystych. Przygotowaniom poddawany jest także dawca.
-Przed pobraniem przez 5 dni dawca przyjmuje czynnik wzrostu G-CSF, żeby zwiększyć ilość komórek macierzystych w krwi obwodowej - tłumaczy Dorota Wójtowicz-Wielgopolan z fundacji DKMS Polska. - Dawca może czuć łamanie w kościach, jakby go grypa dopadła.
Czynnik wzrostu dawca podaje sobie samodzielnie.
- Sama robiłam sobie zastrzyki w brzuch - opowiada Marta. - Później bolą plecy i kości, ale te dwa dni gorszego samopoczucia to żaden problem w porównaniu do bólu, jaki czuje chory.
Daję życie!
Warszawski szpital i duży, wygodny fotel. Komórki pobiera się tak zwaną aferezą, czyli krew jest wyprowadzana z jednej ręki, przechodzi przez maszynę separującą komórki macierzyste i wraca do organizmu przez drugą rękę.
- W jednej żyle igła, w drugiej wenflon - wspomina Marta. - Siedziałam w fotelu przez cztery godziny. To zależy od wagi osoby, która komórek potrzebuje. Mój kolega siedział w fotelu 7,5 godziny.
Po wszystkim lekkie osłabienie, mrowienie, drętwienie i... do domu. - Po godzinie dostałam telefon z fundacji. Dowiedziałam się, że pomagam półtorarocznej dziewczynce z Polski - opowiada Marta.
Nie zawsze udaje się pomóc. Zdarza się, że mimo przeszczepu choroba nie odpuszcza. Dawca zawsze jest informowany o wieku, pochodzeniu, płci i stanie zdrowia biorcy. Marta wie, że dzięki jej komórkom dziewczynka żyje i jest zupełnie zdrowa.
Jakie to uczucie uratować życie drugiemu człowiekowi?
- Jestem dumna - uśmiecha się Marta Pokrop. - To coś niepowtarzalnego, kiedy wiesz, że dzięki tobie żyje drugi człowiek.
Nie uciekają przed narkozą
Już w momencie rejestracji pracownicy fundacji tłumaczą, że dawca wyraża zgodę na dwie metody pobrania. Decyzję, która zostanie zastosowana, podejmuje lekarz pacjenta.
W 80 procentach przypadków komórki macierzyste są pobierane aferazą, ale w 20 procentach szpik pobierany jest z talerza kości biodrowej.
- Zabieg wykonywany jest w znieczuleniu ogólnym, trwa do 45 minut - mówi Dorota Wójtowicz-Wielgopolan.
Dawcy nie rezygnują z zadeklarowanej chęci pomocy, chociaż mają do tego prawo na każdym etapie procedury.
- Bardzo dużą wagę przywiązujemy do bycia w kontakcie z dawcą, do przypominania mu wagi jego decyzji - mówi Dorota Wójtowicz-Wielgopolan z DKMS. - Nasi dawcy są bardzo świadomi, aktualizują swoje dane adresowe, są z nami w kontakcie. Jeśli zdarza się wycofanie, jest to przypadek incydentalny.
Jaka ona jest?
Fundacja DKMS otrzymała rekomendację, żeby czasowo wstrzymać się od organizacji spotkań dawców i biorców. Trwają w tej sprawie regulacje prawne. Marta jest informowana na bieżąco o stanie zdrowia dziewczynki, która dzięki niej wyzdrowiała.
- Myślę o niej czasem, jak wygląda, jaka jest - mówi skierniewiczanka. - Chciałabym kiedyś się z nią spotkać.