Świadkowie nie mają wątpliwości: były dwa psy Szariki i jeden Cywil
Skierniewicki sąd bada dramatyczne wydarzenia z 12 października ubiegłego roku, kiedy trzy psy zaatakowały i bardzo dotkliwie pogryzły 57-latkę.
Kobieta trafiła do szpitala w stanie krytycznym. Po trwającej kilka miesięcy hospitalizacji i przebytych kilku operacjach dziś Urszula M. jest w trakcie rehabilitacji. Sąd ustala, czy właścicielem psów jest oskarżony Jerzy G.
W środę, 5 sierpnia, podczas kolejnej rozprawy przesłuchani zostali świadkowie, którzy znaleźli się na miejscu zdarzenia, m. in. Piotr M., który odgonił psy gryzące skierniewiczankę.
- Jestem człowiekiem, który uratował jej życie - rozpoczął zeznania Piotr M.
Jak podkreślał, znalazł się w tym miejscu trochę przez przypadek. Zmierzchało i poszedł zamknąć obejście. Z daleka zobaczył sylwetkę i obskakujące ją psy, ale jak mówi, nie przypuszczał, że dzieje się coś złego. Dopiero po chwili usłyszał wołanie o pomoc. Wrócił do domu, wziął rower i pojechał w stronę kobiety. Kiedy do niej dotarł, leżała w polu, a przy niej stały trzy psy.
- Widok był przerażający - wspomina. - Psy się rozstąpiły, zacząłem na nie krzyczeć i co mi popadło w ręce, tym w nie rzucałem. Jednego trafiłem dużym kamieniem w korpus - dodaje.
Na miejsce wezwał karetkę, kiedy przyjechała, psy uciekły. Świadek opisuje, że były to owczarki typu niemieckiego, jeden miał ciemniejszą i dłuższą sierść od pozostałych.
- Dwa Szariki i jeden pies Cywil, tak mi się skojarzyło - tłumaczy świadek.
Psy wróciły, szukały swojej ofiary, węszyły. Potwierdza to składająca zeznania policjantka wezwana na miejsce.
- Kiedy siedzieliśmy w radiowozie, przybiegły trzy psy i kręciły się wokół miejsca, gdzie pani M. została pogryziona - zeznaje funkcjonariuszka. - Były podobne do owczarka niemieckiego, jeden był czarny lub bardzo ciemny i kulał na jedną łapę. Na miejscu zdarzenia u oskarżonego rozpoznałam psy, głównie tego czarnego - dodaje policjantka.
Następnie przed sądem złożył zeznania weterynarz wezwany tamtego dnia na miejsce.
- Wskazano mi trzy psy, które leżały na polu. Przygotowałem strzykawki i oddałem niecelny strzał, psy spłoszyły się i uciekły - zeznaje Wojciech P.
Weterynarz szczegółowo opisuje zwierzęta.
- Podobne do owczarków niemieckich, jeden miał problem z okiem i kulał, drugi miał siwe umaszczenie na szczęce.
Weterynarzowi udało się podejść bardzo blisko, na metr-dwa do zwierząt.
- Mnie jest bardzo łatwo odróżnić psa od psa - podkreśla powołując się na wieloletnie doświadczenie. - Nie miały śladów krwi - dodaje.
Psy bezpośrednio po zdarzeniu były spłoszone, bały się człowieka i nie wykazywały agresywnych zachowań. Weterynarz stwierdza, że rozpoznał je u oskarżonego. Wątpliwości ma jedynie co do trzeciego, który schował się pod budą.
Jak zgodnie twierdzą świadkowie, psy po zdarzeniu podążyły w kierunku zbiegu ul. Unii Europejskiej i Mszczonowskiej, kierując się w stronę posesji Jerzego G.
Kolejna rozprawa 2 października.