Szaleństwo cięcia, bo... Lex Szyszko [GALERIA]

Czytaj dalej
Fot. Magdalena Grajnert
Magdalena Grajnert

Szaleństwo cięcia, bo... Lex Szyszko [GALERIA]

Magdalena Grajnert

O wycince decydują teraz właściciele nieruchomości. W regionie pada coraz więcej wiekowych drzew.

Po styczniowej zmianie przepisów, jak Polska długa i szeroka, rozbrzmiewa warkot pilarek. Teoretycznie ustawa miała ułatwić życie ludziom, którzy teraz sami mogą decydować o losie drzew na własnej działce. W praktyce z przepisów korzystają przedsiębiorcy, oszczędzając duże pieniądze.

Zaczęli ciąć, bo wolno

Od początku roku obowiązują zliberalizowane przepisy dotyczące wycinki drzew na prywatnych posesjach. Teraz właściciel nieruchomości może bez zezwolenia wyciąć drzewo na swojej działce, bez względu na jego obwód. Warunkiem jest brak związku wycinki z działalnością gospodarczą.

Z nowych przepisów korzystają już skierniewiczanie. Nabywca zabytkowego budynku przy ul. Lelewela, w którym przed laty mieściła się szkoła muzyczna, wyciął wszystkie drzewa ze swojej działki. Zgodnie z prawem.

Przy al. Niepodległości, w sąsiedztwie ul. Cichej, ścięto rząd topoli. Jak mówi nam mieszkaniec osiedla, to dopiero początek planowanego cięcia.

- Mówili, że cały ten rząd drzew mają wyciąć, aż do końca ulicy- pokazuje ręką 69-latek. - I całe szczęście. Jestem stolarzem i wiem, że topole to są byle jakie drzewa. Kiedy wprowadziłem się tutaj w 1971 roku, po kilku latach posadzili te drzewa, więc jakieś 40 lat tutaj rosną. Niech wycinają, tylko powinni posadzić takie, które rosną góra kilka metrów i w razie wichury nikomu nic się nie stanie.

O związku drzew z ryzykiem na drodze nie chce jednak mówić Mariusz Wielgosz, rzecznik Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Skierniewicach.

- Nie prowadzimy tego typu statystyk, czy istnienie drzew w danym miejscu może stanowić zagrożenie - tłumaczy rzecznik. - Zdarza się, że ludzie dzwonią i tłumaczą, że w razie wichury drzewo przewróci im się na dom, ale my takich drzew nie usuwamy.

Jeszcze w ubiegłym roku z takim problemem mieszkaniec udawał się do wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska.

- Dopóki ustawa chroniła każde drzewo, trzeba było przejść pewne procedury: zgłosić, czekać na pozwolenie. W razie uzasadnionej potrzeby nie było problemów, żeby wyciąć drzewo - mówi Dorota Rutkowska, posłanka na Sejm RP. - Wtedy trzeba było się zastanowić.

69-latek jest przekonany, że za wycinkę przy al. Niepodległości odpowiada Skierniewicka Spółdzielnia Mieszkaniowa. Prezes spółdzielni tłumaczy, że to tereny miejskie, a SSM do drzew podchodzi dokładnie tak, jak przed wejściem w życie nowych przepisów.

- Tak jak wcześniej, robotnicy wykonują przycinki - wyjaśnia Krzysztof Tułacz. - Mieszkańcy występują do nas z wnioskiem, a my z kolei zwracamy się do urzędu miasta. Jeśli drzewa przeszkadzają, są wycinane, później robimy nasadzenia.

Naczelnik wydziału odpowiedzialnego za decyzje twierdzi, że wycinka przy al. Niepodległości nie ma nic wspólnego z ustawą przegłosowaną w Sejmie.

- Mamy decyzję marszałka na wycinkę tych drzew w al. Niepodległości - mówi Piotr Zawadzki. - Tam rosną topole, a to oznacza same problemy. Kiedy komuś spadnie gałąź na głowę, ja będę odpowiadał. Rocznie w mieście wycinamy kilkadziesiąt drzew i raczej są to pojedyncze sztuki. Miasto nie ma prawa wycinać na swoich gruntach drzew bez zezwolenia.

Co z piękną limbą

Na miejskiej działce przy ul. Sobieskiego, przy garażach rośnie wiekowa limba. Jest częścią założenia ogrodowego przy dawnej szkole muzycznej. Właściciel jednego z garaży, sąsiadującego z limbą, nie wyobraża sobie krajobrazu bez tego drzewa.

- Rośnie tuż obok, gubi długie igły, ale mi w ogóle nie przeszkadza - mówi Marian Rak. - To byłaby wielka strata, gdyby ktoś ją wyciął.

W ratuszu słyszymy zapewnienie, że limbie nic nie grozi.

- Nie jest pomnikiem przyrody i rzeczywiśnie rośnie na gruncie miejskim, ale z pewnością nikt jej nie będzie wycinał - zapewnia Arkadiusz Kopczewski z biura prasowego skierniewickiego ratusza.

Niszczy się łatwo

Masową wycinką drzew jest zaniepokojona Anna Traut-Seliga, dr nauk biologicznych, zawodowo i społecznie zajmująca się ochroną przyrody.

- Ułomne przepisy zostały zamienione na jeszcze gorsze - mówi Anna Traut-Seliga. - Do tej pory bardzo wiele zależało od subiektywnej woli urzedników, byli i tacy, którzy nic i nigdzie nie pozwalali ciąć. To frustrowało ludzi i temu się nie dziwię. Teraz z kolei każde drzewo można wyciąć bez najmniejszego problemu i to jest przeważenie szali w drugą stronę.

Pan doktor twierdzi, że ludzie tną na zapas bo boją się, że przepisy niebawem się zmienią.

- Problemem nie jest sam przepis, który pozwala dysponować własnością, ale podejście ludzi, którzy niefrasobliwie wycinają drzewa nie myśląc o tym, jakie korzyści mieli z nich, kiedy były żywe - mówi dr Traut-Seliga.

Ścięte drzewo można wykorzystać raz - sprzedając lub paląc. Brak świadomości i wiedzy sprawia, że nie zdajemy sobie sprawy z dobrodziejstw, jakich doświadczamy za sprawą przyrody.

- Drzewo potrafi przetransportować i rozpylić w powietrzu 400 litrów wody na godzinę, dzięki czemu łatwiej się nam oddycha - wymienia dr Traut-Seliga. - Produkuje związki bakteriobójcze, poprawia działanie naszego układu odpornościowego, osusza drogi i reguluje gospodarkę wodną.

Drzewa nasi dobrodzieje

Drzewa zmniejszają siłę wiatru, chronią glebę przed erozją wodną i wietrzną, produkują tlen, a także stanowią schronienie bardzo wielu organizmów.

- Mam nadzieję, że ten proceder się zatrzyma - dodaje pani doktor. - Przy tamtych przepisach człowiek musiał pisać podanie, czekać na wizytę urzędnika i to go zniechęcało. Wiele drzew przetrwało lata, bo właścicielowi się... nie chciało.

Drzewa świadczą za darmo usługi ekosystemowe, wiążą w swojej biomasie metale ciężkie, tlenki siarki i inne szkodliwe związki. W dobie walki ze smogiem wycinanie drzew wokół domów i przy drogach wydaje się co najmniej nieroztropne.

- Jestem daleka od zabraniania ludziom dysponowania ich własnością - wyjaśnia dr Traut-Seliga. - Ale trzeba wiedzieć, że żyjemy w trudnych czasach, zmienia się klimat i jest bardzo sucho. Jeśli wytniemy więcej drzew, które pozwalają nam gromadzić wodę, to tak jakbyśmy podcinali gałąź, na której siedzimy.

Kto chciał już wyciął

- Pojawili się deweloperzy, którzy korzystają z ustawy i wycinają drzewa, żeby w danym miejscu budować - mówi Dorota Rutkowska. - Warto przypomnieć, jaki problem był kiedyś na jednym z osiedli. Teraz, kiedy przedsiębiorcy nie muszą płacić i to znacznych kwot, gołocone są całe place. Prezes Kaczyński powiedział, że ustawa idzie do poprawy, więc ludzie tną na zapas...

Wcześniej wycięcie drzewa poprzedzała analiza, w czym mieli pomagać urzędnicy. Dziś mieszkańcy są pozbawieni opinii kogoś, kto się na tym zna.

- Ten, kto miał wyciąć, już dawno wyciął. Teraz prawo mogą już zmieniać - mówi anonimowo mieszkanka Skierniewic.

Magdalena Grajnert

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.