Szeptem do mnie mów, mów szeptem
Skierdelek zapędził się ostatnio do miejskiej spółki, bo chciał porozmawiać z prezesem.
Pan prezes łapkę ściska Skierdlowi i wymownie pokazuje na gardło, z którego żaden głośniejszy dźwięk nie chce się wydobyć. Prezes więc szepce, najpierw do Skierdla, później do pani Basi z pokoju nr 7, a później odbiera telefon.
I Skierdelek zaczyna zwijać się ze śmiechu, bo sobie wyobraził, że dzwoniący nie wiedzą przecież, że prezes chory i pewnie myślą, że w co najmniej intymnej zastali go sytuacji.
Wychodząc Skierdel mruczy sobie pod nosem: „Szeptem do mnie mów, mów szeptem, by nikt obcy twoich słów nie słyszał.
Jak najciszej, proszę, mów, a przedtem spójrz w oczy tak, jak tylko ty patrzeć na mnie umiesz” i życzy serdecznie zdrowia prezesowi, który nie uciekł od razu na L4.