Szpital w Skieniewicach: Z paprochem w oku jeżdżą do Łodzi

Czytaj dalej
Fot. Magdalena Grajnert
Magdalena Grajnert

Szpital w Skieniewicach: Z paprochem w oku jeżdżą do Łodzi

Magdalena Grajnert

Szpitalny oddział ratunkowy i nocna pomoc lekarska odsyłają pacjentów, którzy z ciałem obcym w oku, z ością w gardle jeżdżą do Łodzi.

Pacjenci, korzystający z usług skierniewickiego szpitala, powinni mieć na uwadze, że po godzinach pracy poradni nie pomoże im ani okulista, ani laryngolog. W przypadku ciała obcego w oku albo ości w przełyku lekarz dyżurujący na SOR prawdopodobnie odeśle ich do Łodzi. Do wyboru jest godzinna podróż albo załatwienie prywatnej wizyty lekarskiej.

Na działce, zlokalizowanej kilkanaście kilometrów od Skierniewic, kobiecie wpadło coś do oka.
Ciało obce nie chciało wypaść i mocno podrażniło oko, które łzawiło i bolało. Ojciec wziął poszkodowaną do samochodu i przywiózł na skierniewicki SOR. Na miejscu spotkała ich niemiła niespodzianka.

- Nie było ani okulisty, ani kropli znieczulających - oburza się Piotr Barecki, ojciec kobiety. - Poszliśmy też do NPL, a tam też ani pomocy, ani kropli. Sam chciałem spróbować wyjąć ciało obce, ale bez kropli nie było szans - mówi Piotr Barecki, z zawodu lekarz.

W tej sytuacji pojechali do szpitala im. Barlickiego w Łodzi. Jak podkreśla Piotr Barecki, w tamtejszym szpitalu mają nie najlepsze zdanie o Skierniewicach.

- Jeśli pan dyrektor nie potrafi zapewnić opieki okulistycznej, powinien się podać do dymisji
- stwierdza stanowczo Piotr Barecki. Lekarz twierdzi, że wystarczyłoby mieć pod telefonem specjalistę, który dawałby zabezpieczenie w wypadkach okulistycznych dla blisko 50-tysięcznego miasta i okolicznych miejscowości. Tego właśnie oczekuje od dyrektora placówki, Jacka Sawickiego.

Podobnie wygląda sytuacja w nagłych przypadkach, wymagających pomocy laryngologa. Do naszej redakcji zgłosiła się jakiś czas temu zbulwersowana córka blisko 80-letniego mężczyzny, któremu w gardle utknęła ość. W skierniewickim SOR lekarze nie podjęli się usunięcia ciała obcego. Starszego pana do warszawskiego szpitala zawiozła wnuczka.

Odsyłanie pacjentów do innych miast wiąże się jednak z przedłużonym czasem odczuwania bólu i zorganizowaniem transportu, ale przede wszystkim z koniecznością zaangażowania kogoś, kto nas tam zawiezie. Z zalanym łzami okiem czy z ością w gardle ciężko przejechać kilkadziesiąt kilometrów.

Magdalena Grajnert

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.