Temu majątek, temu kłopoty

Czytaj dalej
Fot. Roman Bednarek
Roman Bednarek

Temu majątek, temu kłopoty

Roman Bednarek

Nie zawsze starsi ludzie trafnie rozporządzają swoim majątkiem. Efekt? Będą przerzucani jak mebel.

Rzeczywistość, w jakiej żyjemy nie jest światem dla ludzi starych i chorych. Taki człowiek, potrzebujący opieki, bywa jak gorący kartofel przerzucany przez rodzinę z ręki do ręki, bo przecież pożytku z niego nie ma, a jeszcze opiekować się trzeba...

Bywa też, że osoby w podeszłym wieku same gotują sobie taki los, nazbyt pochopnie pozbywając się dorobku swojego życia na rzecz swoich bliskich. Nie zawsze jest to trafna decyzja.

Tak było w przypadku pana Zdzisława, 88-letniego mieszkańca Dąbrowic w gminie Skierniewice, dawniej znanego w całej okolicy specjalisty od pielęgnacji drzew owocowych. O jego usługi zabiegali nawet sadownicy spod Białej Rawskiej.

Pięć miesięcy temu pan Zdzisław razem ze swoją małżonką przepisali notarialnie cały swój majątek jednej ze swoich dwóch córek, całkowicie pozbawiając spadku drugą.

Na majątek pana Zdzisława i jego żony składa się mieszkanie o powierzchni 60 mkw. w bloku Instytutu Ogrodnictwa, kotłownia o powierzchni 10 mkw. i zabudowana komórkami działka o powierzchni ok. 1.000 mkw. Mieszkanie znajduje się na parterze budynku.

- Nic nie wiedziałam o tym, że rodzice przepisali cały majątek mojej siostrze, bo nikt mnie o tym nie poinformował - relacjonuje Grażyna Salamon ze Skierniewic, córka pana Zdzisława. - Dowiedziałam się o tym dopiero po świętach wielkanocnych. Ale wcześniej miało miejsce kilka zdarzeń.

W lutym zmarła mama pani Grażyny, a żona pana Zdzisława. Po pogrzebie, który odbył się 27 lutego, pani Grażyna wzięła ojca do siebie na dwa dni.

- Siostra powiedziała, że w jej domu w Skierniewicach będzie u niej córka z zięciem i ona nie ma miejsca dla taty - tłumaczy. - Dopiero później na jakiś czas wzięła ojca do siebie, ale po dwóch dniach uciekł od niej i wrócił do mieszkania w Dąbrowicach. Mieszkał tam, bo radził sobie nieźle i dobrze się czuł. Ale jak go odwiedziłam w marcu, to zaczął się skarżyć na bóle brzucha. Przestraszyłam się, bo to znaczyło, że wraca choroba taty. Chorował na jelita i miał już dwie operacje. Powiedziałam mu wtedy, że chyba znowu będzie musiał mieć zabieg.

I tak się też stało - 27 marca trzeba było wezwać karetkę, aby odwiozła pana Zdzisława do szpitala. Była przy tym pani Grażyna i jej siostra.

- Tata wtedy powiedział, żebym wzięła klucze od jego mieszkania. Proszę zwrócić uwagę, zwrócił się z tym do mnie, a nie do mojej siostry, której oddał wszystko, co ma - podkreśla pani Grażyna. - Ale wtedy ja jeszcze o tym nie wiedziałam. Chciał też, abym wzięła pieniądze, było tam 1.100 złotych, które zbierał na zakup węgla. Ale wtrąciła się siostra i klucze zabrała ona. Pieniędzy ostatecznie też nie wzięłam.

Problemy z kluczami od mieszkania zaczęły się, gdy choremu trzeba było dostarczyć rzeczy osobiste.

- Dzwoniłam do siostry, żeby dała mi klucze, bo trzeba tacie donieść rzeczy, ale nie odbierała telefonów - wspomina córka pana Zdzisława. - Musiałam nawet wzywać policję, aby dostać się do mieszkania.

Pan Zdzisław wyszedł ze szpitala 10 kwietnia i zamieszkał u pani Grażyny.

- Pojechaliśmy kiedyś do Dąbrowic i tata powiedział, żebym zajrzała do szuflady, gdzie trzymał papiery, i żebym przeczytała to, co tam jest - wspomina. - Znalazłam akt notarialny, na podstawie którego majątek dostał się w ręce siostry. Tatę chyba sumienie dręczyło i dlatego kazał mi przeczytać ten akt. Tłumaczył, że moja mama z siostrą suszyły mu głowę, aby tak właśnie rozporządzić majątkiem. A jeszcze w styczniu, gdy mama poczuła się gorzej, to namawiała mnie, żebym zdała swoje mieszkanie komunalne i zamieszkała u nich. Kusiła, że mieszkają na parterze, więc i ja, i mój mąż, który nie ma jednej nogi, bo cierpi na cukrzycę, będziemy mieli łatwiej, bo teraz mieszkamy na drugim piętrze. A przy okazji zaopiekuję się też rodzicami. Namawiała, chociaż mieszkanie należało już do siostry. Gdybym się zgodziła, zostałabym na bruku.

W tej chwili pan Zdzisław wymaga pełnej opieki przez 24 godziny na dobę. Po ostatniej operacji ma stomię i prawie nie wstaje z łóżka. Trzeba go karmić i poić.

- Jest agresywny i krzyczy na wszystkich. Nie chciał pić i się odwodnił, dlatego 26 kwietnia znowu poszedł do szpitala - mówi pani Grażyna. - Wkrótce go zwolnią i znowu trafi do mnie, bo siostra na pewno znajdzie jakiś pretekst, żeby go nie przyjąć. A ja mam męża pod swoją opieką i nie wiem jak sobie dam radę, bo przecież czasem muszę wyjść z mieszkania coś załatwić.

Córka pana Zdzisława ma nadzieję, że otrzyma jakieś wsparcie z pomocy społecznej.

Dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Skierniewicach Janina Wawrzyniak obiecuje, że po długim weekendzie majowym skieruje do pani Grażyny pracowników socjalnych, aby zorientowali się sytuacji.

- Przeanalizujemy tę sprawę i będziemy zastanawiać się, jak pomóc tej rodzinie - mówi dyrektor Wawrzyniak. - Często w swojej pracy mam do czynienia z sytuacjami, gdy ktoś przejmuje majątek, a problemy oddala od siebie, choć jest to niepojęte. Każdy musi zdawać sobie sprawę, że wraz z majątkiem bierze na siebie także obowiązki - dodaje.

Do sprawy wrócimy.

Roman Bednarek

dziennikarz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.