Tragedia na rzece Bzurze w Bednarach pod Łowiczem. Poszukiwania zaginionego 13-latka nie przyniosły rezultatów
We wtorek, 10 sierpnia, doszło do tragedii na rzece Bzurze w Bednarach pod Łowiczem. Dwóch chłopców postanowiło się wykąpać. Jeden z nich zniknął pod wodą. Na pomoc ruszyły wyspecjalizowane jednostki straży pożarnej.
Pomimo wielogodzinnych poszukiwań, chłopca nie udało się znaleźć we wtorek. Poszukiwania wznowiono w środę, 11 sierpnia. W działaniach na rzece brały udział trzy łodzie, w tym wyposażone w sonary, płetwonurkowie oraz strażacy z państwowej straży pożarnej oraz ochotnicy.
- Ze względu na bardzo silny nurt i wiry wodne poszukiwania są bardzo utrudnione. Woda jest mętna po ostatnich opadach, a w wielu miejscach są powalone konary drzew. Dodatkowo poziom wody w rzece jest bardzo wysoki - mówił młodszy brygadier Arkadiusz Makowski, komendant PSP w Łowiczu, który nadzorował działania ratownicze.
Na miejscu pojawiało się wielu mieszkańców Bednar oraz pobliskiego Zabostowa Dużego, z którego pochodził zaginiony chłopiec. Mieszkańcy obserwowali akcję ratowniczą ze łzami w oczach.
- Taki młody chłopak. Co go podkusiło, żeby wchodzić do wody? Przecież miejscami jest nawet osiem metrów głębokości, a wiry, jak widać, są bardzo silne - mówił jeden z mieszkańców Bednar.
Inni wspominali, że jeszcze dwa tygodnie temu woda w tym miejscu sięgała do kolana, a pośrodku koryta widoczne były wysepki, które porastała trawa. Teraz nie było po nich śladu. W wodzie wytwarzały się wiry, nie było widać dna.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że strażacy wiedzą dokładnie, gdzie rzeka porwała zaginionego chłopaka. Jego kolega nagrywał wszystko telefonem komórkowym. Na filmiku widać, jak chłopiec płynie i w pewnym momencie znika pod wodą. Więcej już nie wypłynął...
- W tej chwili dno rzeki to jeden wielki muł. Po tych deszczach napłynęło błota i mogło go wciągnąć. Nawet najlepszy pływak nie da sobie rady z Bzurą przy takim jej stanie. Wiry są wszędzie i nie wiadomo gdzie się kończą, a gdzie zaczynają - mówił ze łzami w oczach starszy mężczyzna, który obserwował działania strażaków.
Na miejscu pojawili się również rówieśnicy zaginionego 13-latka. Jak twierdzą nie znali chłopca.
- To mogło spotkać każdego z nas. Rodzice nie raz ostrzegali, żeby nie wchodzić do rzeki, jak ma wysoki poziom. Ale chyba żaden z nas nie brał tych ostrzeżeń poważnie. Rzekę znamy od dziecka i często się w niej kąpiemy. Zazwyczaj woda jest płytka i bezpieczna - mówił jeden z chłopców.
W środę płetwonurkowie sprawdzali, po raz kolejny miejsce, w którym chłopca widziano po raz ostatni. Przeczesywali również okoliczne zarośla. Natomiast od strony Sochaczewa WOPR zwodował łodzie i w wybranych miejscach obserwował wodę oraz sprawdzał linię brzegową w poszukiwaniu ciała chłopca.
- Działania poszukiwawcze na rzekach są bardzo trudne. To jest zupełnie inna specyfika działań niż na wodach otwartych. Bardzo silny nurt oraz wysoki poziom wody są dużymi utrudnieniami. Robimy wszystko, żeby jak najszybciej znaleźć chłopca - mówił komendant Makowski.
Niestety, strażacy obawiają się, że znalezienie chłopca nie jest kwestią godzin, a dni. I apelują o rozwagę podczas kąpieli w rzekach. Szczególnie po ostatnich, silnych opadach deszczu wody rzek mogą być śmiertelnie niebezpieczne. Wezbrane wody, silne nurty i wiry wodne mogą pokonać nawet najlepszych pływaków.