Tragedia w Łyszkowicach. Zginął pięcioletni chłopiec
"Dla świata byłeś cząstką, a dla nas całym światem"- tak na nekrologu małego Adriana żegnali jego bliscy. Pięcioletni Adruś, jak pieszczotliwie nazywali go rodzice, tragicznie zginął 9 maja.
Mieszkańcy Łyszkowic w powiecie łowickim są w szoku. W lubianej rodzinie lokalnych przedsiębiorców doszło do tragedii. W sobotnie popołudnie nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń, do których doszło po godz. 15 przy ul. Targowej w Łyszkowicach. 36-letni mieszkaniec tej miejscowości podczas porządkowania posesji przy użyciu koparki przejechał własnego syna.
- Po prostu trudno w to uwierzyć - mówi jedna z osób, które w środę, 13 maja żegnały na łyszkowickim cmentarzu tragicznie zmarłe dziecko. - To jakiś zły sen, z którego wszyscy nie możemy się obudzić
Pięcioletni maluch bawił się na posesji. Adrian od najmłodszych lat fascynował się koparkami i innymi potężnymi maszynami. Lubił bawić się ich zabawkowymi wersjami. Feralnego dnia chłopiec poprosił, nie pierwszy zresztą raz, ojca, aby ten pozwolił mu wejść do kabiny pojazdu. Do tragedii doszło podczas wykonywania przez mężczyznę manewru cofania. Kierowca koparki prawdopodobnie patrzył przez bark do tyłu, gdy dziecko wypadło pod koła przez niezamknięte drzwi.
- Wszystko wskazuje na to, że w pewnej chwili chłopiec wstał, drzwi się otworzyły i wypadł, wprost pod koła cofającej koparki - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Dziecko poniosło śmierć na miejscu.
Na miejsce wezwano policję. Badanie na zawartość alkoholu w organizmie 36-latka wykazało, że jest on nietrzeźwy. Stwierdzono u niego półtora promila alkoholu.
- Mężczyzna usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci syna - dodaje przedstawiciel Prokuratury Okręgowej w Łodzi. - Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
36-letni łyszkowiczanin nie został zatrzymany przez policję. Śledczy nie objęli go też sankcjami. Czy przyznał się do winy? Prokurator Kopania informuje jedynie, że podejrzany złożył wyjaśnienia związane z tragicznym wypadkiem.
- To naprawdę straszne - mówi mieszkaniec Łyszkowic. - To normalny i dobrze poukładany facet, który wraz żoną rozwijał prywatny sklep wielobranżowy. Nigdy nie widziałem go pijanego. Nie wiem, co mogło się stać. Może po zamknięciu sklepu wypił dla relaksu piwo czy dwa, a potem doszło do tej tragedii?
Wieść o tragedii, która spotkała mieszkańców Łyszkowic obiegała nie tylko powiat łowicki. 13 maja w kościele parafialnym w Łyszkowicach zgromadzili się nie tylko bliscy pięciolatka oraz znajomi jego rodziców, ale także zupełnie obcy ludzie z okolicznych miejscowości, którzy ze współczucia przyszli towarzyszyć Adrusiowi w jego ostatniej drodze.