Tragiczny wrzesień 1939 roku w Skierniewicach
Pierwsza bomba spadła w Skierniewicach w nocy z 2 na 3 września na Zadębiu przy ulicy Młynarskiej. Lej miał 8 metrów średnicy.
Pierwsze godziny dramatu to bomby zrzucone 1 września 1939 roku na ludzi młócących zboże we wsiach Pękoszew i Chojnata. Zginęło 5 osób i tyleż było rannych.
Pierwsza bomba na Skierniewice spadła w nocy z 2 na 3 września na Zadębiu przy ul. Młynarskiej. Nie wyrządziła szkód, ale zostawiła po sobie ogromny lej o średnicy 8 m. Mieszkańcy tłumnie przychodzili oglądać skutki eksplozji. W tym samym czasie spadło 6 mniejszych bomb na linię kolejową.
Nasze miasto stało się celem lotnictwa niemieckiego ze względu na ważny węzeł kolejowy. Poważne bombardowanie miało miejsce 3 września. Po południu, około godziny 16, zaczęły wyć syreny. Nadleciała eskadra 26 samolotów, które rozpoczęły planowe bombardowanie miasta. Oszczędzono tylko koszary, które mogły się przydać w przyszłości okupantowi. Samoloty zrzuciły też bombę na rzeźnię przy ul. Rawskiej zabijając jedną osobę oraz kolejne na kościół św. Jakuba przy ul. Senatorskiej, w którym trwała właśnie popołudniowa niedzielna msza święta. Bomby wpadły do środka kościoła, zniszczyły główne wejście zabijając i raniąc wiele osób.
Według Ignacego Olczakowskiego zginęło około 25 osób. Helena Karmańska Lustych tak wspomina ten dzień: „ Byłam przy Senatorskiej. Nagle usłyszałam warkot samolotów i potężny wybuch. Wszystko zasłonięte było chmurą kurzu. Jezdnia i chodniki pokryły się szkłem z okien pobliskich kamienic. Drzwi główne kościoła, wysadzone siłą podmuchu, leżały na schodach wejściowych, na jezdni - krzyż z frontonu kościoła. Z oddalenia zobaczyłam starą kobietę, słaniającą się i krzyczącą, ze zwisającą nienaturalnie długą jedną ręką. Padła przed cukiernią Skorupki omdlała. Zaczęto ją cucić i wtedy zauważono, że ma całkowicie urwaną jedną rękę, która trzymała się na zapiętym rękawie bluzki. Podobno umarła z wykrwawienia. Od strony figury koło kościoła leżał mężczyzna, którego siła podmuchu wyrzuciła przez okno. Zaraz przybiegł felczer, Ignacy Olczakowski, który wszystkich oglądał i opatrywał. Furmanką zaczęto wywozić rannych i zabitych. Szczątki ludzi, których nie można było zidentyfikować, zbierano razem z gruzem i zakopano pod figurą Matki Boskiej”.
To nie wszystkie szkody tego dnia. Uszkodzona została kamienica Wyrzutowiczów naprzeciwko kościoła, kamienica na rogu ul.Prymasowskiej i Jagiellońskiej a także oficyny w osadzie pałacowej. Zbombardowano wiele domów mieszkalnych w okolicy dworca kolejowego, przy ul. Bielańskiej, Łowickiej, Mickiewicza, Sienkiewicza, Szkołę Handlową przy ul. Lelewela oraz samą stację kolejową.
Zniszczono również kilka pociągów i eszelonów z wojskiem polskim. Wielu żołnierzy na stacji zostało zabitych, wielu rannych. Rannym pomagali harcerze z Harcerskiego Pogotowia Wojennego. Inna drużyna ratowników tegoż pogotowia pomagała po bombardowaniu w kościele, wyprowadzając rannych i pilnując porządku.
W środę, 6 września Niemcy zrzucili na miasto następne bomby zapalające, wobec czego płonęły budynki przy ul. Przyrynek (obecnie Jagiellońska), Piotrkowskiej (obecnie Batorego) oraz Bielańskiej. Ponieważ w mieście zapanowała panika, mieszkańcy masowo uciekali z miasta do pobliskich wsi, ale również do Warszawy, bo poszła fama, że Warszawa będzie się bronić i Niemcy nie zdobędą miasta.
Ludzie pozostawiali domy, dobytek i ruszyli na poniewierkę. Miasto opustoszało i nie miał kto gasić pożarów, tym bardziej, że samochody Straży Ogniowej ewakuowano do Warszawy. Niemcy, po wkroczeniu 10 września do Skierniewic, zarządzili zebranie mieszkańców w parku i zażądali oddania broni oraz sprzętu wojskowego. Zastrzelili też publicznie dwie osoby dla zastraszenia ludności.
Ogółem w pierwszej połowie września w Skierniewicach spłonęło około 100 domów, zginęło około 150 osób, a 200 zostało rannych.