Z Andrzejem Sadowskim, ekonomistą z Centrum im. Adama Smitha, rozmawia Anna Gronczewska.
Wypłata trzynastej pensji, czyli popularnych trzynastek, to polski wynalazek?
Nie, przecież taki system wynagradzania jeszcze niedawno obowiązywał w Grecji. Tam wypłacano nie tylko trzynaste, ale nawet i czternaste pensje.
Pana zdaniem trzynastki motywują ludzi do pracy?
Nie jest to system motywacyjny. To element wynagrodzenia, który dostaje się na koniec roku, bez względu na to, jak się pracowało. Nie ma w tym przypadku żadnej motywacji. Przychodzi określony czas i po prostu wypłaca się trzynastkę.
Teraz trzynastkę dostają głównie pracownicy tak zwanej sfery budżetowej?
Rzeczywiście, jest to element wynagrodzeń przede wszystkim w sferze publicznej, nie prywatnej. W sferze prywatnej uwzględnia się jednak zaangażowanie, aktywność pracowników. Nie wygląda to tak, jak w przypadku trzynastki, gdzie obowiązuje zasada: jestem, to dostaję na koniec roku dodatkową pensję.
Czy nie byłoby lepiej zrezygnować z trzynastek, a w zamian podwyższyć comiesięczne pensje?
Spokojnie można by tak zrobić. Uznano jednak kiedyś, że to ekstrawynagrodzenie na koniec roku będzie elementem bardziej wpływającym na psychikę pracownika, bardziej zauważalnym niż zwiększenie comiesięcznej pensji. Podwyżka byłaby mało widoczna. Dostałoby się przecież tylko jedną dwunastą trzynastej pensji. O tym, że miało się kiedyś podwyżkę, szybko by się zapomniało, a na trzynastkę co roku się czeka. To zauważalny, ekstra- dodatek. Nie jest jednak to wynagrodzenie uzależnione od wysiłku, zaangażowania włożonego w pracę.
Trzynastka to pozostałość po dawnych czasach?
Widać, że choć minęło ćwierć wieku od zakończeniu starego systemu, znakomicie się trzyma i nikt nie chce od niej odejść. Kiedyś przeprowadzano badania na temat motywacji ubiegania się o posadę w sferze publicznej i na pierwszym miejscu odpowiadający umieścili brak kryteriów oceny pracy. Skoro nie ma kryteriów oceny pracy, to trzynastka należy się jak psu buda.
Podobno trzynastkę mogą dostać nawet ci, którzy otrzymali w ciągu roku upomnienia...
Nie zapominajmy, że trzynastka jest elementem wynagrodzenia. Nie ma znaczenia, jak się pracuje.
Myśli Pan, że trzynastki przetrwają?
Tak, bo nikt nie chce tego zmieniać. Zmiana wymagałaby przede wszystkim wprowadzenia kryteriów oceny, nagradzania i karania pracowników za efekty pracy. Skoro tego nie ma, to nie ma co likwidować trzynastek. Nic nie zapowiada, że zostaną zlikwidowane.
Ci, którzy pracują poza sferą budżetową, mogą tylko zazdrościć swoim znajomym trzynastej pensji...
Nie ma czego zazdrościć. Jeśli dobrze pracują, w swoją pracę wkładają wiele serca, to mają udziały w firmach, różne bonusy. W firmach są różne algorytmy dzielenia nadwyżek między pracowników. To jest też system motywujący do tego, by ludzie nie zmieniali pracodawcy i czekali na bonusy na koniec roku. To inny system, moim zdaniem lepszy niż trzynastka.
Anna Gronczewska