Udało się! Pani Asia i Franek już są w klinice w Niemczech
Udało się zakończyć zbiórkę pieniędzy na operację ratującą życie nienarodzonego Frania. Cała rodzina dotarła już do kliniki w Munster w Niemczech. Rozpoczęły się badania i przygotowania do narodzin chłopca.
We wtorek, 29 czerwca, cała rodzina państwa Zembrzuckich dotarła do Munster w Niemczech. Pierwsze badania w klinice rozpoczęły się już w środę, 30 czerwca. Malutki Franio przejdzie kompleksowe badania jeszcze w łonie matki. Lekarze będą ustalać, jak poważne są wady rozwojowe chłopca, żeby dopasować odpowiednie metody operacyjne.
Początkowo wyjazd do Niemiec planowany był na 18 czerwca. Jednak musiał zostać przełożony ze względu na brak środków finansowych. Do zebrania było ponad 380 tys. zł. W zbiórkę pieniędzy włączyli się mieszkańcy nie tylko Skierniewic i województwa łódzkiego, ale całej Polski. Pomoc płynęła zewsząd.
- Bardzo jesteśmy wdzięczni - to niesamowite ile osób nam pomogło, naprawdę sprawdziło się przysłowie że starych przyjaciół poznaje się w biedzie. Ja osobiście jest pod ogromnym wrażeniem mobilizacji Skierniewic. Cudownie jest wiedzieć,że ma się takie wsparcie na starych śmieciach!!!Ale i nieznanych mi osób z całej Polski. Taka pomoc z każdej strony!!!! - nie kryje wzruszenia Joanna Gałka-Zembrzucka.
Już wiadomo, że lekarze będą starali się, aby chłopiec jak najdłużej przebywał w łonie matki. Poród ma rozpocząć się naturalnie. Dopiero wtedy przystąpią do ratowania chłopca. Jednak cały czas będzie monitorowany stan Frania i jego rozwój. To właśnie dlatego pani Joanna najbliższe 2-3 miesiące spędzi w Munster. Będzie to bardzo trudny czas dla całej rodziny. Na Franka czekają dwie małe siostrzyczki, które będą musiały czekać na powrót mamy i braciszka z Niemiec w domu.
- Teraz pojechały z nami. Mąż i córki przywieźli mnie do Munster, bo sama nie była bym w stanie dojechać. Poza tym chcieliśmy, żeby dziewczynki zobaczyły, gdzie będzie ich mama w tym czasie. To dla nich ważne, żeby przez okres mojej nieobecności nie bały się o mnie. Chciałam, żeby wiedziały, że jestem bezpieczna i ich braciszek również - mówi pani Joanna.
Ala i Tosia, pomimo swojego wieku - 5 i 2 latka, doskonale orientują się w sytuacji. Wiedzą, że życie ich braciszka jest zagrożone i muszą się rozstać z mamusią na dłuższy czas. W wielogodzinną podróż jechały pełne emocji. Była radość z powodu wycieczki, był też lęk z powodu tak długiej jazdy samochodem oraz ciekawość gdzie jedzie ich mamusia.
- Ala i Tosia wiedziały, że wyjeżdżamy we wtorek (28 czerwca), ale nie wiedziały jak będzie wyglądać podróż. Ruszyliśmy po odebraniu ich z przedszkola, całą drogę żyły przygodami. Wyjazd do Niemiec, nowy, pożyczony samochód, nocleg w hotelu. Na drogę kupiłam im chrupki, więc już radość była pełna. Dla nich ten wyjazd to takie mini wakacje - mówi pani Joanna.
Dla pani Joanny najgorszym momentem będzie rozstanie z mężem i córkami, które za kilka dni wrócą do Polski. Najbliższe 2-3 miesiące spędzi sama w Niemczech. W tym czasie wydarzyć się może wszystko. W każdej chwili może zapaść decyzja o rozwiązaniu ciąży. Mąż nie zdąży dojechać, bo podróż do kliniki trwa około 15 godzin.
- Szczerze to przepłakałam całą noc przed wyjazdem. Adrenalina opadła i dopadł mnie stres. Martwię się o Franka, o to co się wydarzy, a przede wszystkim o to, że zostawiam dziewczynki na tak długi czas. Nigdy nie rozstawałam się z rodziną na tak długo - przyznaje pani Joanna.
Pomimo wielu emocji państwo Zembrzuccy wierzą w dobro. Wierzą, że uda się uratować Franka i są spokojniejsi odkąd są w klinice. Wiedzą, że nad życiem i zdrowiem ich synka czuwają europejscy specjaliści.