W nałogach i miłości nie był wyrywny
Pochodzący z podskierniewickiego Strobowa, Winicjusz Nowak uciekł ze wsi gdzie pieprz rośnie, czyli do Skierniewic, bo jak mówi, ciągnęło go do mechaniki samochodowej.
– Jak to chłopak na wsi, miałem motorower, a pierwszym autem w rodzinie była syrenka, kupiona na przedpłaty. Kto naprawiał ten dwusuwowy silnik? Ja dłubałem, do tego potrzebny był podstawowy zestaw narzędzi, nie jak dziś, gdy era przecinaka i młotka się skończyła. Z kolei mój pierwszy własny samochód to był duży fiat kupiony na giełdzie – wspomina Winicjusz Nowak.
Nim dorobił się pierwszego samochodu, pomykał 3 kilometry na przystanek PKS, by dojechać do skierniewickiego Techniku Mechanicznego. Czasem, gdy autobus się nie zatrzymał, do miasta szedł piechotą.
Po szkole trafił na niecałe dwa lata do Rawentu, a stamtąd do wojska, akurat na stan wojenny. Służył w stolicy w jednostce transportowej, a jeszcze niezbałamucony przez nałóg, przydziałowe papierosy przywoził dziadkowi. Sam palić zaczął później, skuszony przez kolegów.
– Byłem pracujący, zarabiałem, więc na koszt ojca nie paliłem – śmieje się prezes.
Wyrywny nie był nie tylko z nałogami, bo jak się śmieje, również jeśli chodzi o związki. Przyszłą żonę poznał pracując w Wojewódzkim Domu Kultury. Pani Ela też tu pracowała, ale trwało jakieś 2-3 lata, nim młodzi zaczęli mieć się ku sobie, potem jeszcze bardziej i tak już zostało. Mają dwoje dzieci – syn Dariusz ożenił się w ub. roku, a córka Anna już zaczyna wychodzić spod rodzicielskich skrzydeł.
– Jestem dumny z dzieci, ale ich wychowanie to olbrzymia zasługa mojej żony. Ona dbała o dom, a ja chodziłem na polowania, czyli zarabiałem.
Do połowy tego roku pracował w stacji kontroli pojazdów przy serwisie volvo w Nadarzynie, stamtąd został ściągnięty przez obecnego prezydenta Skierniewic, od 1 czerwca obejmując funkcję prezesa MZK w Skierniewicach.
– Zaczynałem jako kierowca, byłem dyspozytorem, na tirach też jeździłem. W latach od 1997 do 2001 byłem pracownikiem MZK w Skierniewicach, początkowo jako kierowca i śmiało mogę powiedzieć, że znam z siedemdziesiąt procent pracowników tej spółki. W 2010 roku uzyskałem tytuł inżyniera transportu na Politechnice Radomskiej – mówi Winicjusz Nowak. – Jeśli chodzi o sprawy techniczne, to zaskoczyć niczym się nie dam.